Concord właśnie został książkowym przykładem dla wielkich wydawców, jakich gier nie chcą gracze
Plany wobec Concord były ogromne. Przybliżanie grywalnych bohaterów, tworzenie animowanego serialu mającego pozwolić nam się zżyć z poszczególnymi charakterami, wielkie zapowiedzi dotyczące popremierowego wsparcia projektu, w teorii dopracowane mechaniki i przemyślane założenia rozgrywki dzięki produkcji trwającej aż 8 lat... a finalnie skończyło się na zawieszeniu serwerów.
Po przeczytaniu dzisiejszego komunikatu Sony nie wiedziałem, czy zacząć się śmiać, czy płakać. Skończyło się na tym pierwszym, bo jest to kolejna produkcja z gatunku sieciowych strzelanek, gdzie mamy możliwość sterować postaciami z nadprzyrodzonymi zdolnościami. A więc w skrócie: kolejny żmudny, nudzący się po kilku godzinach hero shooter.
Wygląda to trochę tak, jakby wydawcy mieli na oczach klapki i nie rozumieli, że my, gracze, nie chcemy takich strzelanek. Przed Concord już wiele takich tytułów odniosło w pewnym stopniu porażkę, ale zacznijmy od początku...
Każdy chce mieć własnego hero shootera, niczym wcześniej battle royale'a
W ostatnich latach na rynku pojawiło się sporo hero shooterów. Trend zainicjowany szczególnie przez ogromne zainteresowanie Overwatchem czy battle royale'owym Apex Legends sprawił, że każdy z większych wydawców chciał zjeść kawałek tortu (a takie EA nawet dwa, o czym za chwilę), który początkowo dla wielu graczy wydawał się znakomitym kąskiem.
Tym samym Electronic Arts, które stoi też za wydaniem udanego Apex Legends, wydało na rynek Rocket Arena. Ktoś pamięta tego, nazwijmy rzeczy po imieniu, bezpłciowego shootera? Jeśli nie, to nic straconego, bo w kulminacyjnym momencie na Steamie grało w niego tysiąc osób, więc wynik nawet lepszy od Concorda. Od lutego tego roku grać możemy też w Foamstars, ekskluzywny tytuł na PS4/PS5, który mimo tego, iż nie jest czystym hero shooterem, to jednak ma wiele wspólnego z tym gatunkiem. Produkcja zadebiutowała na premierę w PS Plusie, a potem przeszła na model free-to-play, bo nawet abonament Sony nie pomógł w zatrzymaniu zainteresowania graczy.
Większe przykłady to Overwatch 2 i Paladins. W tym pierwszym tytule bawi się co dobę około 50 tysięcy graczy na Steamie (którzy, podsumowując, oceniają grę Blizzarda na 2/10, bazując na opiniach na platformie Valve), a w tym drugim - 4,6 tysiąca zainteresowanych. I pomimo tego, iż wygląda to lepiej niż przy Concord (gdzie w dobę uruchomiło grę przez Steama około 110 graczy), to jednak zainteresowanie gatunkiem hero shooterów, a szczególnie nowszymi pozycjami z tej dziedziny (bo takie Team Fortress 2 wciąż radzi sobie świetnie), jest znikome.
Hero shootery nie cieszą się zainteresowaniem graczy
Idealnie obrazują to inne, nowsze tytuły sieciowe. Grzechem byłoby pominąć tutaj Helldivers 2, w które na premierę grało prawie pół miliona graczy! Teraz w ciągu doby wyniki te spadły do 27 tysięcy, ale w głównej mierze jest to spowodowane cholernie złym rozwijaniem produkcji, o czym do dzisiaj szumi społeczność serii. W CS2 gra dziennie nawet 1,3 mln graczy, w PUBG-a 600 tysięcy, w DOTĘ 2 również, w War Thunder ponad 76 tysięcy osób, a w Tom Clancy's Rainbow Six Siege nawet 75 tysięcy odbiorców. To też sieciowe pozycje, ale w szczególności strzelanki stawiające większy nacisk na współpracę, "poważniejszą" oprawę graficzną i bohaterów, którzy nie skaczą po mapach jak szaleni, używając co chwilę swoich nadprzyrodzonych zdolności.
I to nie tak, że w tym momencie staje się hejterem hero shooterów - wcale nie. Sam miałem przyjemność sprawdzić betę Concord i wcale nie bawiłem się źle. Jednakże po prostu nie wyobrażam sobie spędzić w tej grze więcej niż kilka godzin w przeciągu miesiąca. Rozgrywka nie jest angażująca, wszystko wydaje się aż za bardzo kolorowe, na ekranie ciągle widzimy tylko błyski, unoszących się w powietrzu oponentów czy gadżety i szczerze powiedziawszy, taka rozgrywka jest męcząca. Zdecydowanie bardziej wolę taktyczne podejście w Rainbow Six Siege, rozegranie rundki w CS2, gdzie bez współpracy z innymi graczami nie wygramy meczu, czy też wzięcie udziału w meczu w którejś odsłonie Call of Duty/Battlefield niż oglądanie superbohaterów.
Na horyzoncie Marathon od Bungie, lecz nie zapominajmy o The Last of Us Frakcje
Mam wrażenie, że hero shootery przejadły się graczom (wyczuwam, że nadchodzące Marvel Rivals również czeka klęska), tak jak kiedyś battle royale i obecnie na rynku pozostały wyłącznie cztery główne pozycje z tego gatunku - mianowicie PUBG, Fortnite, Warzone oraz Apex Legends. Hyper Scape umarło tak szybko, jak powstało, nie mówiąc o Realm Royale, Ring of Elysium, Rumbleverse czy Ghost Recon Frontline. Ile jeszcze projektów, takich jak Concord, musi powstać, aby więksi wydawcy zrozumieli, że wolimy albo grę sieciową, która do rywalizacji z innymi graczami podejdzie trochę ambitniej i jednocześnie poważniej (ala Helldivers 2), albo - co jeszcze lepsze - opowieść single-player, której historię zapamiętamy na długo.
Concord to prawdopodobnie pokłosie rządów Jima Ryana w Sony. Jak pamiętamy, były już szef PlayStation starał się o to, aby PlayStation Studios żyło przede wszystkim z gier live-service. I o ile Helldivers 2 się udało, tak przy Concord już nie. A tylko przypomnę, że w międzyczasie kupiono też Bungie, które dłubie przy Marathon (gra ma rzekomo przeogromne problemy i finalnie nie wiadomo, czy nie trafi do zamrażarki albo nawet do kosza), a chwilę wcześniej postanowiono skasować wielki projekt multiplayer The Last of Us, który jako jeden z nielicznych tytułów sieciowych zapowiadał się wybitnie dobrze. Oj PlayStation, gorzej w kontekście gier online być chyba nie mogło.
Przeczytaj również
Komentarze (177)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych