Rocky

Rocky to kawał historii. Subiektywny ranking wszystkich filmów z pięściarskiego uniwersum

Kajetan Węsierski | 13.09, 21:30

Mam ogromną słabość do serii o Rockym Balboa. To między innymi te filmy skłoniły mnie, by lata temu rozpocząć moją przygodę z pięściarstwem i to one w dużej mierze ukształtowały moją obecną osobowość, czy podejście do życia. Wiecie, gdy kilkunastoletni chłopak ogląda produkcje, które tak dosadnie wpajają pojęcie dyscypliny i walki do końca, to musi do odcisnąć swoje piętno. 

Z tego względu chciałem nieco wrócić do tamtych filmów w tekście. Faktem jest, że oglądałem je po kilka razy (niektóre nawet po kilkanaście), ale nigdy nie układałem ich w kolejności od tego, który podobał mi się najmniej (co nie oznacza oczywiście, że mi się nie podobał), aż do tego, który cenię najbardziej. Czas więc to zrobić! Na wstępie zaznaczę jeszcze, że lista jest w pełni subiektywna i zachęcam, by dzielić się swoimi spostrzeżeniami odnośnie do zestawienia! 

Dalsza część tekstu pod wideo

Rocky V (1990)

Zaczynamy od produkcji, w której… Wszyscy zdają się zgodni. To najgorzej przyjęta część przez krytyków i widzów (wliczając w to także mnie). Film z 1990 roku miał swoje momenty (jak choćby legendarne “Nie słyszałem gongu…”), ale w gruncie rzeczy był produkcją przeciętną. Do dziś mam wrażenie, że projekt powstał nieco na siłę i odstaje od pozostałych. Tym bardziej cieszę się, że 16 lat później pojawiła się kontynuacja… 

Creed II (2018)

Tak jest - opowieść o Creeddzie z Michaelem B. Jordanem to dalej to samo uniwersum, więc nie możemy filmów o Adonisie pominąć. Drugi był… Niezły. Odstawał nieco od pierwszego, ale podtrzymywał ten klimat walki o swoje, dążenia do bycia lepszym i umacniania więzi między trenerem, a jego zawodnikiem. Nie było perfekcyjnie, ale na pewno można się było na nim dobrze bawić. 

Rocky III (1982)

Ah ta trójeczka! Film, w którym na pierwszy plan wysunęła się przyjaźń. I to działało, oj tak. Pamiętacie wspólny trening i bieg na plaży? Coś pięknego! No i warto docenić w tym wszystkim także rolę Mr. T, który wcielając się w Clubbera Langa odwalił kawał dobrej roboty. Były momenty smutne - typowo pod wyciskanie łez, a były też takie, w których ciarki przechodziły po całym ciele. 

Creed III (2023)

Przyznam, że gdy pojawiały się pierwsze doniesienia odnośnie do tego filmu, to miałem nieco obaw. Zastanawiałem się, jak wypadnie produkcja bez znakomitego Sylvestra Stallone’a i czy Michael B. Jordan poradzi sobie w swoim reżyserskim debiucie. Cóż, można śmiało stwierdzić, że dał radę. Film ogląda się bardzo przyjemnie, a nawet pomimo braku Rocky’ego, nie zabrakło jego ducha. 

Creed (2015)

Może mam nieco skrzywiony obraz, bo zajarany powrotem Rocky’ego, oglądałem ten film dziesiątki razy, ale… Naprawdę świetnie się na nim bawiłem. Pewnie, to pozycja do bólu przewidywalna, bardzo łatwa w rozpracowaniu i na swój sposób powtarzalna, ale wyjątkowo motywująca. Te same motywy, choć sprzedawane kolejny raz nie powinny działać, to fajnie się to oglądało. Takie nowoczesne spojrzenie na Rocky’ego. 

Rocky Balboa (2006)

Nie zwykłem płakać na filmach - a “Rocky Balboa” jest jedynym, na którym przy okazji końcówki uroniłem łzę. Piękne zwieńczenie historii. Dokładnie takie, na jakie zasługiwała marka. A przemowę głównego bohatera, którą kierował do swojego syna, odpalam przynajmniej raz na kwartał. Świetnie opisuje całą serię, wszak nie jest ważne, jak mocno bijesz, a jak wiele jesteś w stanie przyjąć i iść dalej… 

Rocky II (1979)

Zazwyczaj, gdy film odnosi sukces, to kontynuacja ma problem, by mu dorównać. Zwłaszcza gdy zakończenie okazuje się idealnie wymierzone i emocjonalnie zbalansowane. Tu jednak zaryzykowano - Sylvester Stallone chciał kontynuować opowieść o Rockym Balboa. I trzeba przyznać, że mu to wyszło. Inspirująca opowieść, która osiąga tu swój faktyczny happy end. Taki, jakiego wielu chciało wcześniej. 

Rocky IV (1985)

Co tu dużo mówić… Fenomenalna produkcja. I nigdy nie zrozumiem, dlaczego przez tak wielu recenzentów jest krytykowana. Dla mnie to esencja tej serii i film, który zawsze wyciągnie ze mnie odpowiednie pokłady motywacji. Wszystko tu zagrało - od przesłania, przez fabułę, aż po muzykę. Produkcja niemal bezbłędna, która serwuje całe spektrum emocji. Mogę oglądać w kółko i to bez najmniejszego problemu. 

Rocky (1976)

I na sam koniec - trochę na bazie gustu, a trochę przez chęć docenienia pomysłu. Piękny film i jeszcze piękniejsze historie, które za nim stoją. Tak, jak Sly walczył o jego realizację, tak samo Rocky walczył w ringu o lepsze jutro. O poznanie swoich ograniczeń, przełamanie standardów i ucieczkę z brudnej codzienności. A jeśli chcemy iść na sam szczyt, to musimy być gotowi, że będzie pod górkę. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper