Kino Popcorn

Trylogia filmowa na Max, do której mogę wracać i wracać...

Kajetan Węsierski | 17.09, 21:30

Choć ruchy niektórych platform streamingowych i nowe produkcje, które proponują, nie zawsze przypadają mi do gustu, to rozmiary bibliotek sprawiają, że mimo wszystko trudno się nudzić. Powiem więcej - każda z tych dostępnych w Polsce ma przynajmniej kilka takich filmów i seriali, do których mogę raz za razem wracać. Wiecie, takich, w przypadku których każdy kolejny seans wnosi coś nowego. 

Jakiś czas temu dzieliłem się już własnymi przemyśleniami w tym zakresie odnośnie do kilku przedstawicieli tego segmentu branży rozrywkowej, a dziś przyszła pora na Max (dawniej HBO). I jest tam takie jedno uniwersum… Taka trylogia, która przy okazji każdego następnego seansu otwiera przede mną nowe wrota. Mam przy tym wrażenie, że nigdy się nie nudzi. To jedno z tych dzieł, których seans za każdym razem będzie dobrym wyborem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Władca Pierścieni 

I już widzicie, o czym mowa… Tak jest, chodzi o filmową trylogię Władcy Pierścieni, która do dziś uznawana jest za jedno z największych osiągnięć w historii kina. Przeniesienie na duży ekran kultowej powieści J.R.R. Tolkiena przez Petera Jacksona (a także resztę ekipy) okazało się strzałem w dziesiątkę i szybko zaskarbiło sobie nie tylko serca fanów, ale także znaczące miejsce w historii popkultury. 

Ekranizacja podróży przez zjawiskowe Śródziemie wystartowała w 2001 roku (u nas w 2002) przy okazji “Władcy Pierścieni: Drużyna Pierścienia”, kontynuowana była rok później we “Władcy Pierścieni: Dwie Wieże” i zwieńczono ją przy okazji wydanego po kolejnych kilkunastu miesiącach “Władcy Pierścieni: Powrót Króla”. Trzy lata, grubo ponad 500 minut (a w rozszerzonych wersjach niemal 700) i masa nagród.  

Ah tak, nagrody… Tutaj sypano nimi niemal z każdej organizacji - zarówno tych najbardziej prestiżowych, jak i niszowych. Filmy Doceniali wszyscy, a jeśli zarobki liczone są w miliardach, to nie można mieć wątpliwości, że seanse podobały się także samym widzom. I nie ma w tym nic dziwnego, wszak to - moim zdaniem - jedno z najlepszych dzieł fantasy, jakie kiedykolwiek pojawiły się w kinach. Piszę to bez wahania. 

Fantastyka w klasycznym wydaniu 

Czy jednak ktoś mógłby poddawać w wątpliwość jakość filmowego “Władcy Pierścieni”? Cóż, pewnie tak… Nie sądzę jednak, aby miał wiele argumentów na obronę takiego twierdzenia. Dość powiedzieć, że to uniwersum doceniają zarówno dzieciaki (sam byłem tym światem oczarowany już za małolata), jak i starsi. Zarówno doświadczeni wyjadacze fantasy, jak i całkowicie nowicjusze gatunku.

Zresztą - mówimy o serii, która tak w oryginale, jak i w przypadku filmowej adaptacji, zrewolucjonizowała gatunek. Wyznaczyła mu odpowiednie tory i okazała się niemal podręcznikiem dla kolejnych adeptów sztuki fantasy. Niemal każdy element w tej trylogii filmów działa. I nie napiszę tu nawet, że chodzi o “działanie jak na swoje czasy” - to wręcz nieśmiertelne zalety.

Im jestem jednak starszy, tym bardziej doceniam niektóre elementy i tym większą uwagę przywiązuję do szczegółów, które składają się na te niewątpliwe dzieła. Weźmy choćby bohaterów - nie są nijacy, co dziś jest problemem wielu dzieł. Każdy jest głęboko rozwinięty. Gandalfa, Legolasa, ekipę hobbitów czy Aragorna zapamiętujemy na długo. Kurczę, nawet Boromira trudno zapomnieć. 

A narracja? Epicka w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie ma mowy o nudnych tematach. I choć wykorzystywane są te, które dziś doskonale znamy (jak przyjaźń, poświęcenie, walka z pokusami czy po prostu klasyczna “opowieść drogi”), to wszystkie przedstawiono tam w sposób bardzo przyjemny w odbiorze. Z jednej strony łatwy do odczytania, ale z drugiej wyjątkowo niebanalny. Tu natomiast zasługi trzeba oddać genialnemu Tolkienowi. 

Reasumując…

A konkludując cały ten tekst, nie mogę zapomnieć o świecie Władcy Pierścieni…Od Gondoru, aż po Mordor - od Shire, aż po Rivendell. Wszystkie krainy, widoki i miejsca są po prostu zjawiskowe. Zapierają dech w piersiach. Dorzucając do tego bogactwo ras, języków i kultur, dostajemy świat, który choć fantastyczny, to w praktyce nie odbiega formą od tego, który znamy z realnego życia. Ze wszystkimi jego zaletami, ale też wadami. 

Koniec końców, mogę tam wracać i wracać. Nie można się tu nudzić, bowiem wszystko zostało napisane z takim rozmachem i jednocześnie tak dużym poszanowaniem dla książkowego pierwowzoru (który, swoją drogą, również mocno polecam), że wciąga i nie daje się wyrwać od pierwszej sceny w “Drużynie Pierścienia”, aż po ostatnią w “Powrocie Króla”. Nie wierzę, żeby uchował się ktoś, kto nie oglądał, ale jeśli tak… Nadrabiajcie. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper