EA Sports FC 25 okiem wieloletniego fana. Pierwsze wrażenia z nowej „Fify”
Mam wrażenie, że jeśli chodzi o fanów gier wideo, to wraz z końcówką września dzielą się oni na dwa obozy. Jeden, który cieszy się a nadejścia nowej odsłony wirtualnej piłki nożnej od Electronic Arts i drugi, który wręcz przeciwnie - zdaje się zirytowany polityką kanadyjskiego oddziału gigantów branżowych, wydających rokrocznie kolejne części, nie siląc się na rewolucyjne zmiany.
I jakkolwiek może być to dla wielu osób niezrozumiałe, mi zdecydowanie bliżej do tej pierwszej grupy. Pomimo wszystkich tych negatywnych emocji, które potrafi we mnie wzbudzić EA Sports FC i niewątpliwych irytacji, do których dochodzi przy okazji każdego z mnożących się błędów, wciąż czekam jak na Gwiazdkę.
Najpierw oglądam materiały, potem sięgam po dziesięciogodzinny trail, a następnie - w ramach wieloletniej tradycji - wybieram się z piątek po pudełkową wersję do najbliższego sklepu z grami. Tak było również teraz i po godzinach, których spędziłem w nowej odsłonie całkiem sporo, mam cztery konkretne wnioski. Pozwólcie, że się nimi podzielę!
EA Sports nie wyciągają wniosków…
Zaczniemy może od negatywnej kwestii, która bardzo szybko i nieprzyjemnie rzuciła mi się w oczy. EA Sports FC 25 jest grą, która (a piszę to jeszcze przed oficjalną premierą) nie działa poprawnie we Wczesnym Dostępie. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że za możliwość grania tydzień przed pełnym debiutem trzeba zapłacić (albo dopłacając do wyższej edycji, albo nabywając abonament od EA), wypada to blado.
Aby menu śmigało względnie płynnie, trzeba kombinować z opcjami w ustawieniach, serwery potrafi często wyrzucać, a w niektórych zakładkach (jak na przykład sklep) bardzo łatwo o zamrożenie działania gry, które skutkuje koniecznością resetu. Pominę oczywiście mniejsze i większe niedociągnięcia w mechanikach, bo musiałbym poświęcić na to cały tekst. Jasne, gdy to czytacie, pewnie wiele naprawiono, ale… No jest to plagą od kilku lat.
Tryb Rush to przyjemny powiew świeżości
Aby natomiast nie pozostawać wyłącznie w tych negatywnych tonach, warto wspomnieć o największej nowości, jaka pojawiła się przy okazji tegorocznego wydania “Fify”. Mowa tu oczywiście o Trybie Rush, a więc specjalnej opcji rozgrywkowej, która w pewnym sensie ma zastąpić usuniętą Voltę. Mniej tu oczywiście ulicy, ale klimat orlikowego grania da się bardzo szybko odczuć.
A fakt, że wszystko to zostało zrealizowane w ramach Ultimate Team i mamy do czynienia z sytuacją, w której za każdego piłkarza odpowiada zupełnie inny gracz, dodaje sporo głębi i zaciętości. Jeśli natomiast jesteście w stanie zebrać swoją własną ekipę wśród kumpli, to… Zabawa przybiera jeszcze lepszy wymiar. To jeden z tych dodatków do serii, które powinny długo przetrwać (jeśli deweloperzy zadbają o nie lepiej, niż o Momenty czy Drogę do Sławy).
Rewolucji nie ma i (raczej) nie będzie
Z serią od Electronic Arts jestem na bieżąco od niemal dwudziestu lat, a przez grubo ponad połowę tego okresu rokrocznie nabywałem kolejne odsłony w dniu premiery. I przyzwyczaiłem się do jednego - rewolucji co kilka miesięcy nie uświadczymy. Ba, w pewnym momencie trudno je zauważyć na tej wierzchniej warstwie. Jasne, zwiastuny mogą trąbić o systematycznych systemach, czy lepszym ślizgu przy wślizgu, ale to nic, co trafi do niedzielnego gracza.
Sama marka natomiast ewoluuje i nie można się z tym sprzeczać. Kroki są małe, często kryją się w detalach i da się je odczuć dopiero w dłuższej perspektywie czasu, ale… Osobiście zdążyłem do tego przywyknąć. I w EA Sports FC 25 jest bardzo podobnie. Mając za sobą tysiące godzin w różnych Fifach, jestem w stanie zauważyć różnice w szczegółach, ale jeśli liczyliście na “coś zupełnie nowego”, to nie ma nic, co Was zadowoli.
Więcej z symulatora?
No dobra, ale skoro już o tych malutkich różnicach wspomniałem, to warto tu wskazać, w czym się przejawiają. Ja najbardziej odczuwam to chyba w samej rozgrywce i tych typowych boiskowych wydarzeniach, których w trakcie spotkania jest przynajmniej kilkanaście. Od podań prostopadłych, przez kierunkowe przyjęcia piłki, aż po przejścia z dryblingu do sprintu i odwrotnie.
Dużo trudniej jest obecnie skontrolować futbolówkę. Jasne, wysokie statystyki u niektórych zawodników mocno w tym pomagają, ale koniec końców jest to dużo mniej orientacyjne, niż w poprzedniej odsłonie. Tak, jakby EA Sports FC zdecydowało się zrobić mały kroczek - wręcz dziecięcy “tip-top” - w kierunku symulatora piłkarskiego. Czy to dobrze? Nie wiem - domyślam się, że za kilka tygodni i tak wrócimy do sprintów po skrzydle.
Podsumowując…
Koniec końców, lubię ten okres. Wiem, że dla wielu osób daję się “skubać reniferom z Kanady”, ale wychodzę z założenia, że najważniejsze jest, aby czerpać frajdę z naszej branży. I tym się kieruję, a premiera każdej kolejnej odsłony EA Sports FC (wcześniej FIFY) daje mi sporo radochy. Jasne, nie ma tu mowy o rewolucji, a wielkich zmianach i całkowitym odwróceniu zasad, ale to zaczynanie od początku ma w sobie coś ekscytującego.
Ja bawię się dobrze - pokuszę się nawet o stwierdzenie, że pierwsze wrażenia są lepsze, niż w przypadku EA Sports FC 24. Liczę natomiast, że najbliższe dni przyniosą poprawki błędów, a nie próbę wypłaszczenia tych kilku zmian, które wprowadzono. Autopsja sprawia, że troszkę się tego obawiam, ale nadzieja każe wierzyć, że może tym razem będzie inaczej. Nie jest idealnie, ale jest nieźle.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do EA Sports FC 25.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych