Gry Ubisoftu są do bólu powtarzalne. I za to je lubię
Wieloletnie wykorzystywanie tych samych zasobów to coś, do czego Ubisoft nas przyzwyczaił. Zmienia się głównie środowisko, historia, ale reszta zawartości w wielu przypadkach pozostaje podobna. I to przez naprawdę długi czas. W pełni rozumiem osoby krytykujące tę firmę, ale mimo wszystko zawsze spędzam w grach Ubi dziesiątki godzin i wcale się nie nudzę.
Reputacja Ubisoftu nie ma się najlepiej od kilku ładnych lat, ale ta generacja jest wyjątkowo słaba dla Francuzów. Z jednej strony zakopanie wielu ikonicznych marek, z drugiej chybione projekty, które kosztowały ogromne pieniądze, a z trzeciej powtarzalność – znak firmowy Ubisoftu. To właśnie o owej powtarzalności jest poniższy tekst.
Odtwórczość i bazowanie na tych samych schematach to w tej korporacji tradycja. Dużo czasu musi upłynąć, aby Ubi zdecydowało się na wprowadzenie znaczących zmian. Ale tak jak napisałem w tytule, powtarzalność niespecjalnie mi przeszkadza, chociaż wiem, że to dość niepopularna opinia.
Coraz więcej tego samego
Jestem jedną z tych osób, którym zmiany wprowadzone w Assassin’s Creed: Origins bardzo przypadły do gustu. Zarówno w przypadku systemu walki, jak i kreacji świata gry. Stworzenie tak dużej mapy pozwoliło Ubisoftowi na dodanie tego, czego ogromna część graczy wprost nienawidzi. Chodzi oczywiście o znaczniki z mało ambitnymi aktywnościami, takimi jak zlikwidowanie kapitana w obozowisku, czy chociażby otworzenie wszystkich skrzyń z łupem na danym obszarze. Dla większości są to zbyt proste i mało emocjonujące rzeczy, ale ja miło spędzam przy nich czas.
Przemierzanie Egiptu było bardzo satysfakcjonujące, znaczniki wykonywało się szybko i bez większych problemów, a ładne widoki cieszyły oko. W AC: Odyssey Ubisoft poszedł o krok dalej. Mapa była znacznie większa, co wiązało się z jeszcze większą liczbą aktywności pobocznych. Do tego dochodziła gigantyczna liczba podwodnych lokacji i questy, które generowały się bez końca. Dosłownie. Nie raz zdarzało mi się wejść do gry, wykonać kilka zadań i wyłączyć. Tak dla zabicia czasu.
Mogłoby się wydawać, że po takim festiwalu „kopiuj-wklej” będę miał dosyć Ubi-gierek na długi czas. Nic bardziej mylnego. Ostatnia część drugiego DLC do Odyssey ukazała się w połowie 2019 roku, a w listopadzie 2020 Francuzi mieli już gotowego kolejnego giganta. A że zbiegło się to akurat z premierą nowych konsol, to nie mogłem odpuścić. Ukończenie wszystkich regionów na 100% w Valhalli wymaga poświęcenia bardzo dużej ilości wolnego czasu i zrobiłem to z przyjemnością.
Bardzo lubię ten schemat rozgrywki i w zasadzie nie potrzebowałbym tutaj żadnych znaczących zmian. Przynajmniej na razie. Być może z tego właśnie powodu tak dobrze bawiłem się w Ghost of Tsushima. Niektórzy twierdzą, że gra od Sucker Punch Productions to tytuł z typowo ubisoftowym światem. Coś faktycznie w tym jest – haiku, gorące źródła, obozowiska Mongołów, czy wspinaczka do kapliczek to niemal takie same aktywności, jak w przypadku Assassin's Creed. Tylko inaczej podane. GoT prezentuje jednak znacznie wyższą jakość wykonania.
W Far Cry'u jest podobnie. Wspinaczka na wieże radiowe i przejmowanie posterunków to już klasyka. Spośród wszystkich części od trójki, Primal wyróżniało się najbardziej, ale akurat ta odsłona podpasowała mi najmniej. Być może ze względu na brak giwer, dzięki którym mogę wejść z pompą do obozowiska i wyeliminować każdego, kto stanie mi na drodze. Rzadko decydowałem się na rozwiązanie taktyczne. To by również tłumaczyło, dlaczego odejście od skrytobójstwa w ostatnich odsłonach Assassin’s Creeda nie jest dla mnie problemem. Po prostu preferuję zadymę.
To jest właśnie kwintesencja wielu gier Ubisoftu – powtarzalność. Przez ostatnie lata, gdy Ubi zapowiadało jakąś grę, to od razu wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. W przypadku serii Far Cry i Assassin’s Creed nie miałem żadnych obaw co do gameplayu. Doskonale wiedziałem co dostanę i nie byłem tym rozczarowany. Ich singleplayerowe gry od lat traktowałem jak "pewniaki" – niby pełne błędów i niedoróbek, a człowiek i tak miło spędza czas w tych światach.
Ale to nie jest tylko kwestia gier Ubisoftu. Mapa w Wiedźminie 3 również przepełniona jest wszelkiego rodzaju znacznikami, a ja oczywiście musiałem wykonać wszystkie z nich. Nawet te, które dziś krytykowane są przez samych twórców. Znaki zapytania na Skellige są w większości przypadków kompletnie bezsensowne, ale mój wewnętrzny upór nie pozwolił na to, by mapa nie została ukończona w całości.
Tonący statek?
Sęk w tym, że ta powtarzalność zaczęła graczom wychodzić uszami. Ale to nie jedyny problem. Ostatnie wyniki Ubisoftu to prawdziwy dramat. Gigant inwestuje w projekty, które z góry skazane są na porażkę, a w przypadku pozostałych tytułów podejmowane są dziwne decyzje, przez co firma zraża do siebie graczy. I nie ukrywam, trochę martwi mnie przyszłość Ubisoftu. Już teraz widać, że szefostwo działa w pośpiechu, aby chociaż trochę polepszyć sytuację. Końca problemów niestety nie widać. Ubisoft ma wiele wad, ale mam nadzieję, iż do bankructwa nie dojdzie.
Podsumowując, doskonale zdaję sobie sprawę, jak odtwórcze są gry Ubisoftu, które powstały w ciągu ostatnich 10 lat. A przynajmniej większość z nich. Zdarzały się oczywiście zmiany (jak w przypadku opisanego wyżej Assassin’s Creeda), ale później znów mieliśmy do czynienia z powielaniem tego, co już było. Na rynku jest naprawdę cała masa unikalnych i wyróżniających się gier. Wystarczy tylko poszukać. Dlatego poniekąd cieszę się, że Ubi przez lata serwowało mi praktycznie tego samego kotleta, tylko polanego nieco innym sosem. Ten kotlet, pomimo swoich niedoskonałości, dalej smakuje całkiem nieźle.
Przeczytaj również
Komentarze (120)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych