Wróciłem do GTA: Definitive Edition. I byłem w lekkim szoku
Ta marka zasłużyła na coś znacznie lepszego. Zapowiadało się słabo, a wyszło jeszcze gorzej. Sam na początku strasznie naciąłem się na Grand Theft Auto Trilogy: Definitive Edition, ale późniejsze aktualizacje lekko mnie zszokowały. Zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Jak to możliwe? Dowiecie się poniżej.
Stworzenie remastera najwidoczniej nie jest takim łatwym zadaniem. Przynajmniej dla niektórych deweloperów. W tej generacji jesteśmy wprost zalewani wszelkiego rodzaju odświeżeniami – jedne są dość leniwe i nie oferują zbyt dużo ulepszeń, natomiast inne to już ambitniejsze projekty. Istnieją też takie, które prezentują fatalny stan techniczny i kosztują niemałe pieniądze. Właśnie takim „remasterem” (a w zasadzie to "remasterami") uraczyła nas ekipa Grove Street Games.
Rockstar miał pełne ręce roboty przy GTA 6, więc remasterem trylogii Grand Theft Auto zajął się zespół GSG. Choć jest to akurat częsta praktyka, że odświeżenia tworzone są przez inne, mniejsze zespoły. Problem w tym, że studio odwaliło kompletną fuszerę. W GTA: Definitive Edition zagrałem niedługo po premierze. Było to wydanie na płycie, więc o wersji na PS5 mogłem zapomnieć, ale nie w tym rzecz. Niestety nie miałem szczęścia, gdyż produkcja była dla mnie prawie niegrywalna.
Przykład, jak NIE robić remasterów
Ze względu na ogromny sentyment zacząłem od San Andreas. I w zasadzie na San Andreas się skończyło. Początkowo miałem nadzieję, że nie będzie tak źle, ale rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje nastawienie. Błędy graficzne to nic. Gra dość często crashowała, co uniemożliwiało komfortową rozgrywkę. Do tego dochodził mało przyjazny system checkpointów. Nie chciało mi się ponownie włączać GTA za każdym razem, gdy wystąpił problem, dlatego niedługo później pozbyłem się płyty i dałem sobie spokój.
W ciągu roku od premiery GTA: Definitive Edition otrzymało kilka aktualizacji, w których skupiono się na naprawie najbardziej palących problemów. Ja jednak wolałem nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, dlatego odpuściłem ponowny zakup. W pewnym momencie GTA: San Andreas wpadło do katalogu gier w PlayStation Plus Extra, więc był to doskonały moment na sprawdzenie, co zostało poprawione. Tak jak wspomniałem wyżej, powrót był dla mnie lekkim szokiem – zarówno pozytywnym, jak i negatywnym.
Ale po kolei. Ten pakiet gier nawet dziś ma fatalne opinie wśród sporej części społeczności, a wiele osób całkowicie odradza granie w niego. Czy naprawdę jest aż tak źle? Wszystko zależy od naszych oczekiwań. W moim przypadku były one już wyjątkowo niskie. Zacznijmy jednak od pozytywów. Stan techniczny gry jest znacznie lepszy. Naprawdę. GTA San Andreas tym razem nie scrashowało ani razu, a warto wspomnieć, iż grę przeszedłem od początku do końca. Tylko raz wymagany był całkowity restart gry. Odpalił się tzw. tryb PowerPointa, gdzie liczba klatek z niewiadomych przyczyn spadła do jednej lub dwóch i pomogło dopiero ponowne uruchomienie.
Gra zaliczyła też lekki upgrade graficzny. Wiadomo, styl remastera nie każdemu odpowiada, ale aktualizacje zdołały naprawić trochę problemów z modelami, teksturami i animacjami. Dalej zdarzają się gorsze momenty (jak widać na screenie poniżej), ale przynajmniej podjęto próbę złagodzenia problemów. Pod mapę nie zapadłem się ani razu, co też jest godne pochwały. Wiele osób twierdzi, że San Andreas prezentowało najgorszy stan techniczny z całej trylogii, więc nie ma tragedii.
Dalej trafimy na wiele "perełek"
No to teraz negatywy. Niby wiele rzeczy zostało naprawionych, ale ogromna część problemów i niedoróbek wciąż istnieje. Fizyka to momentami prawdziwy kosmos. Zazwyczaj jest w porządku, ale prędzej czy później wydarzy się coś absurdalnego. Dziwne zachowanie niektórych pojazdów po kolizji to pikuś. Po uderzeniu przydrożne lampy dalej potrafią obracać się kilka razy wokół własnej osi, a następnie zapadają się pod mapę. Ja wszystko rozumiem, ale czy naprawdę nie dało się tego inaczej rozwiązać? Tryb jakości jest w mojej ocenie absolutnie niegrywalny ze względu na szarpane 30 FPS, a różnice w grafice są minimalne. Ciekawym widokiem było również obserwowanie, jak przez kilkadziesiąt sekund karetki pod szpitalem pojawiały się jedna na drugiej.
Najgorsze są jednak problemy, które wpływają na progresję. W jednej misji musiałem podążać za Wooziem, lecz ten w pewnym momencie się zatrzymywał i koniec. Zawsze w tym samym miejscu. Restartowanie gry i powtarzanie misji nie pomagało. Rozwiązanie znalazłem dopiero na Reddicie. Sytuacji związanych z nieprawidłowym zachowaniem NPC było znacznie więcej, lecz zazwyczaj skrypt wczytywał się poprawnie po pewnym czasie lub po restarcie misji. Na szczęście nie wystąpiły żadne problemy, które całkowicie blokują postęp i wymagają użycia starszego zapisu. Wyżej wspomniałem o ulepszeniach graficznych. To fakt, jest lepiej, ale część tekstur dalej wygląda fatalnie, a niektóre postacie wręcz przekomicznie.
Mam też wrażenie, że oryginalna wersja nie była aż tak trudna. Przeciwnicy niemal natychmiastowo namierzają Carla i oddają serię precyzyjnych strzałów. Najczęściej działo się to od razu po zakończeniu cutscenki. Brak jakichkolwiek szans na reakcję. Czasami trzeba było po prostu zginąć kilka razy, aby mieć możliwość schowania się w bezpieczne miejsce. Nie wiem, czy podwyższenie poziomu trudności było celowym zabiegiem, ale szybkość reakcji wrogów jest momentami niedorzeczna.
Nieśmiertelny klasyk
Gdybym miał podsumować, to GTA: Definitive Edition nie jest już takim złym produktem. Aktualizacji nie było od dawna, więc obecne problemy raczej już pozostaną, ale nie są one czymś, co sprawia, że tytuł jest niegrywalny. To w dalszym ciągu te same, kultowe gry, które teraz prezentują się akceptowalnie, ale nie za pełną cenę. Na jednej z promocji na pewno zakupię pakiet, aby ograć pozostałe dwie części. Tak na marginesie: wersja mobilna na Netflix otrzymała dość spory upgrade, który m.in. znacząco ulepsza oświetlenie. Szkoda, że wciąż nie zostało to zaimplementowane do standardowego wydania.
Niby jest lepiej, ale wciąż bulwersuje fakt, że za kwotę ponad 250 zł próbowano nam sprzedać produkt, który na początku przedstawiał tak niską jakość. Gdybyśmy na premierę otrzymali to, co widzimy w tym momencie, to odbiór z całą pewnością byłby nieco lepszy. Trochę smutne, że na koniec cieszyłem się, iż gra ani razu się nie wysypała. To powinien być standard. No ale jest jak jest.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych