Dziewicza krew (!) w Fight Night Champion

Fight Night Champion wciąż robi robotę? Sprawdzamy hit EA w 2024 roku

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 21:30

Gry związane z boksem nie mają się obecnie najlepiej - zwłaszcza ilościowo. Jeszcze dwie dekady temu mogliśmy liczyć na naprawdę sporo różnorodnych pozycji, a obecnie… Cóż, dość powiedzieć, że na kolejny “realistyczny” projekt związany z pięściarstwem czekaliśmy przez kilkanaście dobrych lat. Oczywiście do ubiegłotygodniowej premiery, którą miałem przyjemność recenzować niedługo przed jej debiutem. 

Mowa oczywiście o Undisputed, w które od jakiegoś czasu sporo sobie pogrywam. Jak wspomniałem w moim tekście - choć nie obyło się bez minusów, to z braku konkurencji, można się w to wszystko wciągnąć. Nie jest to jednak jedyny projekt bokserski, który mam obecnie na dysku… A to za sprawą Fight Night Champion! Grę ściągnąłem, by mieć lepszy ogląd porównawczy względem wspomnianego Undisputed. I od tamtego momentu stale wracam. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Fight Night Champion

Piąta odsłona kultowej już serii produkcji o pięściarstwie, za którą odpowiadało Electronic Arts, debiutowała jeszcze w 2011 roku - oczywiście na PlayStation 3 i Xboksach 360. Dostaliśmy w niej w gruncie rzeczy wszystko to, co mogliśmy znać z poprzedniczek, dodając do tego lekko podrasowany silnik gry, usprawnioną fizykę starć, a także bardzo ciekawy tryb Champion Mode, który zapewniał naprawdę dobrze zrealizowany wątek fabularny. 

W samej grze, odkładając na bok kampanię Andre Bishopa, najważniejsze są oczywiście pojedynki. A lista dostępnych postaci wypadała całkiem korzystnie. Twórcy zadbali o ponad 50 licencjonowanych zawodników, wśród których pojawiły się takie tuzy ringu jak Joe Frazier, Roy Jones Jr, Lennox Lewis, Manny Pacquiao, bracia Kliczko, czy Muhammad Ali i Sugar Ray Leonard. Było nieźle, ale…

Na tym nie koniec, wszak świetnie działał także system tworzenia postaci, które mogliśmy następnie - niczym w The Sims - udostępniać w wewnętrznym "sklepie" innym graczom. Dzięki temu na ringu mieliśmy opcję walczyć także jako niedostępni zawodnicy (np. Floyd Mayweather Jr.), albo kompletnie zwariowane opcje (np. Bruce Lee czy John Cena). Trudno było się tu nudzić, oj trudno. 

I choć dziś wiele osób może stwierdzić, że grę zapamiętaliśmy lepiej, niż w rzeczywistości się prezentowała, to… Nie jest to całkowicie prawdziwym stwierdzeniem. Faktem jest bowiem, że już w momencie jej debiutu, oceny były naprawdę pozytywne. Z 59 recenzji, które znajdują się obecnie na Metacriticu, wyciągnięto niezłą średnią na poziomie 86 punktów na 100 możliwych. 

Wrażenia po ponad dekadzie

No dobra, ale dlaczego właściwie postawiłem na Fight Night Champion? Cóż, odpowiedź jest banalna - bo jest to jedyna odsłona, która dostępna jest w Game Passie. I dalej świetnie śmiga nawet na bieżącej generacji, więc wybór był prosty. Zresztą, to dalej ta odsłona serii, do której mam największy sentyment i najwięcej sympatii - tak czy inaczej postawiłbym na nią. A że wybór ułatwiono, to nie ma o czym mówić. 

Powiem krótko - byłem pod ogromnym wrażeniem. Ba, dalej pod nim jestem. Gra, będąca bohaterką tego tekstu, debiutowała na rynku 13.5 roku temu. Prawie półtorej dekady za pasem, a ona dalej wygląda bardzo dobrze. Jasne, nie ma mowy o detalach na poziomie najnowszego NBA 2K od 2K Games albo chociaż EA Sports UFC 5, ale jest naprawdę świetnie. I to nie tylko “z perspektywy czasu”. 

Co więcej, rozgrywka dalej jest płynna. Nie trzeba się tu martwić sztywnymi animacjami, opóźnieniami, czy bugami psującymi przyjemność z gry. Walki wciąż wypadają bardzo przyjemnie. Pojedynki są emocjonujące, kombinacje ciosów dają sporo satysfakcji, a ringowe poruszania wydaje mi się znacznie przyjemniejsze, niż w wielu wydanych później projektach ze świata boksu. 

Oczywiście skłamałbym, pisząc, że jest bezbłędnie. Te problemy, które miałem kilkanaście lat temu, dalej irytują. Dźwięk zadawanych uderzeń daleki jest od rzeczywistego, a ciosy na korpus są zbyt łatwe w realizacji i zbyt mocne, jak na tak prostą formułę. Poza tym mniejsze bugi związane z fizyką starć są tu na porządku dziennym, ale… Żadna z tych rzeczy nie przyćmiewa tego, jak kapitalny jest to projekt. Nawet po upływie lat. 

Podsumowując…

Powiem nawet więcej - perspektywa minionych lat pozwala jeszcze bardziej docenić stan, w jakim ten tytuł wydano. Czuć tu zrozumienie dyscypliny i zrozumienie graczy. Doskonale widać doświadczenie nabyte przez poprzednie cztery odsłony. To wciąż były te czasy, gdy Electronic Arts bardzo mocno i skutecznie uczyło się na błędach, osiągając kolejne pułapy rozwoju deweloperskiego. 

Szkoda tylko, że na FNC historia dobiegła końca. Jasne, później przerzucono się na zdobywające popularność MMA, a sama seria odnosi spore sukcesy, ale... Marzę o kolejnej części Fight Nighta. Zainteresowanie Undisputed było spore i to powinno dać do zrozumienia “Elektronikom”, że nowa część ich serii o pięściarstwie mogłaby sprawić euforyczny wybuch u milionów graczy. Ależ by to było…

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper