Remaster Horizon: Zero Dawn - niby niepotrzebny, a i tak miliony kupią

Remaster Horizon: Zero Dawn - niby niepotrzebny, a i tak miliony kupią

Krzysztof Grabarczyk | 13.10, 17:00

Bezpieczniej jest stworzyć remake. Najbezpieczniejsze są jednak remastery. Gdy Sony wydawało pierwszy zbiór kolekcji, czyli Ico & Shadow of the Colossus - hejtu nie było końca. Skatalogowano już chyba wszystkie największe szlagiery Sony, które doczekały się odświeżeń. Trudno zarzucić firmie lenistwo w kontekście nanoszonych poprawek. Moda na kosmetyczny recykling trwa już od ponad dekady. Wszystko zaczęło się za życia PlayStation 3. Obecnie trudno wskazać znany z przeszłości tytuł, który nie otrzymałby nowego wydania, lub aktualizacji poprawiające działanie na mocniejszych platformach. Przyszła zatem kolej na grę, która zredefiniowała wizerunek holenderskiego studia Geurilla Games. 

Kojarzone przede wszystkim z serią pierwszoosobowych strzelanin, Killzone - studio czuło się wypalone tematem już w trakcie prac nad Killzone: Shadow Fall. Gra była dobra, a pod względem wizualnym wciąż prezentuje topowy poziom. Uruchomiłem tytuł niedawno na PlayStation 5 i pomimo jedenastu lat od premiery, trudno jej cokolwiek zarzucić pod kątem oprawy. Szefowie studia wiedzieli, że nadszedł czas zmian. Z obecnej perspektywy widzę, że wówczas ekipą targały rozterki nie gorsze niż w przypadku Bungie, które porzuciło Halo na rzecz nowej wizji, Destiny. Jak to było z Guerilla Games? W 2011 roku, gdy w studiu zakończyły się prace nad Killzone 3, Mathis de Jonge przejrzał aż czterdzieści koncepcji na potrzeby nowego projektu. Wygrał ta przygotowana przez Jana-Barta van Beeka, dyrektora artystycznego pamiętającego jeszcze prace nad oryginalnym Killzone (2004). 

Dalsza część tekstu pod wideo

Zespół złożony z maksymalnie trzydziestu osób rozpoczyna fazę pre-produkcyjną. Głównym scenarzystą został John Gonzales. Napisał wcześniej tło wydarzeń dla Fallout: New Vegas. Niezmiennym elementem od samego początku istnienia gry na desce kreślarskiej była postać rudowłosej łowczyni, Aloy. Szefostwo dało zielone światło. Prace nad Horizon: Zero Dawn oficjalnie ruszyły w 2012 roku. Gdy zamknięto prace nad Killzone: Shadow Fall, cały zespół miał jedno zadanie - ukończyć Horizon i sprawić, aby gra znalazła się na ustach wszystkich.  Udało im się. W marcu 2017 roku PlayStation wzmocniło się o nową, bardzo mocną markę. Horizon: Zero Dawn do dzisiaj znalazło przeszło 20 mln nabywców. Przygodę przez jakiś czas udostępniono nieodpłatnie w ramach akcji Play at Home. Pobraliście? 

Generacja niskiego ryzyka 

undefined

Sony poznaliśmy z dwóch stron. Firma za życia PlayStation 3 nie bała się wyzwań. Twórcom słano ciężarówki wypchane dolarami, byle dostarczyli produkt najwyższej jakości, niemal pozbawiony błędów. Patrząc na fragmenty rozgrywki z Horizon: Zero Dawn miałem wrażenie, że Guerilla Games zapatrzyło się w schematy Ubisoftu. Historia narodzin Aloy, niechcianego dziecka w rodzimej wiosce, oraz jej dorastania u boku mentora potrafiły zaangażować. Rozgrywka również. Do tego graficznie nie miała sobie równych. Deweloperzy nie przesadzili z rozmiarem mapy wyznaczając jej granice bez krzty przesady. Gra stała się światowym hitem. Sequel, Horizon: Forbidden West również zdobył popularność, choć sam odbiór gry w mediach był gorszy. Trzecia część, jeśli powstaje, musi dać od siebie więcej, choć nie ukrywam, że kartą przetargową tej serii bardzo często okazuje się oprawa graficzna. 

Sony nie zapowiedziało jeszcze trzeciej części popularnego cyklu. Potwierdzono Horizon Zero Dawn: Remastered, które niczym jego protagonistka w swym plemieniu  - wydaje się niechcianym dzieckiem. Oryginalne wydanie wciąż porusza się bez większych zarzutów. Teraz odsłonię tę drugą stronę monety z grawerem Sony. Producent PlayStation nie chce już ryzykować. Fokus inwestycyjny to przede wszystkim znane marki. Starczy niewypałów o imieniu Concord. Remaster pierwszej z przygód Aloy to świetna okazja, by zreperować budżet. W tym świetle oczekiwałbym prokonsumenckiej postawy. Niestety, Sony kolejny raz dowiodło, że nie ma problemu z nagłym podnoszeniem cen. Zakup podstawowej wersji Horizon: Zero Dawn wiąże się z podwyżką w PlayStation Store. Wszystko przez możliwość aktualizacji edycji z PS4 za realne pieniądze. Kwestia czasu zanim cena pudełkowego wydania podskoczy do góry. 

Narzekanie i granie 

undefined

Horizon Zero Dawn: Remastered nie jest zakupem obowiązkowym. Głosujemy portfelami. Jednak każdy remaster znanej gry znajdzie swych entuzjastów. Poprawiona edycja pojawi się niemal prawie z PlayStation 5 Pro. Techniczni puryści sprawdzą grę na lepszej maszynie. Finalnie, remastery od Sony zawsze gwarantowały znaczny przyrost jakości. Od The Last of Us: Remastered po Spider-Man odświeżone edycje cieszyły oko. Zreszta, tę generację również przywitano ulepszonym wydawnictwem gry Insomniac Games. Teraz ilość remasterów na rynku spęczniała. Właściwie to już odrębny sektor branży, ponieważ dzisiaj "remasteruje" się dosłownie wszystko ze starszego rocznika. Horizon, czyli gra licząca na karku siedem lat dołączy do grona odświeżonych hitów. Starcie z Gromoszczękiem przy odblokowanej ilości klatek na sekundę, mocnym HDR i jeszcze lepszą haptyką wibracji? Chętnych nie zabraknie. 

Guerilla Games zapewne smaży już kolejną grę spod znaku Horizon. To wciąż bardzo cenna i lukratywna marka, o której zarząd w Sony nie ma zamiaru zapominać. Pytanie, co dalej? Teraz na jedną sklejoną pod PlayStation 5 grę przypadają co najmniej dwie zremasterowane edycje. Horizon Zero Dawn: Remastered będzie świetnym królikiem doświadczalnym dla wszystkich zainteresowanych wzmocnionym modelem Pro. Analogicznie testowano PS4 Pro przy użyciu właśnie standardowego wydania Horizon. Seria jest dzisiaj tym, czym dla PC był dawniej Crysis. Sercem tego graficznego potworka jest autorski silnik Holendrów, Decima. Horizon można zarzucić popadanie w schemat Ubi-gry, lecz eksploracja, mechanika walki z maszynami i widokówki rekompensują tę odtwórczość. Ten remaster się po prostu sprzeda. Dlaczego? Bo powoli kończą się alternatywy, a nowych produkcji zdaje się być już coraz mniej. 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper