Call of Duty: Black Ops 6 debiutuje. A jak wypadają pierwsze odsłony serii?
Pokuszę się o stwierdzenie, że raz na jakiś czas każdy z nas w swoim gronie gamingowych znajomych mierzy się z tematem Call of Duty. Ja przynajmniej raz do roku mam okazję wziąć udział w powracającej jak bumerang debacie - o tym, która podseria jest najlepszą. W końcu przez ostatnie dekady trochę się ich pojawiło, a debiuty nowych odsłon stanowią niezłą podstawę do podobnych rozważań.
W tym roku pojawiło się jednak ciekawe stwierdzenie, z którym trudno mi się nie zgodzić. Jeden ze znajomych rzucił, że najlepszą serią jest rzeczywiście Modern Warfare, ale… To Black Ops jest najlepszą grą (oczywiście pod względem fabularnym). I choć początkowo chciałem optować, to z biegiem minut coraz bardziej skłaniałem się ku tym słowom. Docierało do mnie, że jest w nich sporo racji.
Black Ops
To wszystko sprawiło, że postanowiłem wrócić do wydanego w 2010 roku Call of Duty: Black Ops. Wciąż mam w kolekcji oryginalne wydanie na PC, więc nie było żadnego problemu z odpaleniem opowieści i… Przepadłem. Nie jestem zaskoczony, że choć FPS-y przeszły długą drogę, to właśnie Call of Duty: Black Ops, wydany ponad dekadę temu, wciąż stanowi dla wielu synonimem dobrze zaprojektowanego FPS-a.
Za powstanie produkcji odpowiada oczywiście Treyarch, dla którego był to powrót do serii po dwóch latach (w 2008 wypuścili na rynek udane Call of Duty: World at War). Tym razem jednak poszli w nieco innym kierunku i postawili na tematy, które… Cóż, dość powiedzieć, że trudno było je określić jako realistyczne i mogące rozegrać się w rzeczywistości. Zaryzykowali, ale zdecydowanie się opłaciło.
Fabuła Black Ops, osadzona w czasach Zimnej Wojny, wprowadza nas w mroczne kulisy działań wywiadowczych, gdzie każdy krok Alexa Masona może zmienić bieg historii. Historia skupiona wokół zdrad, tajemnic i wpływu psychologii na życie żołnierza pozwalała spojrzeć na wojnę inaczej niż dotąd. Był to wyjątkowy poziom opowiadania, a Treyarch stworzył coś naprawdę wyjątkowego, co wyróżniało się na tle innych gier.
No i ten kultowy już Tryb Zombie… Niemal ikoniczne "Kino Der Toten" to dla wielu fanów pierwsze skojarzenie z Black Ops. Wystarczy odpalić tę mapę, by zaliczyć prawdziwy powrót do przeszłości – tam, gdzie napięcie i walka o przetrwanie wygrywały z wszelkimi komplikacjami. Wymagające zadania i przetrwanie kolejnych fal nieumarłych dają mnóstwo satysfakcji.
Nieśmiertelna niczym zombie
Owszem, dzisiaj czuć, że animacje są nieco sztywne, a poziom detali odstaje od najnowszych standardów. W świecie, gdzie królują wizualne perełki jak Call of Duty: Black Ops 6, oryginalne BO wydaje się surowe. Ale na każdym kroku widać pasję do gatunku, która sprawia, że to, co mogłoby razić w innych grach, tutaj nadal cieszy. Kontrola nad postacią jest intuicyjna, a starcia zachowują płynność, która nie pozwala się nudzić.
Jasne, gra nie jest pozbawiona wad. Ktoś może powiedzieć, że oprawa wizualna trąci myszką, że animacje są sztywne, a brak fizyki i detali wypada gorzej niż w najnowszych tytułach. Ale jednocześnie powrót do Black Ops to powrót do esencji tego, czym strzelanka powinna być: intensywnym, pełnym emocji wyścigiem na granicy możliwości, gdzie każde starcie jest satysfakcjonujące.
A wszystko to ginie pod płaszczem kapitalnie napisanej opowieści fabularnej, o której wspominałem kilka akapitów wcześniej. Wraz z Masonem gracz odwiedza kluczowe punkty na mapie konfliktów – od dżungli Wietnamu po mroźne zakątki Związku Radzieckiego. Każda misja jest jak kolejny odcinek dobrze skonstruowanego thrillera, który stopniowo ujawnia kolejne elementy układanki, doprowadzając nas do wielkiego odkrycia.
Black Ops poszedł w ciekawym kierunku i nie zostawia nas ze strzelaniem dla samego przedzierania sobie drogi przez przeciwników. Projekt konfrontuje nas z etycznymi dylematami, a w tle czai się jeden z największych lęków epoki – zagrożenie nuklearne, które w każdej chwili mogło zamienić zimną wojnę w globalną katastrofę. Coś wspaniałego i naprawdę jeszcze długo tego nie zapomnę.
Reasumując…
Mimo upływu lat, Call of Duty: Black Ops ma w sobie coś magicznego. Czasy się zmieniły, ale ta gra przypomina, dlaczego uwielbialiśmy FPS-y i czego szukaliśmy w gatunku przez lata. Z perspektywy czasu łatwiej docenić kunszt i detale, które Treyarch włożył w tę produkcję. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś poczuję podobną ekscytację do której, którą wywoływały wejścia na serwery z kumplami.
Wierzę jednak, że deweloperzy wiedzą, co robią. Black Ops 6 zostało przyjęte całkiem nieźle, a choć nie obyło się bez błędów, to dostaliśmy solidną pozycję. Czy długo pożyje i zapisze się równie dużymi literami w historii Call of Duty, co bohaterka tekstu? Mam taką nadzieję i jeszcze życzę tego sobie oraz Wam. Bo - umówmy się - dobrych wirtualnych shooterów nigdy nie jest za dużo.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych