Super/Man: Historia Christophera Reeve'a (2024) - recenzja opinia o dokumencie [WB] Miara prawdziwego bohatera
Christopher Reeve przekonał ludzi, że umie latać, po czym upadł w najbardziej ludzki z możliwych sposobów, skutkiem czego resztę swojego krótkiego życia spędził przykuty do wózka, opleciony oddychającą za niego maszynerią. Tyle wiedzą wszyscy, ale dokument Iana Bonhote i Petera Ettedgui sięga głębiej.
Tragiczne historie wielkich gwiazd zawsze są chodliwym tematem. Ogół społeczeństwa, dosyć kuriozalnie, nie potrafi zrozumieć, jak to możliwe, że taką osobę spotkała taka tragedia, pozostając kompletnie niewidomym na podobne krzywdy dziejące się tuż wokół nich. Problem, przynajmniej po części, polega na tym, że dokumenty o takich ludziach są zwykle prezentowane jako ogromne niesprawiedliwości przypadające się złotym ludziom bez skazy, więc automatycznie żałujemy ich w trakcie oglądania. Rysiek Riedel to był fajny chłopak - to ten jego nieudany kolega wciągnął go w dragi. Podobnie zbyt mocno kochający Freddie Mercury i cała masa innych gwiazd, którym świat nic tylko rzucał kłody pod nogi.
Dzisiejszy film jest pod tym względem trochę inny. Dużo szczerzej podchodzi do legendy Reeve'a, prócz jego niezaprzeczalnych zalet, zagłębiając się również w te bardziej podatne na działanie kryptonitu sprawy. I nie chodzi o powierzchowne sprawy, jak jego fizyczna niesprawność po wypadku, który zasadniczo odmienił jego życie, a raczej o to, jakim człowiekiem był wcześniej, z jakimi demonami się zmagał i którym ulegał, a przed którymi udawało mu się bronić.
Super/Man: Historia Christophera Reeve'a (2024) - recenzja, opinia o dokumencie [WB]. Cały świat uwierzył w jego supermoce
Nawet w Polsce większość ludzi (kurde balans, nawet moja mama!) wie, że Reeve był bohaterem. I trzeba przyznać, że jego historia zdecydowanie jest bardzo interesująca, biorąc pod uwagę jego korzenie, drogę do sławy, jej trudny szczyt, gwałtowny spadek i jego następstwa. Bardzo ważne, że autorzy filmu nie bronią się przed tymi trudniejszymi momentami. Posłuchasz jak trudno żyło się młodemu Chrisowi w rozbitym domu, z ojcem, którego bicie przebijały sufit zarówno jego, jak i kilku sąsiadów mieszkających wyżej. Reżyserom nie umyka jednak ironia płynąca ze słów głównego zainteresowanego, który w wywiadzie powiedział kiedyś, że pochodząc z rozbitej rodziny, nie zamierza gotować takiego samego losu swoim dzieciom, po czym... Zostawił swoją partnerkę z dwójką małych dzieci. Sam jego najstarszy syn przyznaje, że fakt, że tata zaczął randkować z "miłością swojego życia" ledwie kilka miesięcy po porzuceniu ich był trochę, cytuję: "fucked up".
Tak więc historia życia Chrisa nie jest jakoś za mocno przypudrowana, choć oczywiście ostateczny wydźwięk jest wybitnie pozytywny. Ale też ciężko żeby nie był, biorąc pod uwagę lawinę dobra, która zleciała na sytuację ludzi z urazami kręgosłupa dzięki jego staraniom. Odrobinę fałszywie brzmi nuta Baracka Obamy wręczającgo Reeve'om medal za zasługi na polu pomagania ludziom, kiedy w każdym zakątku kraju tysiące ludzi musi spać na ulicach, bo ich gospodarka zwyczajnie nie działa, jasne, ale trzeba też mieć na uwadze, że nie da się uratować całego świata naraz i liczy się każdy, mały nawet kroczek. O tego typu bohaterach, stawiających czoła przenajróżniejszym przeciwnościom losu, jest właśnie ten film.
Super/Man: Historia Christophera Reeve'a (2024) - recenzja, opinia o dokumencie [WB]. Wszyscy go kochali
Co ciekawe, autorzy filmu powstrzymali się przed rekreacją ważnych scen z życia aktora. Dlaczego? Ponieważ zarówno świat, jak i sam Reeve mieli zwyczaj kronikowania wszystkiego na bieżąco, dzięki czemu twórcy dokumentu mogli wybierać z grubsza z czego chcieli - prywatne nagrania, wywiady, materiały z planu, co tylko sobie wymarzysz.
Nie mógłby to być jednak aż tak skuteczny film, gdyby o naszym głównym bohaterze wypowiadali się wyłącznie jego najbliżsi. To fakt, że równie ciepło opowiadają o nim również przyjaciele i współpracownicy nadaje tym słowom wagę. W materiałach archiwalnych zobaczymy jego najbliższego przyjaciela, mojego najukochańszego człowieka na świecie, nieodżałowanego Robina Williamsa, który w czasach studenckich był współlokatorem i najbliższym powiernikiem Chrisa - również po jego wypadku. Prócz niego usłyszysz też bardzo ciekawe wypowiedzi Jeffa Danielsa, deczko bardziej oklepane Glenn Close, uroczo zabawne Susan Sarandon, reżyserów, producentów i mógł tylko mogli wymyślić sobie twórcy. Podejrzewam, że zgodzili się absolutnie wszyscy.
Historia nie leci do końca płynnie, bo czasami twórcy chcą dokończyć jeden temat, po czym wracają się w czasie do początku drugiego, co może być odrobinę mylące, zwłaszcza dla osób nie zaznajomionych z historią Reeve'a, ale w ogólnym rozrachunku jest to bardzo kompetentnie opowiedziana historia niebanalnego człowieka. Dla wzmocnienia przekazu, od czasu do czasu wywiady przecięte są ujęciami potężnej statuy Człowieka ze Stali unoszącej się w przestrzeni kosmicznej, a jej stan zmienia się w zależności od momentu, o którym akurat słuchamy - od szybkiej podróży ku słońcu, przez wygrywający się coraz bardziej w ciało kryptonit, po upadek w stronę ciemności i powrót do światła. Szkoda, że tak jak zataczająca pętle historia i ta statua raz pokrywa się kryptonitem, aby za chwilę być zupełnie czystą, a pięć minut później znowu "gnić". Brakuje w tym wszystkim kontynuacji, jednolitego toru, po którym byśmy podróżowali.
Jak zwykle to bywa w przypadku kina (jakiegokolwiek), nie jest to idealna produkcja, ale jako źródło informacji o Chrisie i materiał motywacyjny, jest tak blisko ideału, jak tylko się da. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, zapłakałem nad losem zarówno jego, jak i jego rodziny - zwłaszcza najmłodszego syna - i nawet mimo paru zgrzytów, nie miałem problemu z podążaniem za porządkiem wydarzeń. Filmy dokumentalne zawsze są warte uwagi, więc tak samo jak robię to zawsze, z powodów wymienionych powyżej, polecam ci i ten. Po wyjściu z kina chce się być lepszym człowiekiem. A to chyba dobrze.
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych