Reklama
Dziesięć najlepszych serii horrorów, złożonych z co najmniej trzech części

Dziesięć najlepszych serii horrorów, złożonych z co najmniej trzech części

Dawid Ilnicki | 16.11, 13:00

Wielkie sukcesy kasowe horrorów, mających swoje premiery w drugiej połowie XX wieku, zwykle dawały zielone światło kontynuacjom. I choć te bardzo często zupełnie nie trzymały poziomu oryginałów, w kolejnych latach udawało się mimo wszystko tworzyć udane sequele, które często w całkiem kreatywny sposób podchodziły do wielu motywów obecnych w pierwszych filmach. 

Filmowy horror od zawsze uchodził za gatunek o największej stopie zwrotu z inwestycji, o czym zaświadczają już pierwsze sukcesy klasycznych dziś widowisk. Realizacja “Nocy Żywych trupów” kosztował niecałe 300 tys. dolarów, a obraz zarobił ponad 30 milionów. Jeszcze większym sukcesem mógł się pochwalić John Carpenter, którego “Halloween” kosztowało mniej niż 350 tys., a przyniosło ponad 70 milionów zysku. Nic więc dziwnego, że w podobny sposób zaczęli myśleć także producenci innych, również niezwykle tanich obrazów. Sequele często trafiały jednak w ręce reżyserów dużo mniej zdolnych niż twórcy pierwszych filmów i znacząco od nich odstawały pod względem poziomu realizacji i kreatywności pomysłów, dlatego też cykle, które nie zaliczyły w kolejnych latach potężnej wpadki można policzyć na palcach jednej ręki. Wybraliśmy dziesięć horrorowych serii, które mogą się pochwalić co najmniej trzema udanymi filmami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Noc żywych trupów

George Romero to bez wątpienia jeden z największych twórców kina grozy w historii, a “Noc żywych trupów” z 1968 roku to obraz, który z jednej strony zrewolucjonizował język kina grozy, jak również stał się podstawą do przeróżnych rozważań na ważne współczesne kwestie, będąc aktualnym po dziś dzień. Amerykański reżyser tworzył jeszcze pięć kolejnych filmów z serii, a choć o dwóch ostatnich najlepiej zapomnieć, wcześniejsze weszły do kanonu gatunku, inspirując również kolejnych artystów, takich jak choćby Edgar Wright.

Martwe Zło

Do wielkiej popularności pierwszej części serii Sama Raimiego przyczynił się sam Stephen King, zachwyciwszy się nią po specjalnym pokazie na festiwalu w Cannes. W kolejnych częściach reżyser, wraz ze współpracownikami, poszli jeszcze mocniej w eksplorowaniu makabry, połączonej z mocno nietypowym, wulgarnym humorem, z czego cykl znany jest do dziś. Udało im się również wykreować jednego z najciekawszych horrorowych protagonistów wszech czasów, czyli granego przez Bruce’a Cambella Asha Williamsa, który doczekał się nawet trzysezonowego, niezwykle udanego serialu. Ostatnie produkcje zrealizowane przez Fede Alvareza i Lee Cronina również trzymają wysoki poziom. 

Piątek trzynastego

Jedna z najbardziej żywotnych serii kina grozy doczekała się dotąd aż trzynastu odsłon i oczywiście trudno powiedzieć, że wszystkie, a nawet większość trzymają wysoki poziom. Prócz jednak niezwykle przewrotnej “jedynki” dość dobrze ogląda się również do dziś także kolejną, jak również czwartą i szóstą część, a zamaskowany Jason Voorhees to do dziś jednak z najbardziej ikonicznych postaci rodem z horrorów.

Omen

O fenomenie serii rozpoczętej przez Richarda Donnera w 1976 roku i kontynuowanej później z powodzeniem w dwóch kolejnych częściach (należy bowiem zapomnieć o nieudanej czwartej) przypomniał ostatnio prequel w reżyserii Arkashy Stevenson. Jeden z najlepszych horrorów tego roku, opowiadający o wydarzeniach poprzedzających narodziny Damiena Thorne’a ze świetnie obsadzoną Nell Tiger Free, po którym aż miło wracało się do starszych obrazów, które zestarzały się z gracją. 

Koszmar z ulicy Wiązów

Dwa lata temu premierę miał niezwykle ciekawy dokument “Hollywood Dreams & Nightmares: The Robert Englund Story”, opowiadający o człowieku, który wcielił się w jednego z najbardziej przerażających potworów w historii kina grozy, Freddy’ego Krugera. Ogromny fenomen tej postaci ma swe źródło w sporej żywotności serii, która oczywiście - jak wszystkie - przechodziła typowe wzloty i upadki, ale prócz znakomitej części pierwszej może się pochwalić również świetnym trzecim obrazem i udanym powrotem z 1994 roku. 

Krzyk

O tym, że Craven jest prawdziwym specjalistą od  straszenia, umiejętnie dostosowującym się do zmieniających się czasów, przekonała seria rozpoczęta filmem z 1996, a kontynuowana w obecnej dekadzie. Właściwie wszystkie obrazy wyreżyserowane przez tego twórcę trzymają bardzo wysoki poziom, a mimo podobnej formuły: horroru rozgrywającym się w środowisku ludzi zafascynowanych najbardziej znanymi dziełami kina grozy, przez co też świadomie wykorzystującym pojawiające się w nim stałe motywy, udało się go utrzymać w kolejnych części.

Teksańska masakra piłą mechaniczną

Fenomen pierwszego obrazu z tej serii próbował ostatnio uchwycić, pokazywany na American Film Festival dokument Alexandra O. Phillippe’a “Reakcje Łańcuchowe”. W swej długiej historii serii zdarzały się odsłony gorsze, takie jak choćby “Piła mechaniczna 3D”, ale z drugiej strony renesans zainteresowania zawdzięcza ona Mariusowi Nispelowi, którego reaktywacja w 2003 roku zasłużenie została oceniona bardzo wysoko, a do jego obrazu powstał równie udany sequel. 

Halloween

Także cykl zapoczątkowany przez Johna Carpentera, jednym z filmów, które bez wątpienia wymyśliły podgatunek slashera, doczekał się kilku udanych kontynuacji, takich jak część druga i czwarta, a także całkiem solidnego remake’u zrealizowanego przez Davida Gordona Greena, który nawet jeśli pod koniec trylogii nieco zmęczył widza należy uznać za całkiem udany. 

Piła

Pierwszy film Jamesa Wana był prawdziwym powiewem świeżości w świecie kina grozy, nie tylko kreując jednego z najciekawszych złoczyńców, w osobie Jigsawa, co na pewnym poziomie opowiadając o swoistym socjologicznym eksperymencie. Choć w modzie jest krytykowanie kolejnych części, które nie wnosiły już zbyt wiele do pierwotnego pomysłu, ostatecznie jednak dawały jednak fanom serii to czego się spodziewali, a w 2023 roku cyklowi udało się zaliczyć całkiem niezły powrót w postaci dziesiątej części. 

Obecność

Wan to kolejny, obok Cravena twórca, któremu udało się nie tylko zdyskontować sukces swej pierwszej wielkiej serii, ale również wymyśleć zupełnie inny cykl, tym razem nawiązujący przede wszystkim do okultyzmu i egzorcyzmów. Seria początkowo podąża bowiem za dwójką bohaterów, granych przez Patricka Wilsona i Verę Farmigę, badaczy zjawisk nadprzyrodzonych walczących z potężnym demonem, który jak się okazuje jest tylko jednym z elementów bogatego świata duchowego, dającego podstawę scenariuszy kolejnych części, takich filmów jak “Annabelle” czy “Zakonnica”. Można powiedzieć, że to nic nowego, ale żadnemu horrorowemu uniwersum w ostatnim czasie nie udało się utrzymać zainteresowania widzów tak długo. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper