Reklama
Zrobiłem 100% w Dragon Age The Veilguard. Czy było warto przeznaczyć na tę grę 80 godzin?

Zrobiłem 100% w Dragon Age The Veilguard. Czy było warto przeznaczyć na tę grę 80 godzin?

Mateusz Wróbel | 17.11, 15:00

Pierwszą połowę listopada spędziłem w towarzystwie Dragon Age The Veilguard. Po premierowych problemach do ogrywania produkcji BioWare zasiadłem z wielkim zaciekawieniem, a pierwsze kilkanaście godzin było bardzo przyjemne.

Cieszyłem się, że w końcu mogę sięgnąć po - z założeń - sporą produkcję wystarczającą na minimum 50 godzin rozgrywki. Misje towarzyszy, frakcje, które stopniowo poznajemy, kilka regionów do zwiedzenia w ramach formuły półotwartego świata, przyjemna walka (szczególnie łotrzykiem), czy skrzynie oraz inne interaktywne przedmioty, które zbieramy wraz z odblokowywaniem nowych kompanów i ich zdolności. Wyglądało to dobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak jednak wypada Dragon Age The Veilguard, kiedy chcemy go wymaksować? Przez co rozumiemy wykonanie wszystkich dostępnych misji opcjonalnych, tych lojalnościowych czy pobocznych dostępnych w poszczególnych obszarach Thedas. Spędziłem w grze ponad 80 godzin i poniżej szerzej wypowiem się na temat wspomniany na początku akapitu.

Fabuła

dragon age the veilguard

Pod względem fabularnym Dragon Age The Veilguard jest wyłącznie poprawny. Jest to historia, o której na pewno nie zapomnę w kolejnym miesiącu, szczególnie za sprawą kilku zwrotów akcji związanych z Solasem czy jednego z bogów, któremu rzucamy wyzwanie (choć na plus wymienić można też niektórych bohaterów trzymających poziom), jednakże cała otoczka opowieści nie była z pewnością tak ciekawa, jak ta z trylogii komandora Sheparda czy pierwszych części Dragon Age. Ot, dobra historia i nic więcej.

Misje towarzyszy

Już przy Mass Effect Andromeda kanadyjskie studio dało nam do zrozumienia, że w swoich fabularnych tytułach stawia jeszcze większy nacisk na budowanie relacji z kompanami. Oprócz rozmów w kryjówce w Dragon Age The Veilguard jesteśmy zapraszani na rozmowy w świecie gry, wycieczki inicjowane przez sojuszników, a następnie zadania (każda osoba ma dwa questy i trwają przynajmniej 30 minut) - każda z tych form pozwala nam jeszcze lepiej poznać poszczególne charaktery, nie licząc dyskusji między nimi w Latarni. Niektórzy się kłócą, drudzy przeżywają wesołe chwile, w skrócie - pod względem towarzyszy Dragon Age The Veilguard stoi na bardzo wysokim poziomie.

Misje poboczne

Misje poboczne w Dragon Age The Veilguard są bardzo nierówne. Kilkanaście z nich jest rozbudowanych i łączą się w dłuższe wątki, w których podejmujemy też finalnie wybór wpływający na daną frakcję. Tak więc od nas zależy los czy przyszłość takich regionów, jak Treviso czy Minratus. Nie brakuje też wątku ze Strażnikami na Mokradłach czy Skaczących za Zasłonę w Arlathanie, ale w tym przypadku sporo dzieje się za sprawą fabuły, więc niektórych wydarzeń nawet nie pominiemy. Z drugiej strony barykady mamy misje (tzw. zapychacze), które skupiają się wyłącznie na rozmowach, szybkim starciu, zebraniu przedmiotów i powrocie do zleceniodawcy. Wypisz wymaluj klasyczny w dzisiejszych czasach RPG z przebitkami wyśmienitych questów, a potem przyćmiewanych przez generyczne side-questy. Nie jest jednak tak źle, jak w przypadku Assassin's Creed!

Walka

Dragon Age: The Veilguard

Wbrew temu, co widziałem na materiałach promocyjnych, starcia w Dragon Age The Veilguard są bardzo przyjemne. Koło umiejętności jest responsywne i przyjemne w kontekście zarządzania drużyną, a podczas walki - choćby klasą łotrzyka - możemy nie tylko używać podwójnego zestawu mieczy, ale też korzystać z łuku, co pozwala tworzyć rozmaite kombinacje czy ustawić bronie tak, aby każde z nich niszczyło w szybki sposób pancerz, tarczę czy pozbywało oponenta zdrowia. Problemem są natomiast rodzaje wrogów. Tych jest bardzo mało, więc maksując grę po 20-30 godzinach walczysz non stop z tymi samymi przedstawicielami Venatori, pomiotami czy aantamami.

Projekt lokacji

Lokacje w Dragon Age The Veilguard są dość zróżnicowane. W większości misji trafiamy na nowe tereny, backtracing jest dość rzadkim zjawiskiem, a jeśli już to do miejsc, które umożliwiają zajrzenie do nowych mysich dziur. Zwiedzanie północnego Thedas nie męczy, wręcz przeciwnie - często zaskakuje, jeśli zależy nam na bardzo dokładnej eksploracji, o czym więcej poniżej.

Eksploracja

Uwielbiam gry, których eksploracja przypomina rozwiązania znane z ostatnich dwóch części God of War czy nawet Banishers: Ghost of New Eden. Gdy trafiamy pierwszy raz na dany region, odblokowujemy - załóżmy - 50% obszaru, a dopiero potem po zdobyciu nowych zdolności lub kompanów możemy wrócić na te tereny w ramach kolejnych misji czy zniszczenia przeszkód, co pozwala na zdobycie kolejnych skrzyń i nagród. Taką formułą jestem skupiony, co doprowadziło do tego, że zdobyłem w świecie Dragon Age The Veilguard ponad 130 na ogólnie 140 dostępnych skrzyń. Natomiast ołtarze czy figurki Wilka odhaczyłem wszystkie, mając przy tym uśmiech na twarzy.

Poziom dialogów

DA

Poziom dialogów to największy minus Dragon Age The Veilguard. Na palcach dwóch rąk byłbym w stanie wyliczyć, ile rozmów było rzeczywiście ciekawych, a nie przesadnie wydłużonych. Nie licząc kretynizmów związanych z zaimkami, Taash potrafiła swoją pewnością siebie podgrzać atmosferę, Davrin potrafił nie przebierać w słowa, Bellara potrafiła się uroczo pomylić, Lucanis zawsze był tajemniczy, a Neve nie dała sobie w kaszkę dmuchać. Jednakże nie licząc naszych towarzyszy NPC-ty z innych obszarów byli mocno generyczni, stąd też zdarzało się przewijać ich gadkę po przeczytaniu kwestii dialogowej. Największy śmiech zebrał mnie natomiast przy lekarzu polowym z Mokradeł u Strażników (nazwa questa: Chatka pośród plagi), którego historia chyba miała wzruszyć. A wyszła walka z zaimkami.

Oprawa graficzna i stan techniczny

Dragon Age The Veilguard ma bardzo nietypowy styl graficzny. Jednym może się podobać, drugim nie - dla mnie nie był on tragiczny, bo w mrocznych miejscach był rzeczywiście mroczny, a nie cukierkowy. Co mnie cieszy to fakt, że BioWare poradziło sobie bardzo dobrze z optymalizacją. Na PS5 gra chodziła w murowanych 60 klatkach na sekundę, a przy tym nie spotkałem żadnych błędów - oprócz jednego przy ładowaniu gry, który wyrzucił mnie do menu konsoli. Względem ME: Andromeda niebo a ziemia.

Dragon Age The Veilguard po 80 godzinach - werdykt

Szczerze powiedziawszy - w Dragon Age The Veilguard bawiłem się dobrze. Od około połowy opowieści wkradało się stopniowe przejedzenie materiału, szczególnie przez zbyt małą rotację wrogów czy zwykłe questy, które skupiały się szczególnie na pojedynkach. Z drugiej strony wynagradzały ten wysiłek misje towarzyszy, które stały na naprawdę wysokim poziomie. A dokładniej mówiąc - ich otoczka. To, jak bohaterowie wchodzili ze sobą w interakcję w Latarni, gdy się nie zgadzali lub wręcz przeciwnie, było piękne i naprawdę mogliśmy się poczuć jak prawdziwy lider drużyny mającej zaraz ruszyć na misję samobójczą.

Nie jest to najlepsza gra BioWare, ba, daleko jej do niej. Jednakże nie żałuję tych 80 godzin, przy tym cieszy powrót BioWare, ich formuła związana z naciskiem na kompanów czy półotwartego świata pełnego aktywności wciąż jest pożądana, co widać po licznych reakcjach społeczności na ten tytuł - również tych skupiających się na postaci Taash, której zagwozdki o to, jaką płeć wybierze, są - powiedzmy sobie szczerze - idiotyczne. Mam nadzieję, że doczekamy się nowego Mass Effecta, przy którym BioWare rzeczywiście powróci na szczyt.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Dragon Age: The Veilguard.

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper