Assassin’s Creed: Shadows - ostatnia, wielka gra Ubisoftu?
Ubiegłoroczna edycja znanej serii o skrytobójcach powróciła do 2007 roku. Data to nieprzypadkowa, gdyż wtedy Jade Raymond podarowała światu pierwsze Assassin's Creed. Historia Altaira Ibn La-Ahada porwała miliony za sprawą najbardziej zintensyfikowanego otwartego świata. Tłumy NPC mijały się dając iluzoryczne poczucie uczestnictwa w codziennym życiu Akki czy Damaszku. Cykl naturalnie ewoluował. W końcu stanął na rozdrożu i wydawca zdecydował o mniejszym rozmiarze przygody Basima. Pomysł oraz sposób prezentacji spodobał się graczom. Trochę inaczej wygląda sprawa z nadchodzącą, wielką grą serii.
Assassin's Creed Shadows ukazuje opowieść z dwóch perspektyw. Czarnoskóry samuraj, Yasuke stanął w obliczu mocnej debaty nt. umieszczenia go w produkcji Ubisoftu. Twórcy odpowiedzieli, że seria, choć trzyma się historycznego kontekstu nadal pozostaje dziełem fikcyjnym. Wybór Yasuke wynikał zatem z chęci kontynuowania jego losów po tym, jak przestał walczyć u boku Ody Nobunagi. Życiorys wspomnianego Yasuke nadal jest kwestią sporną. Istnieje kilka podań dokumentujących istnienie pierwszego, czarnoskórego samuraja. Mawiali, że człowiek ten przybył w epoce Sengoku, wraz z pewnym misjonarzem, którego miał chronić w trakcie pobytu na Wyspach Japońskich. Przykuł uwagę okolicznych mieszkańców oraz samego Nobunagi. Obaj wkrótce się zaprzyjaźnili.
Dzieje Yasuke bez wątpienia zasługują na to, by na ich podstawie stworzyć interesującego bohatera, przed którym scenariusz ma niejedno w zanadrzu. To nie pierwszy raz, gdy twórcy gier sięgają po historyczne profile, by uatrakcyjnić wizję. Team Ninja wykorzystało przecież nazwisko Williama Adamsa, angielskiego żeglarza przybyłego do Japonii, by wkrótce stał się samurajem spoza Kraju Kwitnącej Wiśni. Assassin's Creed Shadows prezentuje drugą postać, Naoe, adeptkę shinobi. Bohaterowie kontrastują ze sobą nie tylko pochodzeniem lecz metodami bojowymi. Liczę, że projektanci rozgrywki zaszczepili interesujący balans pomiędzy umiejętnościami Yasuke oraz przywołanej shinobi. Trudno odmówić graficznego uroku nadchodzącej grze Ubisoftu. Pytanie, czy firma dźwignie tak złożone projekty w kolejnych latach?
Koniec dobrej passy
Ubisoft od lat stał się obiektem krytyki. Nie uważam, że firma produkuje gnioty. Przeciwnie. Far Cry 3, współczesne Rayman’y, Child of Light dostarczają całe mnóstwo rozrywki. Problem firmy zapoczątkowanej z inicjatywy Yvesa Guillemote’a od lat dotyczy adaptowania jednego schematu niezależnie od serii. Far Cry i Assassin’s Creed to dwie różne franczyzy. Obie natomiast stosują podobne metody progresowania. Odkrywanie fragmentów obszernej mapy, rozbijanie wrogich obozowisk, zbieractwo wszystko co popadnie w ilościach hurtowych i oczywiście ikonizacja wszystkiego co popadnie na mapie gracza. Guillemot nie ma obecnie powodów do zadowolenia. Wartość spółki spadła aż o 40% w stosunku do danych z początku roku. W historii Ubisoftu to najgorszy wynik od dekady. Star Wars: Outlaws sprzedało się poniżej oczekiwań zarządu i inwestorów. Nie pomogło również Avatar: Frontiers of Pandora. Obydwa tytuły, choć nie wybitne – potrafiły zaangażować. Firma zwolniła kilkuset pracowników od początku br.
Niepokojącym sygnałem okazało się przesunięcie premiery Assassin's Creed Shadows. Największa inwestycja Ubisoftu wymaga kilku dodatkowych miesięcy na dopracowanie. Trudno zarzucić cokolwiek oprawie graficznej. Twórcy wzięli się za odtworzenie warunków panujących w feudalnej Japonii. Obawiam się, że może to być ostatni tak duży projekt francuskiego wydawcy, jeśli wyniki sprzedaży nie będą powalające. W ekspozycji świata feudalnej Japonii sprzyja format gry. Od 2017 roku, gdy na rynek trafiło Assassin's Creed: Origins, seria ewoluowała w stronę RPG. Każda następna gra okazywała się szersza wzdłuż i wszerz od poprzednika. Vallhalla skalą przebiła wszystkie pozostałe gry Ubisoftu. Odetchnęliśmy na chwilę wraz z Mirage, czyli zachowawczym doświadczeniem umieszczonym w klasycznej ramie cyklu. Podziwialiśmy całkiem niedawno Japonię dzięki staraniom Sucker Punch, autorom Ghost of Tsushima. To była jednak baśniowa wizja, choć niezaprzeczalnie piękna i robi wrażenie do teraz. Powrót twórców z Ubisoftu do współczesnej formuły serii był konieczny, aby należycie przedstawić feudalną Japonię. Shadows musi wystarczyć fanom na dłużej. Całkiem możliwe, że wydawca zamierza przeplatać ze sobą większe oraz te mniejsze, bardziej liniowe odsłony na zmianę. Tylko czy jedna marka wyciągnie Ubisoft z obecnej sytuacji?
Siła marki
Assassin's Creed uchodzi za najważniejszą markę w historii firmy. Bardziej kameralny charakter Mirage wyszedł wszystkim na dobre. Produkcja wygląda olśniewająco na konsolach aktualnej generacji, a niedawno otrzymała aktualizację wspierającą PlayStation 5 Pro. Szykowana opowieść o Yasuke i Naoe jest kluczowa w kontekście pomyślnej przyszłości francuskiego przedsiębiorstwa. Trudno wprawdzie pisać o widmie bankructwa, lecz poprzez mierną sprzedaż Outlaws i Avatara widać tendencję spadku popularności gier Ubisoftu. A przecież wielu deweloperów skorzystało ze schematów otwartego świata zaproponowanych przez firmę Guillemota. Shadows jest odpowiedzią na kilkuletnie prośby fanów o Asasyna zadedykowanego feudalnej Japonii. Nigdy nie mogliśmy narzekać na wygląd świata w serii, ponieważ twórcy konstruują ciekawe środowiska. Gracze jednak zarzucali odtwórczość. Shadows ma to zmienić. Tylko czy zainteresuje graczy w stopniu równym chociaż Assassin's Creed: Vallhalla? Tutaj przecież swoje zrobił setting wikingów, których popularność wciąż nie ustaje. Feudalna Japonia również kusi zmysły, lecz Vallhalla wstrzeliła się w czas popkulturowej ekspansji ludzi Północy.
W ekspozycji świata feudalnej Japonii sprzyja format gry. Od 2017 roku, gdy na rynek trafiło Assassin's Creed: Origins, seria ewoluowała w stronę RPG. Każda następna gra okazywała się szersza wzdłuż i wszerz od poprzednika. Vallhalla skalą przebiła wszystkie pozostałe gry Ubisoftu. Odetchnęliśmy na chwilę wraz z Mirage, czyli zachowawczym doświadczeniem umieszczonym w klasycznej ramie cyklu. Podziwialiśmy kilka lat temu feudalną Japonię dzięki staraniom Sucker Punch, autorów Ghost of Tsushima. To była jednak baśniowa wizja, choć niezaprzeczalnie piękna i robi wrażenie do teraz. Powrót twórców z Ubisoftu do współczesnej formuły serii był konieczny, aby należycie przedstawić feudalną Japonię. Shadows musi wystarczyć fanom na dłużej. Całkiem możliwe, że wydawca zamierza przeplatać ze sobą większe oraz te mniejsze, bardziej liniowe odsłony na zmianę. Pozostaje jednak kwestia rozciągłości budżetu. Jeśli gra nie sprosta zapewne wysokim oczekiwaniom sprzedaży to Ubisoft zmniejszy format realizacji projektów w niedalekiej przyszłości. Póki co firma ponosi same porażki. Zawiodło przecież opóźnione o kilka lat Skull & Bones. Inwestorzy zarzucają firmie niekonsekwencję w realizacji długoterminowych strategii. Czy Assassin's Creed Shadows będzie ostatnim, tak rozległym projektem? Oby nie. Ubisoft dostarczył wiele cenionych serii. A po burzy zazwyczaj wychodzi słońce.
Przeczytaj również
Komentarze (67)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych