Dying Light: The Beast - milion oczekujących? Nic dziwnego

Dying Light: The Beast - milion oczekujących? Nic dziwnego

Krzysztof Grabarczyk | Wczoraj, 11:00

Od dodatkowej zawartości po samodzielny produkt. Bestia wyrwała się z łańcucha pomysłów stając się oddzielnym, apetycznym kąskiem. Ta bestia to Kyle Crane, legenda Harranu, czyli miasta łączącego wrocławską architekturę z Istambułem. Popularność liczącego już prawie dekadę Dying Light wynika z niezawodnej mechaniki rozgrywki i settingu. Zombie są wszak nieprzejedzonym tematem, jak na ironię. 

Dying Light: The Beast w chwili pisania poniższego tekstu zgromadziło milion graczy, którzy wpisali grę na listę życzeń. Twórcy pochwalili się wynikiem w mediach społecznościowych. Nie da się ukryć, że sequel hitu z 2015 roku poradził sobie trochę gorzej w kontekście nie tyle sprzedaży, co jakości. Oryginał przygotowywano jako produkt cross-genowy. Zrezygnowano z tego pomysłu, co potwierdzono w 2014 roku. Dying Light 2: Stay Human pojawiło się na bieżącej i starszej generacji. Zawirowania współpracy z Chris’en Avellonem wpłynęły na przeciągającą się produkcję. Twórcy próbowali uczynić kontynuację czymś zupełnie nowym, pozbawionym odtwórczość gdzie tylko się da. Ulepszono parkour i zmodyfikowano narrację. Dying Light 2 opiera się na wyborach. Każda decyzja miała nieść korzyści i konsekwencje

Dalsza część tekstu pod wideo

Po głośnej premierze w 2022 roku zespół skoncentrował się na aktualizowaniu gry. Ironia polega jednak na tym, że sequel musiał dostosować się do fanów oryginału. Dying Light w zestawieniu z kontynuacją jest po prostu lepsze. Nie wprowadza zbędnego zamieszania pomiędzy frakcjami. To żwawsza opowieść. Villedor, choć urokliwe, nie przekonuje mnie tak jak zrobiło to Harran, miasto piękne w świetle zachodzącego słońca i przerażająco dobre nocą. Sequel zachwiał te proporcje dopóki Techland nie wydał odpowiedniej aktualizacji. Przyszła zatem pora na ostatni element Dying Light 2: fabularne DLC. 

On…żyje! 

undefined

Dying Light: The Following nie miało szczęśliwego zakończenia. Niespodziewanie Kyle Crane powrócił. Pomysłodawca serii i producent, Tymon Smektała obawiał się, czy uda się „wskrzesić” bohatera Dying Light. „Odbyliśmy kilka długich spotkań ustalając możliwe scenariusze. Pomyśleliśmy o tym, czy faktycznie uda nam się przywrócić postać Crane’a? Z początku nie byliśmy jednak pewni czy sprowadzimy Roger Craiga Smith’a [aktor głosowy Crane’- dop.red.]. Bez tego gościa nie miałoby to sensu” - komentował Tymon Smektała dla redakcji Games Radar. Powrót Kyle’a zaskoczył wszystkich. Dying Light: The Beast ujawniono w trakcie sierpniowej imprezy Gamescom. To nie pełnokrwisty sequel, ani zwykłe DLC. Spin-off z udziałem najlepszego, harrańskiego runner’a, podobnie jak Dying Light 2 wystartuje na platformach obydwu generacji. Fani nie mogli usłyszeć lepszej wiadomości. Decyzja o wydaniu produkcji mniejszego formatu sprzyja procesom twórczym. Kreacja gry zajęła twórcom proporcjonalnie mniej czasu niż np. przy domniemanym Dying Light 3. Niewykluczone, że gra pod takim numerem wyszła już z fazy pre-produkcyjnej. W drugiej połowie ur. zespół podjął decyzję o realizacji oddzielnej zawartości zamiast wstępnie zaplanowanego dodatku do DL2. 

To zaszczyt mogąc powrócić do roli Crane’a. Minęło już dziesięć lat” – mówi Roger Craig Smith, głos Crane’a. Znacie go również z roli Chris’a Redfielda oraz Ezio Auditore da Firenze, jednego z ulubieńców społeczności zrzeszonych wokół marki Assassin’s Creed. „To znak, że sam się postarzałem” – żartował Smith. Kyle jest popularniejszy od Aidena, protagonisty DL2. Smektała wspominał, że wewnątrz samego studia Techlandu są fani Dying Light: The Following. Znajdujący się w przygotowaniu spin-off podążą dyrektywą wydanego przed ośmioma laty rozszerzenia. Gracze dostaną zupełnie nowy region a sam bohater będzie „zezwierzęcony” – co nieodzownie przywodzi mi na myśl klasycznego Far Cry. Ku pamięci, w dwudziestoletniej produkcji niemieckiego studia Crytek, jej bohater Jack Carver znalazł się na tropikalnej wyspie i uległ mutacji, ale to taka niesforna dygresja z mojej strony. Tymczasem Dying Light: The Beast przedstawi losy starszego o dziesięć lat Crane’a, co sugeruje informacja na oficjalnej stronie produkcji. „Nazywasz się Kyle Crane i jesteś legendarnym bohaterem Harran. Byłeś więziony i prowadzono na tobie eksperymenty przez ponad 10 lat, ale w końcu udało ci się uciec!” – czytamy na witrynie The Beast. Zgodnie z podaną informacją, Dying Light: The Beast powinniśmy traktować jako prequel. Historia Aidena w sequelu rozgrywa się szesnaście lat po epidemii w Harranie.

To mroczny Kyle Crane. Doznał traumy z rąk antagonistów. Mając tę kreatywną swobodę chcieliśmy dostarczyć 'katartyczne' doświadczenie” – kontynuuje Roger (nie, nie Żochowski). Użyte przez aktora określenie odnosi się do czegoś oczyszczającego, swoistego Katharsis. Jego rolę z Dying Light oraz The Following zapamiętałem jako połączenie czasem sarkastycznych wypowiedzi z trzeźwą oceną sytuacji i chęcia niesienia pomocy mieszkańcom Harranu. Teraz Crane stał się tytułową bestią. Zmiany w narracji bohatera naturalnie wiążą się z adaptacją nowych mechanik rozgrywki. Gra wciąż nie posiada daty premiery, lecz spodziewajmy się „Bestii” do końca pierwszej połowy 2025 roku.

Uwolnij bestię

undefined

Dying Light: The Beast zajmie osiemnaście godzin. Mniej więcej tyle czasu odebrało mi The Following. Wycieczka od zabudowanego obszaru na wsie leżące za wzgórzem była odświeżającym doświadczeniem. Dzięki skutecznej implementacji modelu jazdy za pomocą buggie całkowicie zmieniła się trajektoria rozgrywki. Parkour przez większość czasu był opcjonalny, niekoniecznie obowiązkowy poza wyjątkami w postaci skromnego miasteczka. Zgodnie z obietnicą twórców powrócą pojazdy. Dla Tymona Smektały plusem jest linearny charakter napisanej opowieści. „Wraz z Dying Light: The Beast chcieliśmy dostarczyć skondensowaną, tkniętą emocjami historię eksplorującą podróż Kyle’a w mocniejszym stylu” – tłumaczył w serwisie Gaming Bolt. Poprzez linearną narrację udało się autorom napisać historię z większym impaktem niż w przypadku rozgałęzionej struktury. Słowem, to sprawa osobista. Kyle Crane w roli mściciela polującego na siły GRE? Bring it on!

Castor Woods. Akcja nowej gry dzieje się w środowisku mniej industrialnym niż zazwyczaj. Jak zauważa Smektała „parkour jest centralnym punktem Dying Light i musi znaleźć zastosowanie w każdym otoczeniu” co z kolei tłumaczy kolejne zdanie. Castor Woods to mapa skromniejszego formatu w odniesieniu do Dying Light 2. „Nie ma budynku, do którego wejdziecie tradycyjnymi drzwiami” – producent sugeruje, że czeka nas pełno ukrytych przejść i alternatywnych dróg. Częstą zaletą liniowych konstrukcji jest subtelne zaplanowanie ścieżki dla gracza. Liniowość nie przekreśla swobody w działaniu. Dying Light: The Beast wprawdzie nie kreuje się na immersive sima, lecz nie chce pozostać jednotorowym maratonem przez krainę ogarniętą epidemią zombie. Kluczem do poruszania się w nowym, unikalnym środowisku jest adaptacja. Rozumiem także decyzją projektową o bardziej kameralnym charakterze produkcji. „Dying Light: The Beast pochyla się w stronę survival-horroru” – czy istnieje lepsza zachęta?

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper