Śleboda - wywiad z Maciejem Musiałem. "Krzywdząc ludzi, w gruncie rzeczy coraz bardziej się zniewalasz"

Śleboda - wywiad z Maciejem Musiałem. "Krzywdząc ludzi, w gruncie rzeczy coraz bardziej się zniewalasz"

Piotrek Kamiński | 14.12, 18:00

Z okazji premiery “Ślebody”, pierwszego polskiego serialu wyprodukowanego w całości dla SkyShwotime, mogliśmy spotkać się w warszawskim hotelu Crowne Plaza z Maciejem Musiałem, który w serialu wciela się w postać Bastiana, bezwzględnego dziennikarza, dla którego cel uświęca wszelkie środki. Opowiedział nam o tym, dlaczego lubi grać mendy, jak wyglądała praca dla giganta streamingowego, a także... co sądzi o najnowszym dziele Ridleya Scotta. Miłego czytania.

Piotrek: Tytuł “Śleboda” oznacza w serialu wiele rzeczy, prawda? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Maciej: Śleboda to znaczy wolność w gwarze góralskiej i przy okazji nazwisko jednej z rodzin w serialu. Jest to też jeden z tematów całej produkcji – powrót do swoich korzeni, tożsamości, do związanej z tym wolności. Z drugiej strony jest to też serial o śmierci, a więc utracie życia i, co za tym idzie, swojej wolności. Ta wolność działa obrazowana jest tu na wielu płaszczyznach. 

P: Twój bohater, Bastian Strzygoń, też może się tą ślebodą cieszyć? Jakim jest człowiekiem? 

M: Z jednej strony tak, ponieważ to taki człowiek, który nie przejmuje się nikim ani niczym, robi dokładnie to, co chce, co z jednej strony jest uwalniające, z drugiej krępujące. Jeśli nie kierujesz się żadnymi zasadami, krzywdzisz ludzi dookoła, to, w gruncie rzeczy, coraz bardziej się zniewalasz. 

P: To nie jest pierwsza postać tego typu, którą grasz – mocno skoncentrowana na sobie. Lubisz grać ten typ? 

M: Lubię (śmiech). Ja też, prywatnie, jestem w jakimś stopniu skoncentrowany na sobie, co pomaga grać takie postacie. Kiedy zaczynaliśmy zdjęcia do „Ślebody”, kończyłem akurat „Taniec z Gwiazdami”. To bardzo intensywny, wymagający czasowo i życiowo format, więc byłem wtedy bardzo mocno skupiony na sobie. Nie dało się tego inaczej zrobić. Trzeba było załatwiać codzienne sprawy, treningi, kręcić odcinki. Wydaje mi się, że koncentracja na sobie pomogła mi później przy wejściu w postać przy kręceniu pierwszych odcinków „Ślebody”. Bastian jest... mendą. Dziennikarzem pracującym w kolorowym piśmie, dla którego liczą się tylko clickbaity, ile można na czymś zarobić, co się dobrze sprzeda; nie ma żadnych zasad moralnych; wykorzystuje swoich znajomych; potrafi zaciągnąć kogoś do łóżka tylko po to, żeby mieć później o czym napisać; ma mnóstwo pozwów sądowych. Kieruje się zasadą: nie pozwól żeby prawda zepsuła dobrą historię. 

P: Znasz takich dziennikarzy? 

M: Nie. 

Obsada serialu na tle gór

P: A wśród paparazzi? Istnieje w Polsce w ogóle coś takiego, jak prawdziwy, amerykański paparazzi? Masz swojego własnego, ulicznego fotografa? 

M: Chyba nie, ale mieszkam, w okolicy Sejmu gdzie często kręcą się fotoreporterzy, więc jeśli mają akurat cichszy dzień i nic się nie dzieje, to łobuzy wiedzą gdzie mnie szukać. 

P: Musi to być irytujące. Korzystałeś z tych emocji budując postać Bastiana? 

M: Raczej nie, bo pamiętaj, że ja w serialu stoję po drugiej stronie barykady. Najważniejszą bazą dla mnie, jak mówiłem, był mój stan z końcówki „Tańca z gwiazdami”. Byłem wtedy skupiony na sobie, nie miałem na nic czasu, nie miałem czasu dla innych ludzi. Natomiast, kiedy kończyliśmy, nie byłem już w tym trybie i czułem, że trochę brakuje mi tej... egocentryczności. 

P: To była twoja pierwsza współpraca z reżyserem, Michałem Gazdą... 

M: Zrobiliśmy kiedyś wspólnie reklamę Orange, za czasów, kiedy firmę reklamowała „Rodzinka.pl”. 

P: O proszę! Muszę uporządkować swoje fakty. A jak współpracowało się z nim tym razem? 

M: Świetnie. Michał ma w sobie bardzo dużo energii, wiecznie coś mówi, robi – nie lubi, kiedy nic się nie dzieje. Reżyserzy mają często taki zwyczaj, że siedzą i krzyczą instrukcje przez krótkofalówki. No więc Michał siedział i krzyczał: „nuuudzę się!”. Cały czas wszystkich popędza, co jest, moim zdaniem, bardzo ważne w serialu koncentrującym się na jakiejś tajemnicy. Istnieje w tym gatunku bardzo duża pokusa, żeby kręcić długie, pozbawione akcji ujęcia – ktoś marszczy brwi, leci dojmująca muzyka, w tle majestatyczne góry. A widz siedzi i zaczyna się nudzić. Michał dbał o to, aby wydarzenia miały tempo i odpowiednią dynamikę. 

Maciej Musiał i Helena Englert

P: „Śleboda” jest pierwszym polskim serialem kręconym stricte dla SkyShowtime. Często słyszy się w internecie głosy w stylu: „kolejny serial platformy XYZ, wiadomo jak będzie”. Zawsze mnie to zagadnienie fascynowało. Czy faktycznie czuć tę „rękę” producenta na planie zdjęciowym? 

M: Ciekawe pytanie. Każdy, nazwijmy to, „adres”, ma inne zasady pracy, które przekładają się z biura na plan. Na planie „Ślebody” czułem się rzeczywiście inaczej i to ze względu na to, że to był SkyShowtime. Czuliśmy dużą radość z tego, co robimy, że to dla nich ważny projekt. Nie mówię, że pod innymi adresami tak nie jest, ale jeśli ktoś robi czterdzieści seriali rocznie, to zapewne przykładasz do nich trochę mniejszą wagę, niż do tego jednego, konkretnego. Mieliśmy twórczą wolność... 

P: Ślebodę! 

M: Dokładnie. Punktem odniesienia był zagraniczny zespół dramaturgów, jako że tak pracuje SkyShowtime. Czuć było skalę tego projektu. Znajdujemy się obecnie w takich czasach, że część adresów ogranicza koszty, niektóre seriale zupełnie spadają, innym produkcjom ucina się budżety. Tutaj tego problemu nie było. Gdyby ktoś kierował się zasadą: poświęcę swój czas temu serialowi, jako że na jego stworzenie wydano dużo pieniędzy, to tu rzeczywiście wydano dużo pieniędzy i czuć 5na drugim planie, na trzecim. Masz wycyzelowane ujęcia, czekano aż słońce odpowiednio padnie na obiekt, liczyła się jakość. Można też, oczywiście, przepalać pieniądze, wydawać je w niewłaściwy sposób, ale tutaj tego nie było, czego odzwierciedlenie widz zobaczy na ekranie. 

P: Wracając do naszej poprzedniej rozmowy [przy okazji promocji serialu „Kiedy Ślub?” - przyp. red.]. Widziałeś już „Gladiatora 2”? 

M: Tak. Nie podobał mi się. 6/10. Moim zdaniem Denzel Washington „sterroryzował” ten film. Zaznaczam, że tak generalnie, to go kocham, ale ma już te złote szaty, pierścienie, naszyjniki, a i tak jeszcze musi ukraść każdą scenę. Czasami trzeba oddać przestrzeń koledze żeby historia mogła wybrzmieć. Widziałem wywiad z Paulem Mescalem, w którym opowiada, że zbierał się cztery dni, żeby się z nim przywitać. Gra postać, której zadaniem jest przeciwstawić się mu, pokonać go. Po czym widzisz jak siedzą razem na kanapie i on wciąż stresuje się jego obecnością. 

Bastian Strzygoń

P: Ty byś się go nie bał? 

M: Wiadomo. Byłoby: Widziałeś „Rodzinkę.pl”, Denzel? Wiesz kto to jest Tomasz Karolak?! Grał mojego ojca. Taka sytuacja... (śmiech). 

P: Czyli, mimo tej wtopy z dwójką, gdyby jutro Ridley Scott zadzwonił do twojego agenta, że chce Cię widzieć w trzeciej części...? 

M: Powiedziałbym, że wiesz, Ridley, ta dwójeczka tak średnio, ale niech będzie, trójkę ci uratuję (śmiech). Nie wiesz, czy Rzymianie prowadzili jakieś podboje w naszej części świata? 

P: Chyba byliśmy dla nich za daleko, zbyt dzikie i odległe tereny. Ale czy prawda historyczna powstrzymała kiedyś Ridleya przed zrobieniem filmu? Wszystko jest do zrobienia! 

M: Więc wciąż jest szansa. 

P: Na koniec pytanie pod profil portalu. Grasz w coś ostatnio? 

M: Sporo gram w „Słowotok” na telefonie. Nowa runda co dziewięćdziesiąt sekund, mnóstwo rozrzuconych liter i trzeba tworzyć z nich słowa, a im więcej liter w słowie, tym większy mnożnik. P: Na konsolowe granie nie masz czasu, czy chęci? 

M: Teraz zaczyna się taki sezon, że trochę się tego czasu pojawi. Poleciłbyś coś? 

P: Nasza ekipa z Krakowa zrobiła niedawno remake świetnego, japońskiego horroru, „Silent Hill 2” i wyszedł naprawdę bardzo dobrze. Tak więc szczerze polecam. 

M: A gdybym chciał pograć z kimś wspólnie na jednej kanapie? 

P: Dzisiaj ciężko o takie gry. Wszystko poszło do internetu. Zostają ci bijatyki, sportówki, rzeczy w stylu „It takes two”... no i LEGO. 

M: Dobra, pomyślę w takim razie. [telefon wibruje] O, Tomek Karolak dzwoni. 

P: Dobra, to kończmy. Dosyć mocno odbiegliśmy od tematu serialu, więc chyba najwyższa pora. Dzięki serdecznie za rozmowę. 

M: Dzięki. Do zobaczenia. Może na junkecie „Gladiatora 3”? 

P: Trzymam kciuki! 

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper