Reklama
Zalety i wady grania na PC w 2024 roku

Zalety i wady grania na PC w 2024 roku

Paweł Musiolik | Wczoraj, 17:00

Starcia zatwardziałych pecetowców z konsolowcami to istniejący od zarania dziejów obraz w świecie gamingu. Od samego początku ścierające się frakcje wzajemnie wytykały sobie wady rozwiązań ekosystemu, w którym egzystują. Z biegiem czasu konsole coraz bardziej się „upecetowiły”, porzucając egzotyczne architektury (co miało swoje plusy i minusy) stawiając na architekturę x86, modyfikując już istniejące CPU i GPU.

Pójście konsol w kierunku pecetów sprawiło, że wiele osób oczekujących od gier maksymalnej jakości obrazu przy wysokim klatkażu zaczęło rozważać przesiadkę na PC. Krążące wokół tego sprzętu do grania mity sprawiły jednak, że te rozważania zostają porzucone. Czy faktycznie granie na komputerze w 2024 roku wymaga od nas wielogodzinnej zabawy z ustawieniami, grzebania w ustawieniach systemu i walkę nie tylko ze sprzętem, ale i własną cierpliwością?

Dalsza część tekstu pod wideo

W astronomicznym skrócie. Nie. Choć nie jest tak różowo, jak było, chociażby u schyłku poprzedniej generacji konsol.

Zalety grania na PC w 2024 roku

Jeśli uważacie, że granie na pecetach w dzisiejszych czasach wymaga jakiejś tajemnej wiedzy rodem z lat 90. ubiegłego wieku, to bardzo się mylicie. Zaczynając od tego, że samo złożenie komputera do gier jest o wiele łatwiejsze i wygodniejsze, niż było kilkanaście lat temu. A nawet jeśli macie dwie lewe ręce, to możecie wybierać opcję złożenia PC w sklepie lub zdecydować się na jednego z wielu gotowców, które stoją lata świetlne ponad tym, co kiedyś oferowały sklepy.

PC

Również mnogość dostępnego sprzętu stawia potencjalnego gracza przed niezbyt trudnym wyborem. W miarę proste nazewnictwo progów wydajnościowych kart graficznych i procesorów pozwala z dokonać prawidłowego zakupu (nie to, co w czasach, gdy ja dostałem pierwszego PC z GF4 MX440SE na pokładzie, złom na poziomie starego GF2 Ti). Cenowo również nie jest tak źle, jak bywało kiedyś i w czasach kryptowalutowego boomu. To nadal droga zabawa, jeśli celujecie przynajmniej w średnią półkę z podzespołami. Jednak jeśli zadowoli Was granie w rozdzielczości 1080p, to za 3-4 tysiące dostaniecie praktycznie gotowe pudło. Jasne, nadal trzeba dokupić monitor, ale to i tak nie jest przesadny koszt, za kilkaset złotych dorwiecie wyświetlacz spełniające Wasze oczekiwania.

Jeśli chodzi o kwestię programową, tj. sterowniki, Windowsa i tym podobne, to i w tym aspekcie przez ostatnie lata zanotowaliśmy ogromny postęp. Mimo tego, że nadal Microsoft jest w stanie więcej zepsuć niż naprawić aktualizacjami swojego systemu operacyjnego, to kwestie kompatybilności w przypadku nowych gier stoją lata świetlne przed tym, z czym sam musiałem mierzyć się dwadzieścia lat temu. Sterowniki do kart graficznych i procesorów pobierać mogę się same, nie zaprzątając Wam głowy, pozwalając skupić się na graniu.

A i ten aspekt wypada przyjemnie, choć nie bez problemów, które w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nabierają na sile. O nich jednak nieco później. Z zasady granie na PC jest dużo tańsze niż na konsolach. Praktyczne wyeliminowanie pudełek mało komu się podobało, jednak dzisiaj cyfrowa dystrybucja nie spotyka krytyków. Granie na pecetach jest nadzwyczajnie tanie. GOG wraz z Amazonem rozdają każdego miesiąca kilka gier za darmo, podobnie czyni Epic Store (na moim koncie jest już kilkaset gier). Na Steamie wyprzedaże są czymś powszechnym (a o oficjalnych sprzedawcach kluczy do gier nawet nie wspominam, są w stanie zaoferować ceny jeszcze niższe niż oficjalne sklepy wydawców).

Właśnie, Steam. Sklep Valve zdominował rynek PC, stając się wszechobecną formą DRM, jednak szanowaną przez graczy. Valve po wielu latach zaniedbywania aplikacji, od pewnego czasu mocno wzięło się za modernizowanie aplikacji, oferując wiele usprawnień, z których gracze po prostu korzystają. Do tego trzeba dodać, że od kiedy w sprzedaży jest SteamDeck, to firma „Gabena” mocno dba o kompatybilność gier z systemem Linuksa, obalając sztandarowy argument w wojnie Windows kontra Linux.

Steam

A skoro przy Steam Decku jesteśmy, to pecetowy rynek niejako tchnął nowe życie w segment przenośnych sprzętów do grania (z wyłączeniem oczywiście Nintendo). SteamDeck, Asus ROG Ally, Lenovo Legion, MSI Claw i mniej popularne urządzenia — GPD Win, OneXPlayer czy AyaNeo Kun — dały graczom to, co do tej pory było niemożliwe. Pecetowe gry w kieszeni z minimalną konfiguracją (tutaj wygrywa SteamDeck dzięki zmodyfikowanemu OS). I choć te rozwiązania mają swoje minusy (czas działania na baterii jest największym), to nie przesłaniają one plusów.

A co do samych gier, to nie ma co ukrywać, że inwestując odpowiednio dużo gotówki, jesteście w stanie wycisnąć z nich znacznie więcej, niż pozwalają konsole. Wyższe rozdzielczości, wysoka jakość ray tracingu lub nawet path tracingu. Niczym nieskrępowane opcje modyfikacji gier, rekompilacje starych produkcji z nowoczesnymi opcjami, emulacja. Granie w ponad 120 klatkach na sekundę, rozdzielczości ultrawide, szeroka dostępność wirtualnej rzeczywistości. Jest na czym zawiesić oko.

Wady grania na PC w 2024 roku

Oczywiście trzeba też mieć na uwadze, że nie jest tak różowo, jak zatwardziali pecetowcy chcieliby pokazać. Mimo ogromnej pracy wykonanej przez wielu graczy segment PC nadal musi zmagać się z przeróżnymi problemami, odrzucającymi wielu potencjalnych klientów.

Przede wszystkim nadal zaporowe są ceny, jeśli chcemy wycisnąć z gier maksimum przy wykorzystaniu ray tracingu. Konsole tej generacji w tym przypadku wypadają po prostu sensowniej. I to nadal oczywiste, że zakup drogiej karty graficznej pozwoli nam wycisnąć z dzisiejszych gier, znacznie więcej niż oferuje PS5 i Xbox, jednak nie każdego stać, by wydać na samą kartę graficzną przynajmniej 3000 złotych.

CP2077 bug

Inną kwestią, z roku na rok coraz bardziej problematyczną jest to, jak działają, lub częściej nie działają gry na PC. Optymalizacja to słowo klucz, które często jest nadużywane. Jednak jest ono najprostszym określeniem tego, gdy deweloper nie poradzi sobie z silnikiem napędzającym jego grę. Mikroprzycinki (stuttering) związane z kompilacją shaderów to prawdziwa zmora gier działających na Unreal Engine 4. I choć nowsza wersja sporo poprawiła, to i tak twórcy nierzadko nie mają czasu, by swoją grę odpowiednio dopracować. I choć po części winny jest tutaj Microsoft ze swoim Windowsem (zapytajcie posiadaczy SteamDecka, czy mają z tym problemy — spoiler — nie mają, bo dba o to Valve), to nie da się jednostronnie obwiniać kogokolwiek.

Mimo że czasy spartolonych konsolowych portów dawno są za nami, to nadal potrafią pojawić się gry mniejszych wydawców pozbawione możliwości zmiany podstawowych ustawień graficznych. Wielkie megaprodukcje również dokładają swoje pięć groszy, wychodząc w kompletnie zepsutym stanie, z zerową optymalizacją, przy której pada najczęściej złota porada „kup sobie RTX-a 4090, włącz DLSS i FrameGena”. I voila. Wydając kilkanaście tysięcy złotych, jesteś w stanie zmusić każdą grę, by „jakoś” działała.

To co, kupić tego peceta?

Jak możecie się wywnioskować, zasadniczo to pozytywy grania na PC przewyższają liczbę wad. Mimo chwilowego pogorszenia sytuacji jest znacznie lepiej, niż było kiedyś. I do mrocznych czasów raczej już nie wrócimy. I zaznaczam, jestem świadom, że doświadczeń z PC  będzie tyle, ile mamy ludzi i możliwych kombinacji podzespołów. To, że jednemu coś działa, nie gwarantuje, że u drugiego będzie identycznie.

Z mojej perspektywy najwygodniej mieć wybraną przez siebie konsolę Sony lub Nintendo i w miarę mocnego peceta, który odgrywałby rolę Xboksa (skoro sam Microsoft mówi, że Xbox jest wszędzie…). Na co się jednak zdecydujecie, to już zależy od Was. 

Źródło: Własne
Paweł Musiolik Strona autora
cropper