Przypomnijmy klasyczną Onimushę
Po starcie PlayStation 2 jedną z firm, które aktywnie wspierały nową konsolę Sony świeżymi IP był Capcom. Najpierw projekt Hidekiego Kamiyi w uniwersum Resident Evil przeforsowano na Devil May Cry w czym pomógł zespół reżysera, Team Little Devil. W gąszczu produkcji czwartej gry z tej serii w sąsiednich studiach powstała gra osadzona w realiach feudalnej Japonii. Obok DMC stanowiła zupełnie nową markę. Onimusha doczekała się interesującej trylogii. To jednak nie był koniec, ponieważ ostatnia gra z tej serii pojawiła się w 2006 roku. Zanim jednak dobrniemy do ostatniej produkcji pora napisać o tym, jak to się wszystko zaczęło.
Kilka lat wstecz pisałem o produkcji oryginalnego Resident Evil 3: Nemesis (1999, PlayStation). Ze spin-offu gra stała się pełnokrwistym, numerycznym sequelem. Decyzję tę podjął Yoshiki Okamoto, istotny bohater poniższej opowieści. Capcom był w potrzebie. Trudny deweloping Resident Evil 2 spowodował, że wielu pracowników odeszło z firmy. Na rozmowie o pracę w 1998 roku stawił się niejaki Yasuhisa Kawamura. Stanął on przed obliczem Shinjiego Mikami i Okamoto. Mikami spytał go o wizję gry spod znaku Resident Evil. Kawamura odpowiedział, że widziałby coś w stylu Yakuzy, z katanami zamiast pistoletów. Ironia polega na tym, że nie był pierwszym człowiekiem z takim pomysłem. W 1997 roku przywołany już Yoshiki Okamoto wpadł na pomysł zrealizowania Sengoku Biohazard.
Ten projekt miał opierać się na założeniach klasycznego Resident Evil. Akcja działaby się w niełatwym dla Kraju Kwitnącej Wiśni okresie Sengoku. Bohater, ninja, stawiałby czoła zagrożeniom i pułapkom zamknięty w jednym domostwie. Okamoto zdradził ten pomysł redakcji Dengeki Nintendo 64. W 2003 roku Keiji Inafune odniósł się do tamtej wypowiedzi. Faktycznie, Okamoto tak nazwał grę na jednym z zebrań. Finalnie produkcję gry uruchomiono z myślą o PlayStation. Inafune został wyznaczony na prowadzące prace nad Onimushę. Przekazano mu kod od Resident Evil 1.5 (niedoszła wersja RE2) i na tej podstawie rozpoczęto budowanie zupełnie nowej marki. Trudno mi wskazać właściwą datę startu prac nad Onimushą, lecz Inafune przyznał już w 1999 roku, że pracuje właśnie nad takim tytułem.
Więcej niż gra
Onimusha to jedna z pierwszych gier w historii Capcomu, w której twórcy jednocześnie prowadzili sesje nagraniowe i motion-capture z udziałem żywych aktorów. Po tym jak padła idea przeniesienia Resident Evil do feudalnej Japonii stało się jasnym, że należy wybrać nowego protagonistę. Jak widzicie, sukces Rezydującego Zła wywołał w firmie efekt domina. Wszystkie ówczesne pomysły bazowały na systemowych fundamentach legendarnego survival-horroru. Onimusha nawet w swojej finalnej wersji przypomina kultowy tytuł Capcomu. Kamera wciąż pozostawała statyczna, choć sama rozgrywka była o wiele szybsza i znacznie bliżej było jej do slashera niż horroru. Scenarzyści rozważali umieszczenie w roli głównej historycznej postaci, Ody Nobunagi. Zwyciężyła jednak fikcja. Bohaterem Onimusha: Warlords (2001, PlayStation 2) został Samonosuke. Wyglądał za to i mówił jak Takeshi Kaneshiro, legenda kina azjatyckiego. Był to początek angażowanie znanych aktorów do świata gry. W trzeciej części wydanej w 2004 roku występuje m.in. Jean Reno.
Wstępnie zaplanowano trylogię. Inafune nie poprzestał na tym, by raz jeszcze wydać Onimusha: Dawn of Dreams. W założeniu gra miała być początkiem nowej trylogii. Dopiero teraz Capcom wybudził markę z długiego letargu. Kiedy zdawało się, że cykl już nie powróci - wydawca ściął publikę zapowiedzią Onimusha: Way of the Sword. Dla wielu graczy to świetna okazja, aby zainteresować się serią, a weterani powrócą do czasów świetności cyklu na PlayStation 2. Minie jeszcze trochę czasu nim zagramy w zapowiedzianą produkcję, więc powróćmy do czasów, gdy na świat przyszła Onimusha: Warlords. Fani Resident Evil błyskawicznie odnaleźli się w nowej grze. Prerenderowane tła i jedno miejsce akcji: masywne zamczysko Inabayama, co oczywiście kojarzyło się z rezydencją Spencera z klasycznego RE. Sterowanie bohaterem przypominało również system tank control z nieco szybszą walką. W Onimusha: Warlords pojedynki traktowano esencjonalnie.
Zabójca demonów
Głównym przeciwnikiem w grze są demony. Twórcy nazwali je Genma. Bestiariusz przewidywał kilka rodzajów upiorów. Kluczem do zwycięstwa było opanowanie mechaniki i przedmioty lecznice. Nie brakowało zagadek, a niektóre dosłownie zrywały skalp. Jako Samonosuke Akechi ratowaliśmy księżniczkę Yuki z demonicznych okowów. W roli antagonisty obsadzono wskrzeszonego przez złe moce Nobunagę. Główny bohater nie był sam. Towarzyszył mu ninja, Kaede, grywalny w kilku fragmentach produkcji. Razem należeli do klanu Oni dysponującym narzędziami do skutecznej walki przeciw demonicznym bytom. W grze nie brakowało nawiązań do historii samej Japonii. Capcom przedstawił ciekawą interpretacją samego Nobunagi. Możecie go znać jako jednego z władcy Wysp Japońskich podczas okresu Sengoku. Jego przybocznym według podań miał być czarnoskóry samuraj, Yasuke.
Onimusha: Warlords doczekało się odświeżonej wersji. Siadłem do gry po latach i choć trudno nie dostrzec w niej archaizmów - produkcja nadal broni się stylistyką. Robiła ogromne wrażenie w okresie premiery i warunkowała zakup PlayStation 2 dla niezdecydowanych. Niektórzy twierdzili, że marka ta zastąpi z czasem Resident Evil. Finalnie nic takiego nie miało jednak miejsca. Czy warto dzisiaj zainteresować się Onimusha: Warlords? Jak najbardziej. To fuzja rozwiązań znanych z Resident Evil do tego przyprawiona japońską demonologią i nienaganną rozgrywką. Gdyby tylko w RE wymachiwanie ostrzem było tak precyzyjne jak tutaj. To właśnie zrobiła Onimusha. Rozwinęłą tamtą mechanikę i wdrożyła na stałe. Marka niebawem powróci. Warto jej się przyjrzeć. Dla ciekawskich: na klasycznym Xbox wydano roszszerzoną edycję gry, Genma Onimusha, a w zasadzie był to remake.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych