Filmowe podsumowanie roku 2024. Co myślimy, czego żałujemy, na co liczymy w 2025
Rok 2024 ma się ku końcowi, więc nastał czas podsumowań. Zerknijmy wspólnie na wydane w tym roku filmy, które zrobiły na nas największe wrażenie, a o których najchętniej byśmy zapomnieli. Która animacja jest absolutnie obowiązkowym seansem, czy film tylko dla dorosłych może być najlepszym dziełem całego roku, jak się miewają produkcje superbohaterskie i tak dalej. Moje gadanie to oczywiście jedno, ale nie zapomnijcie dać znać, jak ten rok wyglądał z waszej perspektywy, bo to jest to, co tak naprawdę mnie interesuje i po co piszę całe to podsumowanie!
To był dla mnie bardzo istotny rok na PPE. Nie tylko napisałem 238 recenzji filmów i seriali (za dużo - Roger, poproszę kogoś jeszcze do pomocy!), ale też zwiedziłem kawał świata, poznałem całą masę ludzi, tak z branży filmowej jak i gamingowej, co pozwoliło mi odrobinę innym okiem spojrzeć na ten biznes, a i jeszcze zaliczyłem całkiem dziki jubileusz. Otóż nie tak dawno temu napisałem swój tysięczny tekst na PPE... W życiu nie spodziewałbym się, że tyle tego będzie, kiedy Roger pytał mnie pięć lat temu, czy nie napisałbym recenzji "Polityki" Patryka Vegi, bo Jędrzej buja się po Stanach Zjednoczonych. A jednak! W większości nie żałuję, choć ten permanentny brak czasu na cokolwiek innego trochę mnie od czasu do czasu swędzi gdzieś z tyłu głowy. A co było tym jubileuszowym tekstem? Kurrrr... "Megalopolis".
Zasady są takie, że biorę pod uwagę wyłącznie filmy i seriale, o których pisałem w tym roku, ale mogą mieć poprzedni rok produkcji - w końcu czasami dostajemy filmy z takim opóźnieniem, że głowa boli. W ramach przygotowania przejrzałem listę tegorocznych tekstów, z których wybrałem po kilka do każdej kategorii. Te w tym roku nie są przesadnie wyszukane: najlepszy film live action/animowany, najlepszy serial live action/animowany, najlepsza polska produkcja, największe zaskoczenie i największy zawód. A propos zaskoczeń, to największym było dla mnie jak niewiele polskich produkcji (które recenzowałem ja, a nie np. Roger) w tym roku nadawało się w ogóle na pretendentów w kategorii "najlepsze cokolwiek". Stąd też jedna, zbiorcza kategoria "polskich produkcji". Dodatkowo, żeby nie było zbyt nudno, poprosiłem też wszystkich tych, którzy mają jeszcze dzisiaj czas, żeby skrobnęli trzy zdania od siebie na temat tego, co w tym roku zrobiło na nich największe wrażenie w świecie kinematografii. No dobrze! Nie przedłużając dłużej, bo trzeba zaraz iść bawić się do białego rana, a później zdychać do kolejnego rana, zapraszam do czytania i rozmowy!
Najlepszy serial live action - filmowe podsumowanie roku 2024
W tej kategorii mogli, teoretycznie, znaleźć się i kandydaci z naszego podwórka, ale że wciąż boli mnie, że przewaliłem kupon bukmacherski, kiedy na Oscarach "Parasite" zgarnął statuetkę i za najlepszy film i najlepszy film nieanglojęzyczny, to nie robię takich akcji. Kilka rzeczy zrobiło na mnie w tym roku wrażenie, mimo że oglądając te seriale w ilościach hurtowych już czasem wyłączam się lekko w trakcie, bo mózg nie godzi się na więcej. "Sprostowanie" z AppleTV+ intrygowało od pierwszego odcinka, po czym trzymało uwagę niedorzeczną zmysłowością, aby finalnie wyciągnąć widzowi metaforyczny dywanik spod nóg, zdzielić go w twarz i zaserwować absolutnie doskonałe zakończenie. Patrząc z perspektywy, mam jednak wrażenie, że środek serialu trochę się ciągnął i dużo pomogły te odważne sceny seksu, więc nie będzie on dzisiejszym zwycięzcą (choć to całkiem mocne, drugie miejsce). Odwracając kota ogonem, mamy "Młodego Sheldona" z ostatnim sezonem w historii serialu i choć nie wszystkie poprzednie serie uważam za równie dobre, to jednak finał mocno mi zaimponował, kończąc wiele spraw w jak najbardziej satysfakcjonujący sposób i podchodząc do tematu, który, cóż, musiał w końcu nadejść, w sposób taktowny, piękny i... Rozrywający duszę na kawałki. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby oglądać odcinek pod tytułem "Pogrzeb" do śniadania, ale zrobiłem to i ledwo dało się jeść, bo wszystko zrobiło się jakoś dziwnie mokre i słone. To powiedziawszy, część odcinków była trochę "o niczym", a i Missy już od pewnego czasu nie miała nic do roboty w kolejnych fabułach, więc szukamy dalej. "Sympatyk" od max zrobił na mnie bardzo mocne wrażenie swoim ostatecznym wydźwiękiem, a i w trakcie oglądania kolejnych odcinków od czasu do czasu nie mogłem wyjść z podziwu nad geniuszem autorów, ale właśnie! Kluczowe jest tu "Od czasu do czasu", bo jednak historii nie przeszkodziłoby gdyby była nieco bardziej zwięzła. W przypadku netflixowego "Ripleya" zastanawiałem się, czy nie umieścić go w kategorii zaskoczeń, bo przyznam, że nie wierzyłem za bardzo w jego powodzenie, ale te niedorzecznie piękne zdjęcia i hipnotyzująca rola Andrew Scotta kupiły mnie ostatecznie bez reszty. Ale to mimo wszystko po prostu kolejna adaptacja książki, która została już kiedyś genialnie przerobiona na język kina. To miałby być najlepszy serial roku? No więc, mógłby, gdyby nie inna, nowa, serialowa wersja popularnej książki, która wcześniej była już filmem. Disneyowski "Shogun" jest prześwietny od początku, do końca - pięknie nakręcony, świetnie zagrany (chociaż do głosu Anjina wciąż nie mogę się przyzwyczaić), pełen napięcia, podsypany odrobiną humoru, owiany aurą tajemniczości i skropiony stalowym, najważniejszym na świecie honorem. Serial praktycznie kompletny. I tylko boję się, że niepotrzebnie robią kontynuację, ale zobaczymy, co będzie...
Zwycięzca: Shogun [Disney]
Najlepszy serial animowany - filmowe podsumowanie roku 2024
Ten rok był dla nas dobry w temacie animacji. Może i kino superbohaterskie leży i kwiczy, błagając o dobicie (jeden "Deadpool & Wolverine wiosny nie czyni, a to i tak był głównie festiwal fanserwisu, praktycznie niezrozumiały dla kogoś, kto nie śledzi całego tego cyrku od samego początku), za to w temacie seriali chyba nie mogłoby być lepiej. W jednym roku dostaliśmy trzy, bardzo mocne seriale o bogach w pelerynach, noszących majtki na wierzchu. Nie tak dawno temu wystartowali "Creature Commandos", bardzo typowa dla Jamesa Gunna produkcja, ale przy tym niesamowicie wręcz skuteczna - zabawna, brutalną, wyciskająca łzy z oczu, składna fabularnie. Ciutkę wcześniej dostaliśmy natomiast dwie świetne kontynuacje - "X-Men '97" i "Batman: Mroczny mściciel", będące zasadniczo kontynuacjami popularnych seriali z lat dziewięćdziesiątych. W temacie fantasy dostaliśmy bardzo klasyczne, ale absolutnie świetnie zagrane i napisane "Legenda Vox Machiny" i steampunkowego "Arcane". Były to już jednak odpowiednio trzeci i drugi sezon i do tego oba seriale nie mogą równać się ze swoimi doskonałymi, pierwszymi sezonami. Ale była w tym roku jedna, w pełni oryginalna produkcja, która absolutnie zmiotła mnie z powierzchni ziemi zarówno fabułą, jak i warstwą audiowizualną. Serial muzyczny, którego soundtrack do tej pory gości u mnie na regularnej playliście. "Hazbin hotel" to wulgarna jak diabli (ekhem), historia o... Cóż, niby o demonach skazanych na piekło, ale tak naprawdę o ludziach, drugich szansach, rodzinie, przyjaźni niezłomności ludzkiego ducha. To dziecko umysłu Vivienne Medrano, która dała mu styl, głos i wszystko inne. I jest to dla mnie absolutnie i bezapelacyjnie najważniejszy serial animowany tego roku.
Zwycięzca: Hazbin hotel [Amazon]
Najlepsza polska produkcja - filmowe podsumowanie roku 2024
To nie tak, że oglądałem w tym roku mało polskich produkcji. Po prostu większość tego, co widziałem nie nadaje się do dzisiejszego podsumowania, bo była szeptem i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie rzeczonym szeptem jeszcze przed seansem. Tak więc, mocno naciągając własne standardy, wyróżniłbym w tym roku "Kosa", który może i jest chamską kalką filmów Tarantino, ale nie ogląda się go (w większości) źle i "Białą odwagę", a więc film za długi, nie potrafiący ruszyć mnie emocjonalnie, ale za to pięknie nakręcony i prezentujący ciekawy temat, o którym, jako totalny ignorant, nie miałem do tej pory pojęcia. Tyle, jeśli chodzi o filmy. Do tego mamy jeszcze dwa seriale - bardzo, ale to bardzo przyjemny "Kiedy ślub?", który jednak zawiódł mnie trochę zakończeniem i wracający na właściwe tory "the Office PL", którego czwarty sezon, a i owszem, był dla mnie najlepszym, co w tym roku zrobiliśmy. Błagam, zanim mnie zjedziesz, weź pod uwagę, że większość polskich seriali w tym roku zrecenzował Roger, a ja mówię tylko na podstawie tego, co sam widziałem. Dziękuję.
Zwycięzca: the Office PL (Canal+)
Największe zaskoczenie - filmowe podsumowanie roku 2024
W tej kategorii znajdziemy filmy, po których nie spodziewałem się niczego ciekawego albo, że będą w najlepszym wypadku "oglądalne", a które okazały się być absolutnie przyjemnymi, nawet jeśli nie stricte najlepszymi produkcjami. Takimi produkcjami byli na przykład "Terminator Zero", w którego za bardzo nie wierzyłem, bo jak to tak James Cameron w wersji anime (a i marka dawno już nie wypluła niczego faktycznie dobrego), a okazał się być wszystkim tym, czego chciałem od tej marki od długich lat. Jest intrygujący, daje do myślenia, potrafi zaskoczyć, no i wygląda po prostu świetnie. Jednak Japończycy potrafią. Równie miłymi (choć może nie aż tak, no dobra) niespodziankami okazali się "Zabierz mnie na księżyc" z Channingiem Tatumem i Scarlett Johansson, "Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" i "Abigail". Pierwszy miał być fluff piece'em o lądowaniu na księżyc i potędze "Ju Es of Ej", drugi był kontynuacją po latach, do tego z Eddiem Murphym, który dał nam nie tak dawno temu popłuczyny po oryginale, jakim był "Książę w Nowym Jorku 2", więc leżąc na gigantycznym kacu po urodzinach, puszczałem go sobie raczej bez przekonania, a ostatecznie pozwolił mi na dwie godziny zapomnieć o bólu głowy, za co do tej pory jestem mu wdzięczny. Ten trzeci natomiast miał był dziwną fuzją filmu akcji i horroru, w którym to obsada gra pierwsze skrzypce, a okazał się być moim ulubionym horrorem tego roku, z doskonałą Alishą Weir w tytułowej roli. Gdyby tylko wszystkie plakaty i zwiastuny uparcie nie spoilowały połowy filmu... Ale i tak lepsze to, niż bezdenna głupota bohaterów "Gdy rodzi się zło", który mógłby być moim największym zaskoczeniem tego roku, gdyby tylko nie to kulawe zakończenie.
Zwycięzca: Abigail [UIP]
Największy zawód - filmowe podsumowanie roku 2024
Oj, tutaj mógłbym napisać i rozdział książki, ale że za moment Sylwester, więc bez przesady. Pod pojęciem zawodu mieszczą się jedynie te filmy i seriale, wobec których żywiłem pewne nadzieje, byłem przekonany, że będą dobre, a okazały się być nieporozumieniami. Tylko w tym miesiącu był to, na przykład "Władca pierścieni: Wojna Rohirrimów", która tak wyraźnie powstała wyłącznie po to, żeby przedłużyć prawa do marki, że aż zęby swędzą. No i oczywiście, że główną bohaterką musiała zostać chodząca, kobieca doskonałość, o której "nie przeczytacie w żadnej kronice"... Po czym film przez dwie godziny pokazuje jak bardzo nie ma to sensu, bo przecież Hera dosłownie uratowała cały Rohan, była najlepszym strategiem, najbardziej czułym władcą, najlepszym wojownikiem i w ogóle oh i ah. Podobny zawód odczułem oglądając "Konklawe" i akurat pod tym względem jestem chyba w mniejszości, ale przepraszał bardzo, ostatecznie dramaturgia tego filmu jest płytka jak talerz zupy, a zakończenie napisano chyba tylko po to, żeby wkurzyć konserwatystów (to mi akurat jakoś specjalnie nie przeszkadza, bo sam też jestem chodzącą złośliwością). Oryginalne "Uśmiechnij się" było całkiem ciekawą, dobrze zrealizowaną koncepcją, ale już część druga zawodzi na całej linii, strasząc przewidywalnością, wkurzającymi zwrotami akcji i tanimi jump scare'ami. "Idź pod prąd" miało Ignacego Lissa i dobry temat, jakim jest historia zespołu KSU. I co z nim zrobili twórcy? Nic. Szkoda słów. Nie zabolał mnie ten film jednak aż tak, jak "Maxxxine". Po świetnych "XXX" i "Pearl", Ty West wrócił z zakończeniem swojej trylogii, które jednak zapomniało, że ponad metaforykę i wierność tematowi, dobrze byłoby jeszcze być po prostu dobrym filmem. Ciekawsze niż sam film było dla mnie wyjście z kina, bo z jakiegoś powodu drzwi do holu głównego były zamknięte i zostałem sam w kiepsko oświetlonym korytarzu, gdzieś około północy. Napięcie lepsze niż w trakcie filmu, zwłaszcza kiedy wracając się tym samym korytarzem, nagle otworzyły się drzwi wyjściowe z innej sali. Niby wiedziałem, że nic mi nie grozi, ale serce zabiło trochę szybciej. To i tak jednak nic w porównaniu z "Rodem smoka". Pierwszy sezon był absolutnie świetny, przywracając moją wiarę w tę markę i sprawiając, że znowu zacząłem męczyć George'a Martina w komentarzach na FB, kiedy wreszcie skończy "Wichry zimy". I trzeba przyznać, że drugi sezon zaczął się bardzo dobrze - a czwarty odcinek, ten z walką smoków, był wręcz wybitny. Rzecz w tym, że później, do końca sezonu, nie zadziało się już nic ciekawego... Ponoć serial miał mieć tylko idea sezonu, ale niesamowity sukces pierwszego sezonu sprawił, że postanowili go rozciągnąć. I to widać. Dałem mu w sierpniu 8/10, ale oszukiwałem wtedy samego siebie. Tak na sucho nie dałbym mu więcej jak 6 albo może i nawet niżej. A że oczekiwałem czegoś absolutnie wyjątkowego...
Zwycięzca: Ród smoka [max]
Najlepszy film animowany - filmowe podsumowanie roku 2024
Również i w tej kategorii czuję się lekko poszkodowany, bo jeden taki redaktor naczelny ma w zwyczaju brać sobie dla siebie wszystkie najfajniejsze animacje "żeby mnie odciążyć". Jestem przekonany, że dwójka dzieci poniżej dziesiątego roku życia nie ma z tym nic wspólnego. Tak więc nie oglądałem jeszcze ani "King Fu Pandy 4" ani "Transformers" ani jeszcze kilku produkcji, które zdecydowanie będę musiał jeszcze kiedyś nadrobić, jak już znajdę odrobinę wolnego czasu. Oglądałem za to "W głowie się nie mieści 2", który uważam za zdecydowanie słabszy film od części pierwszej, już nie tak przemyślany, nie tak oryginalny. Ot - spoko DLC do wybitnego oryginału. Udało się również zobaczyć "Chłopca i czaplę", który jednak - mimo pięknych wizualiów - zrobił na mnie raczej niewielkie wrażenie, kiedy porównać go z innymi filmami Ghibli. Tak więc ostateczny pojedynek stoczyły ze sobą piękny "Mars Express", który jednak zbyt wyraźnie czerpał z innych dzieł popkultury oraz "Pies i robot", doskonała opowieść o miłości, przywiązaniu i przyjaźni, opowiedziana na przestrzeni 100 minut bez żadnych dialogów, mimo to przekazując wszystko to, co chciała i potrzebowała. Film Pablo Bergera jest i zabawny i poruszający i ciekawy wizualnie i wszystko pomiędzy. Piękne przeżycie.
Zwycięzca: Pies i robot [Best film]
Najlepszy film live action - filmowe podsumowanie roku 2024
W tej kategorii umieściłem aż siedem filmów, choć mógłbym ich jeszcze kilka dorzucić, bo naprawdę był to całkiem dobry rok dla kinematografii. Od dziejącego się w chłodzie, ale pełnego ciepła "Przesilenia zimowego", przez surowego, ale pozostającego z widzem "Bękarta", dziwnie podobne do jednej takiej gry Naughty Dog "Civil War" czy chamsko porywające z sercem widza "Jedno życie" (na tym zakończeniu nie da się nie wzruszyć. No nie da się). Ostatecznie jednak wybierałem spośród trzech filmów. Na dobry początek, w marcu dostaliśmy drugą część "Diuny", Denisa Villeneuve, która wspólnie z częścią pierwsza tworzy piękną, ale jednak ciut za długą w jednych momentach, a kryminalnie skrótową w innych całość. Bliżej końca roku wybrałem się na "Anorę" Seans Bakera, z biegnącą po Oscara Mikey Madison w roli tytułowej i naprawdę sądziłem, że to właśnie ten film będzie moim faworytem tego roku. To piękna opowieść o ludziach zajmujących raczej niską pozycję na drabinie społecznej, oferująca ciekawe spojrzenie na kondycję społeczeństwa, jego potrzeby i pragnienia. Ostatecznie jednak zdecydowałem się na inny projekt z lubością pokazujący piękne, nagie kobiety widowni (chyba mam swój typ). Co ciekawe, taki choćby mój brat uważa "Substancję" za przesadzony szajs, podczas gdy ja jestem zachwycony jej niesamowitymi zdjęciami, pięknymi metaforami, gigantyczną ilością odniesień (ale nie chamskich kalk!) do klasyki i, owszem, jestem tylko człowiekiem, aktorkami wcielającymi się w podwójną, główną rolę. Jasne, to trochę obrzydliwy film, ale właśnie taki ma być. To lusterko przystawione nam samym. I to piekielnie precyzyjnie.
Zwycięzca: Substancja [Monolith]
Tak jak już pisałem. To był naprawdę udany, nawet jeśli ciężki rok. Od przyszłego życzyłbym sobie powrotu do formy kina superbohaterksiego (dawaj, James, dawaj!), lepiej zrobionych polskich filmów - być może wykraczających poza 3 gatunki, w których czujemy się relatywnie komfortowo - i kolejnej fury dobrych, oryginalnych produkcji. Tylko może niekoniecznie muszą one trwać po trzy godziny?! Zaraz na początku przyszłego roku wybieram się na "the Brutalist" Brady'ego Corbeta. Trzy godziny i trzydzieści pięć minut! Kogoś naprawdę solidnie pogrzało! Żeby chociaż lepiej mi za takie molochy płacili... O! To będzie moje życzenie noworoczne. Trzymajcie kciuki żeby się spełniło. Udanego Sylwestra i koniecznie dajcie znać jak układają się wasze tegoroczne topki! Do przyszłego roku.
P.S. Nie wiem czemu te plakaty są takimi kulfonami na komputerze. Dodawałem je w małej rozdzielczości specjalnie... No nic, na telefonie wygląda normalnie. Może jutro coś z tym jeszcze podziałam.
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych