E.T. - symbol krachu. Tę historię wszyscy znają, a mało kto rozumie.

E.T. - symbol krachu. Tę historię wszyscy znają, a mało kto rozumie.

Krzysztof Grabarczyk | 12.01, 11:10

Był czwartek, 27 lipca, 1982 roku. Howard Scott Warshaw, młody programista na usługach Atari czuł, że łapie samego Boga za nogi. Jego gradaptacja Indiany Jones'a i Poszukiwaczy Zaginionej Arki przyniosła firmie założonej przez Nolana Bushnella spore zyski. Nagle zadzwonił telefon. W słuchawce Warshaw usłyszał głos samego Raya Kassara, czyli człowieka odpowiedzialnego za prosperowanie całego Atari. Wówczas młody koder jeszcze nie zdawał sobie sprawy jak trudne zadanie otrzyma. Właściwie dzisiaj napiszę, że była to misja niemożliwa. Warshaw i tak się zgodził. I zapisał się na stałe w historii przemysłu gier. 

Ray Kassar przybył do Atari na początku lat 80. Jadający tylko w najdroższych restauracjach, odziany w kosztowne garnitury doprowadził do rekordowych zysków firmy w trakcie  swojej prezesury. Jak na ironię, pracownicy szydzili z niego. Kassar wychodził z prostego założenia. Jeśli coś się sprawdza, to należy wyciskać ile się da. To właśnie dlatego większość gier produkowanych przez Atari była do podobna. Niestety, Kassar traktował programistów jak zwykłych wyrobników. Kiedy pewnego dnia przyszli do niego: Alan Miller, Jim Levy, Bob Whitehead i David Crane - aby wynegocjować lepsze warunki i co ważniejsze, obecność ich nazwisk na okładkach gier oraz liście płac, Kassar odpowiedział. "Doskonale rozumiem ambicje ludzi kreatywnych bo sam kiedyś pracowałem z twórcami ręczników" - tymi słowami doprowadził do odejścia wymienionej czwórki. Potem stało się Activision, pierwszy niezależny wydawca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Howard Scott Warshaw był inny. Nie przeszkadzało mu podejście Kassara. Gdy odebrał telefon tamtego dnia usłyszał proste pytanie: czy podejmie się napisania gry opartej na przeboju Stevena Spielberga? Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie deadline: 5 tygodni. W złotej erze Atari potrzebowało średnio pięciu miesięcy na opracowanie gry. Nikt przy zdrowych zmysłach nie podjąłby się tak karkołomnego projektu w pojedynkę. Warshaw się zgodził. Dlaczego? Być może chciał dzięki temu zyskać większe względy u Ray'a Kassara. W przeszłości rozmawiał z nim tylko kilka razy. Howardowi ciężko było zdobyć pracę w Atari. "Na początku mnie odrzucili" - przyznał dla Time Extension w 2023 roku. Drugim powodem, dla którego Warshaw nie mógł odmówić była rekomendacja Spielberga. Znany już wtedy na cały świat reżyser zaznaczył, że grę opartą na E.T. ma napisać Warshaw z uwagi na sukces adaptacji Jones'a. I tak zaczyna się historia najgorszej gry w dziejach. Jeszcze przeznaczonej dla wysłużonej już Atari 2600. 

Ko(s)miczny lot 

undefined

Dzisiaj ta sytuacja wydaje się totalnie kuriozalna i niecodzienna. Jeszcze tego samego dnia Warshaw wskoczył w samolot, by udać się do Stevena Spielberga w celu omówienia koncepcji gry opartej na E.T. Plan zakładał przeniesienie emocjonalnego tonu filmu do gry. Warshaw wpadł na pomysł, aby każda postać reagowała inaczej na pojawienie się E.T. - celem gry miało być zdobycie trzech kawałków telefonu, aby dostać się do domu. Spielbergowi ten zamysł średnio przypadł do gustu. Zaproponował w teorii prostsze rozwiązanie - gra miała zdetronizować Pac-Mana - jak napisałem w teorii - chodziło o te same mechaniki. Pac-Man zresztą stworzył warunki dla innych twórców, ponieważ większość filmowych adaptacji opierała się na tych założeniach, czyli poziomów-labiryntów z kilkoma oprawcami. Tak było m.in. w adaptacji Obcego. "Miałem wówczas nadzieję, że w oczach Spielberga byłem kreatywnym innowatorem. Wtedy zasugerował, aby zrobić coś, co podbije Pac-Mana" - kontynuuje Warshaw. "Powiedziałem mu, że nie wiem czy mamy czas, aby robić teraz konkurencję Pac-Manowi" - wtedy Spielberg zgodził się na propozycję młodego autora. 

Warshaw pomimo niemożliwego w realizacji deadline'u podołał i dostarczył gotowy kod na początku września. Atari zaplanowało premierę gry na Gwiazdkę 1982 roku. Z centrali firmy napływały pozytywne sygnały. Garstka testerów wydawała się ukontentowana jakością gry. Warshaw odetchnął i wydawało się, że dokonał właściwie czegoś niemożliwego - napisał grę w pięć tygodni i w dodatku zjadliwą dla przeciętnego odbiorcy. Amerykański rynek za chwilę miał się nasycić graniem jako takim. W Atari chyba jeszcze nikt tego nie przeczuwał. W sklepach zalegało coraz więcej podobnych do siebie gier od całego mnóstwa różnych deweloperów. Te firmy w rzeczywistości prowadziła jedna, góra dwie osoby. Wielu młodych programistów zapragnęło tworzyć gry, bo medium rosło w siłę. Skoro powstawały adaptacje filmów to musiało coś znaczyć, prawda? W 1982 roku popularny San Francisco Examiner nazwał E.T. The Extra-Terresial "wtopą" a w tym samym artykule napisano o rosnących problemach rynku oraz samego Atari. Autorzy tekstu nie pomylili się. 

Krach

undefined

W 1983 roku doszło do załamania amerykańskiego rynku. Na sklepowych półkach zalegało mnóstwo kartidży, których nikt nie chciał kupić. Była to konsekwencja podejścia m.in. Atari opartego na recyklingu jakości. I jak na ironię, firma została z tonami niesprzedanych gier. Cały stock zutylizowano w Teksasie. Przedstawiciele Atari wypowiadali się o zalegających stanach w kontekście recyklingu. W rzeczywistości zostały one zakopane i zalane betonem. Smutny los gry bazującej na E.T. ciągnął się za Warshaw’em przez długie lata. W sumie niecodziennie zostaje się autorem gry wytykanej w licznych zestawieniach i uznawanej za symbol kryzysu w 1983 roku. Spróbujmy więc postawić się w skórze naszego bohatera. Był młody i miał na koncie sukcesywną adaptację Poszukiwaczy Zaginionej Arki. Po obu stronach miał Kassara i Spielberga, więc ciężko było im odmówić. Nie zawahał się również jego najbliższy współpracownik, Jerome Domurat. Myślę, że za podjęcie wyzwania należy mu się szacunek. Nikt nie zdołałby napisać przebojowej gry w pięć tygodni, do tego w pojedynkę. 

Roger Sharp, redaktor magazynu Video Games w 1983 roku napisał: "Fenomen się skończył. Przemysł sam wykopał grób myśląc, że ludzie kupią wszystko co jest na kartridżach" - co odnosiło się głównie do polityki Atari. Gra E.T. stała się synonimem tego upadku. Czy słusznie? Nie dało się osiągnąć imponującej jakości w przeciągu kilku tygodni. Rozumiem jednak ówczesne położenie Warshawa. Nie chciał zawieść szefostwa i wielkiego filmowca. W 2014 roku sprawie postanowił przyjrzeć się Zak Penn, który nakręcił film dokumentalny Atari: Game Over o zakulisowej historii E.T. Dla samego Warshawa było to catharsis, bo twórca powrócił do tamtych lat. Przez długi czas nie opuszczało go poczucie odpowiedzialności za krach. To nie była wina samego E.T., lecz mizerna jakość produkcji przykleiła jej łatkę sprawcy całego zamieszania. Dzisiaj Howard Scott Warshaw jest psychoterapeutą. W 2020 roku wydał książkę pt. „Pewnego razu w Atari”, w której pisze o sobie i o tym jak doprowadził do upadku amerykańskiego rynku. Myślę, że po tylu latach i prawdziwych okolicznościach powstawania gry można go zrozumieć. Chciał dobrze. Wyszło jak wyszło. 

Źródło: PPE
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper