Villeneuve przestrzeże przed globalnym konfliktem nuklearnym? Nowy, intrygujący projekt twórcy Diuny

Villeneuve przestrzeże przed globalnym konfliktem nuklearnym? Nowy, intrygujący projekt twórcy Diuny

Dawid Ilnicki | 19.01, 14:00

W cieniu doniesień o szczegółach kolejnej części “Diuny”, a także plotek na temat zainteresowania ekranizacją “Spotkania z Ramą” Arthura C. Clarke’a znajduje się inny projekt Denisa Villeneuve’a. Firma Legendary Pictures jest mocno zainteresowana ekranizacją reportażowej książki amerykańskiej dziennikarki Annie Jacobsen, którą miałby się zająć Kanadyjczyk. Opowiada zaś ona o tym, jak mógłby wyglądać obecnie globalny konflikt nuklearny.

Ogólnie pojętą filmową fantastykę naukową da się ostatnio podzielić na dwie wielkie grupy. W pierwszej z nich znalazłyby się efektowne widowiska, obliczone wyraźnie na to, by zapewnić widzom rozrywkę w kinach, zaś w drugiej obrazy próbujące powiedzieć coś o cywilizacyjnych lękach, mających trzy źródła. Obecnie najgłośniej rzecz jasna o zagrożeniach płynących ze strony sztucznej inteligencji, o czym w niezwykle plastyczny sposób potrafiły opowiadać choćby pierwsze odcinki serialu “Black Mirror”, ale jeszcze w końcówce 2021 roku o katastrofie naturalnej, którą dość łatwo odnieść do zagrożenia radykalnymi zmianami klimatycznymi, opowiedział Adam McKay w “Don’t look up”.

Dalsza część tekstu pod wideo

O wiele ciszej, w przeciwieństwie choćby do końcowych dekad XX wieku, było w poprzednich latach o ryzyku globalnego konfliktu nuklearnego, który jednak w wyjątkowo niestabilnych  czasachcoraz częściej znajduje się na tapecie twórców. Pokazuje to choćby popularność “Oppenheimera” Christophera Nolana czy też serialu “Fallout”, który powstał na bazie serii niezwykle popularnych gier. O ile jednak pierwszy z tych tytułów traktował raczej o tym, w jaki sposób potraktowano człowieka, który w dużej mierze przyczynił się do zwycięstwa Stanów Zjednoczonych w II. wojnie światowej, a drugi w mocno rozrywkowy, acz - tak samo jak gry - niepozbawiony również refleksji sposób opowiada o świecie post-apokaliptycznym, nikt w ostatnich latach nie pokusił się o opowiedzenie jak mogłaby dziś wyglądać wojna atomowa.

Jeszcze kilka lat temu socjologów zszokowały wyniki badań społecznych pokazujące coraz mniejszą obawę przed użyciem broni jądrowej przez ich państwo w ewentualnym konflikcie. Trudno się zresztą temu dziwić, bo pamięć o tragedii związanej z jedynym jak dotąd jej użyciem, na cywilach w Hiroszimie i Nagasaki, powoli się zaciera, a kolejne pokolenia mogą nie mieć świadomości jej efektów. Rolę przypominania o wadze problemu powinna pełnić popkultura, co wydaje się było misją samego Christophera Nolana, tworzącego wspomnianego “Oppenheimera”, który mimo wszystko wywołał szeroką dyskusję historyczną, zahaczającą również o współczesność. Tymczasem da się jednak wskazać jeden obraz, od początku pomyślany właśnie jako ostrzeżenie przed atomową apokalipsą i co ważniejsze mogący mieć realny wpływ na bieg historii w końcówce XX wieku. 

Film, który wpłynął na bieg historii?

Threads


W 1984 roku premierę w brytyjskiej telewizji miał film, który zszokował miliony widzów na całym świecie, jednocześnie jednak dając im wiele do myślenia. Mowa o “Threads” Micka Jacksona, którego akcja została osadzona w ostatnich latach trwania zimnej wojny, opowiadając o perspektywie totalnego konfliktu nuklearnego, skutkującym wybuchem bomby atomowej w Wielkiej Brytanii. Twórcy tego filmu zainspirowali się obrazem dokumentalnym “The War Game”, który niemal dwie dekady wcześniej również przedstawił konsekwencje wielkiej eskalacji, ale nie dostał wtedy zgody szefostwa BBC na szeroką emisję w telewizji. Włodarze stacji ponoć obawiali się bowiem, że ów seans, połączony z niezwykle napiętą podówczas sytuacją na świecie, mógłby spowodować epidemię samobójstw. 

Sam Mick Jackson, jeszcze przed początkiem realizacji swojego filmu, wykonał ogromną pracę, konsultując swoje pomysły z wieloma badaczami, psychologami, jak również ekspertami od strategii wojennych i obrony, tak by wykreować najbardziej realistyczny w owym czasie obraz możliwego konfliktu nuklearnego, z myślą o przestrzeżeniu przed nim miliony widzów, a także wpłynięciu na polityków zarządzających ówczesnym kryzysem. Za podstawę scenariusza posłużyły mu dziesiątki książek, opowiadające o skutkach wybuchu wojny i zniszczeniach jakie ona za sobą niesie. Na miejsce kręcenia filmu wybrano miasto Sheffield, ze względu na ogłoszenie tam strefy wolnej od broni nuklearnej, sprawiające że jego włodarze ze zrozumieniem przyjęli chęć kręcenia takiej produkcji i pozwolili ją tu zrealizować.

Po swej premierze “Threads” wzbudziło w Wielkiej Brytanii ogromne emocje, głównie ze względu na sugestywność z jaką twórcom udało się wykreować okrutny świat po wybuchu bomby atomowej, jednocześnie jednak nie epatując brutalnością, czego z pewnością nie ustrzegliby się twórcy o zdecydowanie mniejszej świadomości powagi wydarzeń, o których opowiadają. Wieści o ogromnej wadze tego obrazu dotarły za Ocean i to do osób bezpośrednio zaangażowanych w negocjacje ze stroną radziecką. Sam Jackson wspominał, że wie z dobrego źródła, iż jego dzieło obejrzał sam prezydent Ronald Reagan, a scenarzysta Barry Hines otrzymał pisemne podziękowania za niego od ówczesnego przywódcy Partii Pracy, Neila Kinnocka. 

Tuż po pierwszym wyświetleniu filmu w telewizji BBC sam Reagan wygłosił zresztą mowę, która wedle ówczesnych ekspertów miała zdecydowanie bardziej ugodowy charakter niż się spodziewano. Dowodem na to jak mocno działał na wyobraźnię ówczesnych widzów film Jacksona był komiksowy rysunek, opublikowany w gazecie London Times 25. września 1984 roku. Przedstawiał on osobę czytającą nagłówek “Pokojowa przemowa Reagana”, podczas gdy ktoś inny pyta go: “Myślisz, że widział 'Threads'?". Niezależnie od tego czy wspomniany obraz rzeczywiście wpłynął na działania polityków w latach 80’ z całą pewnością dał do zrozumienia z jak wielkim zagrożeniem miano wtedy do czynienia. Mądrze podsumował go, wspomniany już wcześnie Kinnock, pisząc w liście do Jacksona: “Niebezpieczeństwo płynące z samozadowolenia jest dużo większe niż jakiekolwiek ryzyko wynikające z posiadanej wiedzy”. Wiedzy, którą w tym wypadku dostarczył film, w niezwykle sugestywny sposób przedstawiający scenariusz globalnego konfliktu nuklearnego. 

Świat mógłby się skończyć w 72 minuty

Jacobsen

Bardzo podobnym ćwiczeniem z wyobraźni jest książka Annie Jacobsen “Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz”, która ukazała się w Polsce w 2024 roku, nakładem wydawnictwa Insignis. Dziennikarka od lat zajmująca się kwestiami bezpieczeństwa i zbrojeń w Stanach Zjednoczonych, której kolejne książki o możliwym powtórzeniu sytuacji z jedenastego września 2001 roku, rządowej agencji DARPA czy też paramilitarnych misjach CIA, cieszyły się dużym zainteresowaniem. Mimo oczywistych głosów krytyki były również chwalone za ogromny wysiłek badawczy, czego dowodem okazała się choćby nominacja do nagrody Pulitzera w 2016 roku.

Jej najnowsza książka przedstawia scenariusz prawdopodobnego ataku nuklearnego na Stany Zjednoczone, płynącego ze strony Korei Północnej. Celem dwóch rakiet, lecących w stronę tego kraju, są Waszyngton i elektrownia jądrowa w Diablo Canyon w Kalifornii. Mimo wysiłków władz, starających się o zestrzelenie obu pocisków, w odróżnieniu od wielu naiwnych filmów sensacyjny, nie udaje się tego zrobić, więc jedyne co im pozostaje to decyzja o odpowiedzi na ten atak, który skutkuje zaangażowaniem się w ów konflikt także innych krajów i doprowadza do globalnej wojny nuklearnej. 

Ów reportaż nie ma na celu straszenia potencjalnego czytelnika, ale przede wszystkim namysł nad procedurami, funkcjonującymi w podobnych przypadkach, jak również globalnymi konsekwencjami nuklearnego konfliktu. W końcówce książki Jacobsen kreśli bowiem scenariusz nuklearnej zimy, praktycznie zabijającej wielkopowierzchniowe rolnictwo, co skutkuje przerwaniem globalnych łańcuchów dostaw jedzenia, a zatem oczywiście powszechnym głodem w wielu miejscach na planecie, potęgowanym przez wyginięcie większości zwierząt. Znów należy podkreślić, że wizji tej nie należy traktować dosłownie, a jedynie jako jeden z możliwych (prawdopodobnie najgorszy) scenariuszy, mających pobudzić ludzi do myślenia o strategii rozwiązywania konfliktu, mając w perspektywie groźbę cofnięcia cywilizacji nawet o kilkanaście wieków.

Książka Jacobsen rzecz jasna wzbudziła spore emocje, których jednak nijak nie można by porównać do poruszenia, jakie wywołałby film, którego realizacją jest zainteresowane Legendary, z Denisem Villeneuve’m w roli reżysera. Kanadyjczyk wydaje się twórcą wręcz idealnym, by zaproponować sugestywny obraz końca świata jaki znamy, którego nie będzie można sprowadzić wyłącznie do “pornografii katastrofy”, jak zresztą - co ciekawe - określił samą książkę Jakobsen jeden z recenzentów. Jej celem było jednak niewątpliwie zwrócenie uwagi na pewne zagrożenia i wzrost ich świadomości wśród czytelników. W tym znaczeniu potencjalne dzieło twórcy “Diuny” może wywołać ogólnoświatową dyskusję na temat jak urządzić świat, by przedstawiony w niej scenariusz nigdy nie został zrealizowany.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper