
Gra, której braku kontynuacji najbardziej mi szkoda. Wciąż mam nadzieję...
Na przestrzeni lat pojawiło się wiele gier, które zapadły mi w pamięć - niekoniecznie jako największe hity sprzedażowe czy tytuły z najwyższymi ocenami, ale raczej jako doświadczenia, które zostawiły po sobie coś więcej. Takie, do których wraca się myślami długo po napisach końcowych, z nadzieją, że kiedyś jeszcze pojawi się ich kontynuacja. Niestety, nie zawsze tak się dzieje.
Czasem seria zostaje porzucona, czasem studio zmienia kierunek, a czasem po prostu... Cisza. Dziś chciałbym opowiedzieć właśnie o takiej grze - jednej, której braku ciągu dalszego najbardziej mi szkoda. Tytuł, który miał ogromny potencjał, świetny klimat i mechaniki, które aż prosiły się o rozwinięcie. Gra, która zasługiwała na więcej niż tylko jedno podejście, ale z jakiegoś powodu nie doczekała się kolejnego rozdziału. A o czym mowa?
O Sleeping Dogs!




Tytuł ten zadebiutował 14 sierpnia 2012 roku i ukazał się na PC, PlayStation 3 oraz Xboksach 360. Gra została stworzona przez United Front Games i wydana przez Square Enix. Choć początkowo funkcjonowała jako True Crime: Hong Kong, ostatecznie została przemianowany na nową markę, która szybko przyciągnęła uwagę graczy swoją orientalną scenerią i unikalnym podejściem do rozgrywki w otwartym świecie.
Akcja gry osadzona jest w tętniącym życiem Hongkongu, a gracze wcielają się w Wei Shena - policjanta działającego pod przykrywką, który infiltruje niebezpieczną triadę. Rozgrywka łączy elementy klasycznej gry akcji w otwartym świecie z dynamicznym systemem walki wręcz, inspirowanym filmami kung-fu. Mechanika walki oparta na kontrach i ciosach specjalnych przywodziła na myśl choćby serię Batman: Arkham.
Gra zebrała bardzo pozytywne recenzje - średnia ocen na Metacritic oscylowała w granicach 83 punktów, arytycy chwalili Sleeping Dogs za klimat, fabułę i płynność rozgrywki, choć zwracano też uwagę na niektóre niedociągnięcia techniczne. Gracze szybko docenili unikalną atmosferę chińskiej metropolii, wyrazistych bohaterów oraz balans pomiędzy misjami głównymi i pobocznymi.
Pomimo pozytywnego odbioru i licznych głosów domagających się kontynuacji, Sleeping Dogs 2 nigdy nie powstało. United Front Games rozpoczęło prace nad sequelem, ale projekt został anulowany, a studio ostatecznie zamknięto w 2016 roku. Choć przez lata pojawiały się plotki o powrocie marki, żadna z nich nie została oficjalnie potwierdzona. Do dziś Sleeping Dogs pozostaje jednorazowym doświadczeniem, a to ogromna szkoda…
Prawdziwa perełka
Dla mnie Sleeping Dogs to jedna z tych gier, które bez wielkiego marketingu i rozgłosu potrafiły zachwycić niemal każdym elementem. Od pierwszych minut czuć było, że to nie kolejna kalką znanych schematów, ale tytuł z duszą - perełka, która w wielu aspektach wyróżniała się na tle konkurencji. I choć rynek otwartych światów był już wtedy nasycony, produkcja United Front Games potrafiła wbić się między gigantów.
Największą siłą gry był klimat - gęsty, uliczny, z mocno wyczuwalnym azjatyckim sznytem. Mapa była zaprojektowana w sposób, który zachęca do eksploracji, a dzielnice miasta tętniły życiem. Neonowe szyldy, ciasne zaułki, zatłoczone targowiska - wszystko to budowało wyjątkową atmosferę. Każde przemieszczanie się po mieście dawało satysfakcję imponowało i zachęcało, żeby się tym cieszyć.
Nie sposób pominąć systemu walki, który był jednym z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia w grach akcji tamtego okresu. Starcia były dynamiczne, brutalne i - co najważniejsze - intuicyjne, a przy tym dawały ogromną frajdę z wykorzystywania otoczenia. Nic nie przebije satysfakcji z rzucenia przeciwnika na grill czy wbicia go w skrzynki z rybami na targu. Twórcy wyraźnie inspirowali się kinem kung-fu i to było czuć w każdym ciosie. Walka była jednym z filarów, który trzymał tę grę w ryzach.
Fabuła, choć na papierze wydawała się dość standardowa - policjant pod przykrywką przenikający do świata przestępczego - została poprowadzona z taką dbałością o atmosferę i napięcie, że nie sposób było się od niej oderwać. Bohaterowie mieli charakter, sceny były pełne emocji, a każdy wybór i każda akcja pogłębiały uczucie, że balansujemy na granicy dwóch światów. Ta historia, mimo że wpisywała się w klasyczne motywy, potrafiła zaangażować i sprawić, że naprawdę chciało się zobaczyć, dokąd to wszystko zmierza.
Podsumowując
Sleeping Dogs to przykład gry, która zdołała zyskać status tytułu wyjątkowego - czegoś więcej niż jednorazowej przygody. Dzięki niepowtarzalnemu klimatowi, dopracowanej rozgrywce i fabule, która potrafiła zaskoczyć emocjami, zapisała się na stałe w mojej pamięci jako jedna z perełek gatunku. W świecie, gdzie wiele produkcji szybko przemija, ten tytuł potrafił zostawić po sobie ślad, który nie blaknie mimo upływu lat.
Szkoda, że Sleeping Dogs 2 nigdy nie powstało, bo potencjał był ogromny - zarówno w dalszym rozwijaniu historii, jak i w jeszcze głębszym zanurzeniu się w azjatyckie realia. Dziś możemy już tylko wracać do oryginału, który mimo lat nadal daje masę satysfakcji. To gra, która pokazuje, że nie potrzeba wielkich nazw i budżetów, by stworzyć coś, co po prostu działa - i do czego chce się wracać z uśmiechem. Dokładnie tak, jak ja robię co kilkanaście miesięcy…
Przeczytaj również






Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych