Minecraft

Minecraft 1.7, czyli nostalgiczny powrót do czasów przed głodem

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 21:30

Ah, są takie wersje gier, które z jakiegoś powodu zostają w pamięci na zawsze. Dlatego, że to właśnie wtedy coś w nas kliknęło. I dla wielu osób, które dorastały z Minecraftem, tą wersją było 1.7. To wtedy gra była jeszcze „prosta”, ale jednocześnie pełna możliwości. Nie miała milionów biżuterii, tysiąca struktur ani skomplikowanych systemów. Ale miała klimat, który dziś trudno odtworzyć.

Dla jednych 1.7 to po prostu aktualizacja sprzed dekady. Dla innych - ostatni prawdziwy Minecraft. I trudno się dziwić. To był moment, kiedy serwery PvP i survival jeszcze tętniły życiem, a każde drzewo na świecie generowało się dokładnie tak, jak człowiek lubił. W dzisiejszym tekście chcę więc wrócić do tamtych czasów - nie z sentymentu na siłę, ale z chęci przypomnienia sobie, dlaczego właśnie ta wersja tak mocno zapadła nam w pamięć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ah te czasy… 

W czasach Minecrafta 1.7 wszystko miało swój własny rytm. Serwery z Survival Games, Frakcjami czy różnymi pluginami - to były złote czasy, kiedy każdy miał swoją ulubioną paczkę tekstur, znał kilka komend na pamięć i wchodził na serwer, by pokopać z ekipą przez pół nocy. Żadnych skomplikowanych mechanik, żadnych bossów - liczyła się czysta gra: PvP, zarządzanie surowcami i prosta przyjemność z budowania świata według własnych zasad.

Minecraft 1.7 był też ostatnią wersją, w której PvP było naprawdę „tym” PvP. Mechanika uderzeń była szybka, dynamiczna i nagradzała refleks. Gracze ścigali się, kto pierwszy zada cios, a „timing” i „block hit” to terminy, które każdy szanujący się wojownik znał na pamięć. Wystarczyło kilka enchantów, dobre jabłko i ruszało się do boju. Brak cooldownów, brak bajerów - czysta, brutalna walka na kliknięcia i spryt.

Wiele się zmieniło za sprawą wersji 1.8, która wprowadziła sporo nowego. Bloki, komendy, usprawnienia - wszystko wyglądało ładnie na papierze, ale coś w tej prostocie zaczęło znikać. PvP zmieniło się w coś wolniejszego, bardziej taktycznego, ale też mniej emocjonującego dla tych, którzy przywykli do starych zasad. Minecraft zaczął coraz mocniej skręcać w stronę gry RPG- z efektami statusów, paskami wytrzymałości, dłuższym czasem pojedynków. Dla jednych - rozwój. Dla innych - koniec pewnej epoki.

Z czasem każda kolejna aktualizacja dokładana była jak kolejna warstwa do tortu, który niekoniecznie tego potrzebował. Więcej biomów, więcej mobów, więcej systemów. Ale gdzieś po drodze zniknęło to, co przyciągało na początku: przejrzystość, kontrola i poczucie, że świat, choć nieskończony, jest w pełni nasz. Czy było lepiej? Nie - było po prostu inaczej i inne elementy były rozwijane. 

Skok w nieznane 

W tamtych czasach chodziło przede wszystkim o eksplorację, szukanie idealnego miejsca na bazę, stawianie pierwszego piecyka w jaskini i moment, kiedy wreszcie udało się znaleźć diamenty. Każda wyprawa w nieznane miała w sobie coś z przygody - bo za kolejnym wzgórzem mogło być dosłownie wszystko… Albo nic. I w tym „nic” też było coś pięknego.

Nacisk na progresję? Nic tych rzeczy - głównie na klimat. Nie zbierało się punktów doświadczenia, żeby wyklepać builda. Nie robiło się wiosek pod farmy expa. Zamiast tego budowało się domy na drzewach, tworzyło drogi z pochodni, oznaczało własny teren i nazywało każdego wilka z osobna. Gra nagradzała wyobraźnię, a nie optymalizację. Czas płynął wolniej, a Minecraft był bardziej przygodą niż systemem.

I może właśnie dlatego dziś taką popularność zdobywa Better Than Adventure - mod, który od lat rozwijany jest jako alternatywna ścieżka rozwoju gry. To, w najprostszych słowach, próba zachowania ducha dawnych wersji Minecrafta - tej surowości, tajemnicy i tego poczucia, że gra nie prowadzi za rękę. Zamiast dodawać coraz więcej warstw, BTA skupia się na tym, co było wtedy najważniejsze. A pomimo kilku potknięć, robi to naprawdę nieźle. 

Dość powiedzieć, że wielu graczy mówi dziś, że właśnie Better Than Adventure to ich wymarzony Minecraft - nie ten z ray tracingiem i systemem handlu, ale ten, który przypomina czasy alfy i bety. Czasy, gdy trzeba było budować wieżę z bruku, żeby odnaleźć drogę do domu. Gdy mapa była tylko w głowie, a pierwszy Enderman był szokiem, a nie checklistą. I choć nostalgia potrafi wiele wybaczyć, trudno oprzeć się wrażeniu, że coś rzeczywiście się zmieniło. 

Podsumowując… 

Nie uważam, że wtedy było lepiej. Minecraft dziś jest pełniejszy, bardziej różnorodny i daje jeszcze więcej możliwości niż kiedykolwiek wcześniej. Sam zresztą dalej gram - czy to z przyjaciółmi, czy solo - i bawię się świetnie, niezależnie od tego, czy trafiam do głębin, czy eksperymentuję z nowym surowcem. Ale… Nie da się ukryć, że tamten Minecraft, ten z czasów 1.7, miał swój własny rytm. 

Coś w tym wszystkim było surowego, ale jednocześnie bardzo prawdziwego. I właśnie dlatego te wspomnienia mają taką moc. Powstał wtedy zestaw emocji, odkryć i przygód, które trudno dziś powtórzyć - nie przez brak jakości, ale przez to, że pierwszy raz zawsze smakuje inaczej. Dobrze czasem się zatrzymać, spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, jak to było, gdy po raz pierwszy wyszło się z jaskini na powierzchnię i zobaczyło wschód słońca.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Minecraft.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper