Filmy Marvela od najgorszego do najlepszego

Filmy Marvela od najgorszego do najlepszego

Rozbo | 26.04.2018, 18:30

Wprawdzie polska premiera "Avengers: Wojna bez granic" jest oficjalnie 26 kwietnia, ale już dziś wieczorem pierwsi szczęśliwcy zasiądą wygodnie w salach kinowych i sprawdzą, czy w superbohaterskich przygodach wciąż jest moc. Tymczasem my przygotowaliśmy dla Was zestawienie wszystkich filmów MCU: od najgorszego do najlepszego. 

"Avengers: Wojna bez granic" może się okazać najbardziej kasowym filmem w historii Marvela, ale nie można zapominać, że droga do tego momentu była bardzo długa i usłana jednym kinowym sukcesem za drugim. Z drugiej strony, nie wszystko złoto co Marvel i oprócz świetnych superbohaterskich historii zdarzały się też w tym uniwersum również i słabsze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Naszą recenzję "Avengers: Wojna bez granic" znajdziecie tutaj

Na krótko przed premierą nowych Avengersów postanowiliśmy zebrać w jednym miejscu wszystkie 18 filmów z Marvel Cinematic Universe i ustawić w kolejności od najgorszej szmiry, po najlepszy kawał superbohaterskiej zabawy. Zgadzacie się z naszym doborem?

Uwaga: w zestawieniu nie uwzględniamy jeszcze najnowszych Avengersów. Niech kurz trochę opadnie a film opatrzy się w kinach :-) Potem rozważymy, gdzie go umieścić.

18. Incredible Hulk (2008)

Film, który powstał w czasach, kiedy uniwersum filmowe Marvela jeszcze nie miało zarysowanych, bardziej konkretnych kształtów (jeśli w ogóle jakiekolwiek były). I dobrze, bo dzięki temu łatwiej się było później od niego odciąć, gdyż Incredible Hulk był jedynie ciągiem scen CGI, nieprzekonującego aktorstwa (zwłaszcza w postaci wyraźnie męczącego się z główną rolą Edwarda Nortona) i scenariusza spisanego na kartce w hamburgerowni, podczas przerwy na lunch. Cameo Roberta Downeya Jr. po napisach końcowych dawało jednak przedsmak tego, co obecnie w MCU kochamy najbardziej - wizji spójnego, superbohaterskiego świata.

17. Thor: Mroczny Świat (2013)

Kontynuacja Thora miała być mroczna. Nawet tytuł był mroczny, bo wtedy wszystko co mroczne było cool, nawet bracia Mroczkowie. Tymczasem film Alana Taylora nie był mroczny. Był... nijaki. W zasadzie trudno przywołać z pamięci jakąkolwiek scenę z "Mrocznego Świata". Wszystko tonęło w komputerowo wygenerowanej pulpie, nieprzekonującym wątku miłosnym i nawet ponowne pojawienie się Lokiego na ekranie nie było w stanie tego zmienić.

16. Iron Man 2 (2010)

Podstawowym problemem drugiej części "Iron Mana" było to, że próbował złapać zbyt wiele srok za ogon. Marvel chciał wcisnąć do filmu jeszcze więcej elementów budujących uniwersum, reżyser Jon Favreau chciał jeszcze lepszy film od swojego poprzedniego, a Robert Downey Jr. chciał być jeszcze bardziej odjechanym Tonym Starkiem. Efektem tego chciejstwa był film rozwleczony i nieszczególnie angażujący emocjonalnie. Nie był zły, bo to właśnie w "Iron Man 2" swoje efektowne (i urocze) wejście miała Scarlett Johansson jako Czarna Wdowa, a i scena w Monaco zapadała w pamięć. Mimo to, "Iron Man 2" chcąc bardzo być lepszym i większym filmem niż poprzednik, nie podołał olbrzymim oczekiwaniom.

15. Doktor Strange (2016)

"Doktor Strange" to fajne origin story pozornie niezbyt interesującej postaci. Pełne humoru, psychodelicznej stylistyki oraz czarodziejów w pelerynach odwalających rzeczy rodem z gier wideo. Nie ma się tak naprawdę do czego doczepić w "Doktorze Strange", ale nie ma też specjalnie za co chwalić. Ot, podręcznikowa, marvelowska robota, która miała niefart o tyle, że pojawiła się już po kilkunastu innych filmach z MCU, i nie potrafiła za bardzo na tym barwnym tle się wyróżnić.

14. Thor (2011)

"Thor" był sprawnie zrealizowanym, ale nie wyróżniającym się specjalnie filmem. Młody Chris Hemsworth w tytułowej roli dopiero się docierał, jego kompani z drużyny byli irytujący, a Anthony Hopkins - jako sam Odyn - niezbyt przekonujący. Ale to właśnie widowisko wyreżyserowane przez Kennetha Branagha dało nam jednego z nielicznych ciekawych czarnych charakterów, jakim był Loki (który zresztą przykleił się do MCU już chyba na stałe) oraz pierwszy występ Hawkeye'a.

13. Avengers: Czas Ultrona (2015)

Apetyt na Mścicieli po pierwszej części "Avengers" był ogromny, dlatego "Czas Ultrona" miał niełatwe zadanie. W filmie działo się sporo. Było trochę dobrego (walka Hulka z Iron Manem, impreza u Starka, upiorny głos Jamesa Spydera), ale i sporo złego (nagromadzenie wątków, papcio Hawkeye i jego ukryta na odludziu rodzinka). Koniec końców, choć film był poprawnym holywoodzkim blockbusterem, nie był na tyle świeży i energetyzujący jak jego słynny prequel.

12. Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie (2011)

Gdy sukces "Iron Mana" uskrzydlił Marvela, zaczęto wprowadzać na srebrny ekran kolejnych komiksowych bohaterów. "Pierwsze starcie" było wówczas dobrym przykładem raczkującego MCU, gdzie typowo filmową poetykę próbowano jeszcze mieszać z tą bardziej komiksową. Dlatego pierwsza połowa filmu to świetnie nakręcona historia Steve'a Rogersa, uzbrojona klimatem lat 20 ubiegłego wieku, inteligentnie puszczanym okiem do fanów komiksów (strój Kapitana w trakcie występów przed żołnierzami) oraz doskonałym wykorzystaniem techniki komputerowej (chudy Steve). Niestety w drugiej części filmu mocno się to rozmywa, gdy akcja nabiera tempa, na ekranie zaczynają pojawiać się typowo komiksowe, przerysowane postaci, a efekty CGI niszczą wizualny klimat pierwszych kilkudziesięciu minut. Mimo to, właśnie "Pierwsze starcie" dało nam drugą - obok Roberta Downey Juniora - ikonę filmowego Marvera, czyli Chrisa Evansa jako Kapitana Amerykę. 

11. Spider-Man: Homecoming (2017)

Po turbulencjach zaserwowanych Peterowi Parkerowi przez wytwórnię Sony, Człowiek Pająk - pod względem kinowych adaptacji - był w dość ciężkim położeniu. Dlatego największym sukcesem "Spider-Man: Homecoming" było zgrabne wmontowanie tego superherosa w świat MCU i ugruntowanie jego pozycji. Poza tym Marvel tym ruchem zapewnił mu konsekwentny rozwój w następnych obrazach, jest bowiem mało prawdopodobne, że młody i pełen entuzjazmu Tom Holland skończy tak samo, jak Tobey Maquire i Andrew Garfield, którzy musieli się pożegnać ze strojem Spider-Mana. Poza tym kontekstem "Homecoming" jest też fajnie (choć nie szałowo) zrealizowanym, superbohaterskim akcyjniakiem, ze świetną rolą Michaela Keatona jako Vulture'a oraz najseksowniejszą ciocią May w historii komiksów i filmów opowiadających o Pająku ;-)

10. Strażnicy Galaktyki vol.2 (2017)

Druga część Strażników Galaktyki popada w ten sam schemat, co większość marvelowskich sequeli, tzn. próbuje być lepsza w każdym aspekcie od poprzednika, co nie zawsze wychodzi jej dobrze. Więcej żartów, więcej akcji, więcej klasycznej muzyki z lat 80. - tak w dużym skrócie można opisać "Strażników Galaktyki vol.2". Do tego dochodzą bombastyczne efekty specjalne i... świetnie pogłębiona postać Yondu, która sprawia, że ten sequel jest lepszy niż kilka innych jemu podobnych z filmowego uniwersum Marvela.

 

9. Iron Man 3 (2013)

Patrząc na film Shane Blacka całościowo, trzeba przyznać, że to typowy, "przeciętny" Marvel. Jeden twist fabularny zaserwowany nam przez scenarzystów i reżysera w tym filmie, sprawia jednak, że "Iron Man 3" jest jedną z najbardziej zaskakujących opowieści w MCU. To takie zaskoczenie, po którym siedzisz w fotelu i śmiejesz się do rozpuku, a jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że twórcy genialnie zagrali nam na nosie i wykorzystali przywiązanie do komiksowych konwencji. Jednocześnie ten twist sprawia, że opinie co do trzeciego Iron Mana są skrajnie podzielone. Jedni go uwielbiają za tę jedną scenę, zaś inni wręcz nienawidzą. Ja się zaliczam do tej pierwszej grupy, choć uczciwie - nie byłbym w stanie ze względu na całokształt umieścić tego filmu wyżej w rankingu.

8. Ant-Man (2015)

Dwie sceny spinające klamrą cały film, w których rewelacyjny Michael Pena opisuje drogę pewnej przekazywanej z ust do ust informacji, to świetny scenariuszowy i montażowy żart. Nie mają większego znaczenia w kontekście przygód tytułowego Ant-Mana (zresztą równie świetnego Paula Rudda), ale dowodzą, że w "typowym" filmie MCU też jest miejsce na wyobraźnię oraz zabawę formą. Te sceny to zapewne ślad pozostawiony przez reżysera Edgara Wrighta, który w trakcie prac nad filmem opuścił plan i został zastąpiony innym. Są swoistym smaczkiem, który wzbogaca i tak bardzo dobry superbohaterski obraz. Pełen humoru, pomysłowo zrealizowanej, efektownej akcji (scena z zabawkową Ciuchcią jest tego najlepszym przykładem) oraz dobrze dobranej obsady. "Ant-Man" daje życie pozornie drugoplanowemu superbohaterowi i tylko zupełnie bezpłciowy czarny charakter kładzie się cieniem na całym filmie.

7. Strażnicy Galaktyki (2014)

Jak ze średnio popularnej komiksowej zgrai zrobić najpopularniejszych kosmicznych awanturników na srebrnym ekranie? Marvel wie jak, czego przykładem byli właśnie "Strażnicy Galaktyki". Niezwykle dobrze zrealizowane kino przywołujące ducha nowej przygody i ponownie przykuwające uwagę widzów do kosmiczno-awanturniczych filmów jeszcze za nim na ekranach pojawiły się "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie mocy". Pod względem realizacji, "Strażnicy Galaktyki" robią wszystko jak należy, przyprawiając to sosem lekkiego humoru sytuacyjnego, świetnej obsady oraz genialnie wręcz dobranej muzyki z lat 80. Jasne, to nie kandydat na Oscara, ale co z tego - przygody Star-Lorda i ekipy ogląda się na jednym - przerywanym salwami śmiechu - wdechu.

6. Czarna Pantera (2018)

"Czarna Pantera" zbudowana na barkach 17 poprzednich filmów Marvela mogła równie dobrze stać się zwiastunem ciągle wiszącego nad MCU przesytu. Tymczasem ponownie twórcom zatrudnianym przez producentów udaje się pchnąć superbohaterów obrazkowych opowieści jeszcze dalej. Tym razem to duża zasługa młodego, niezwykle obiecującego reżysera Ryana Cooglera, który już w "Creed: Narodziny legendy" udowodnił, że potrafi na barkach pewnej konwencji zbudować coś nowego. Dlatego z jednej strony przygody króla Wakandy częstują nas typową komiksową wymianą sierpowych, wzbogaconą do tego nie wywołującymi już poruszenia efektami CGI, z drugiej nadpisuje nad tym społeczno-kulturowy kontekst oraz doskonałą dwójkę postaci - graną z prawdziwą gracją przez Chadwicka Bosemana Czarną Panterę oraz jego przeciwnika z krwi i kości oraz wiarygodnymi motywami, czyli Killmongera w wykonaniu Michaela B. Jordana. To - plus fakt, że to już osiemnasty film z w ramach uniwersum - sprawia, że "Czarna Pantera" zasługuje na duże uznanie.

5. Thor: Ragnarok (2017)

Ten film był pozornie na przegranej pozycji. Bóg piorunów, postać zresztą nawet i w komiksach (pomimo miejsca w pierwszym składzie Avengers) niezbyt interesująca, w filmowym uniwersum Marvela nie zaskarbił sobie zbyt wielu fanów. Przynajmniej nie tyle co Kapitan Ameryka i Iron Man. Ale Marvelowi znów sie udało! Tym razem z pomocą przyszła sprawdzona już w "Strażnikach Galaktyki" konwencja retro. Lata 80. wręcz wylewają się z ekranu i głośników, ale - na szczęście - są tylko tłem świetnie nakręconego filmu, w którym reżyser wreszcie zdejmuje z bohaterów pokroju Thora czy Lokiego pseudo-szekspirowskie brzemię zbudowane w komiksach a utrwalone w dwóch poprzednich filmach. Taika Waititi tę przyciężką powagę zderza z rzeczami przyziemnymi, co owocuje wybuchami śmiechu na sali kinowej. Przy tym nie brakuje w "Ragnaroku" doskonałych dialogów, świetnej gry intertekstualnej z widzem oraz kilku naprawdę fajnie nakręconych scen walki, jak choćby spotkanie Thora z Hulkiem. Poza tym - koniec końców - reżyser i aktorzy czynią swoich pozornie płaskich bohaterów naprawdę... uroczymi i ciekawymi.

4. Iron Man (2008)

Można powiedzieć, że to film, od którego wszystko się zaczęło i który po prostu przygotował swym sukcesem grunt pod całe marvelowskie uniwersum. Dziś oglądany, pierwszy "Iron Man" wydaje się dość zwyczajny, można wręcz powiedzieć - klasyczny. Ale właśnie w tej klasyczności jest jego siła. Origin story Iron Mana elegancko wpisane w kontekst współczesnego świata i jego problemów jest zrealizowany i odegrany z bezbłędną konsekwencją oraz klarownym przesłaniem. Przede wszystkim jednak nie byłoby Iron Mana bez Roberta Downeya Juniora. To niesamowite, ale już pierwsza scena z tym aktorem w "Iron Manie" upewnia widza w przekonaniu, że to Tony Stark, na jakiego zawsze czekaliśmy. Co tu dużo mówić - film Jona Favreau to już legenda.

3. Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz (2014)

Przez wielu uważany za najlepszy film w dorobku MCU, "Zimowy Żołnierz" faktycznie niesie ze sobą coś więcej niż tylko rozpierduchę. Po raz kolejny sprawdza się zasada, że dobre filmy o superbohaterach to takie, które przepuszcza się przez filtr różnorakich filmowych konwencji. Tym razem padło na film szpiegowski i bracia Russo pokazali, jak wykorzystać to w sposób niemal perfekcyjny. Niemal, bo koniec końców "Zimowy Żołnierz "i tak kończy się rozpierduchą CGI. Ale droga prowadząca do finału jest sensownym i trzymającym w napięciu akcyjniakiem, wzbogaconym do tego naprawdę przekonującymi, pełnymi kinetycznej energii i montażowej wprawy scenami akcji. To zresztą wizytówka reżyserskiego duetu, dzięki której ich filmy ogląda się ze ściśniętym gardłem. Tak, "Zimowy Żołnierz" trzyma za gardło lepiej niż zdecydowana większość marvelowskich dzieł.

2. Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów (2016)

Żeby docenić kunszt "Wojny Bohaterów", należy spojrzeć na nią w szerszym kontekście. Po pierwsze, sięgając po konkurencyjnego "Batmana v Supermana". Tam gdzie DC naraziło się na śmieszność, nie umiejąc w sensowny sposób przedstawić motywów prowadzących do konfrontacji superbohaterów, tam w "Wojnie Bohaterów" motywy wybrzmiewają jasno i czytelnie. Po drugie, trzeba też spojrzeć na kontekst całego MCU - budowanych latami postaci, których różnice charakterów oraz napędzających ich do działania bodźców wybuchają w filmie braci Russo z ogromną siłą. Twórcom udaje się to przedstawić jednak w taki sposób, by zrozumiał to zarówno widz nieobeznany z MCU, jak i siedzący w nim po uszy. Reszta to już spektakl fenomenalnie wyreżyserowanych scen akcji, rozsądnych dawek typowego dla MCU humoru, oka puszczanego do fanów oraz aktorskich "momentów". "Wojna Bohaterów" ma w tym wszystkim pesymistyczny wydźwięk, który docenią szczególnie Ci, którzy z Tonym Starkiem, Stevem Rogersem i innymi są już od lat - że nic nie trwa wiecznie, szczególnie to, co budowane jest na światłych ideałach. Do tego należy dodać fakt, że w filmie występuje jeden z najciekawszych czarnych charakterów, bo jest po prostu.... zwyczajnym człowiekiem. To wszystko sprawia, że "Wojna Bohaterów to jeden z najlepszych filmów w całym dorobku MCU.

1. Avengers (2012)

Jeśli pierwszy "Iron Man" był zwiastunem rodzącego się, filmowego uniwersum, to "Avengers" Jossa Whedona był jego ugruntowaniem. To właśnie ten film wprowadził Mścicieli do absolutnie pierwszej ligi popularności, co jest ironią losu, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w komiksach Marvela od lat na pierwszym planie był Spider-Man i X-Meni. "Avengers" przetarło ścieżkę dla późniejszych filmów MCU, jeśli chodzi o "wrzucanie" największych bohaterów do jednego filmu. To ich relacje, a nie bombastyczne sceny walki, są solą tego filmu. To iskrzące na ekranie różnice charakteru nadają ton opowieści i wprowadzają narracyjną dynamikę. Reszta, jak to mówią, jest już historią, czyli Loki znów przyciągający swoją osobowością do ekranu, sprawne budowanie szerszego kontekstu dla całego uniwersum oraz efektowne batalie ozdobione kultowym już, jednym długim ujęciem eksponującym wszystkich członków superbohaterskiego teamu. Tak się tworzy właśnie klasyki kina rozrywkowego!

 

cropper