Venom – recenzja filmu. Pomieszanie z poplątaniem
Jakiś czas temu Red Letter Media stworzyło doskonałe, jednozdaniowe podsumowanie wielu filmów realizowanych przez Sony. Brzmi ono mniej więcej tak: You can not spell Sony without why (fakt, brzmi znacznie lepiej, jak się to słyszy, a nie czyta). Potwierdzeniem tego niestety jest Venom. Po seansie mogę powiedzieć, że nic dziwnego, iż Spider-Man udał się w kosmos, byle tylko nie pojawi się w tej produkcji.
Eddie Brock jest bezkompromisowym dziennikarzem śledczym. Pewnego dnia dostaje zlecenie, by zrobić materiał o bogaczu Carltonie Drake’u. Wywiad nie idzie zbyt dobrze, wskutek interwencji wpływowego Drake’a Eddie traci wszystko, co dla niego najważniejsze. Gdy po jakimś czasie udaje mu się przedostać do fundacji swojego wroga, w jego ciało wnika symbiont, przybysz z kosmosu, czyli tytułowy Venom.
Venom, jak to zwykle w przypadku Sony bywa – zwłaszcza jeśli chodzi o produkcje na podstawie komiksów – ma ogromne problemy scenariuszowe. Tutaj obecne są w zasadzie wszystkie możliwe. Po pierwsze, film ma bardzo złą strukturę. Praktycznie bez większej straty można by z niego wyciąć pierwsze czterdzieści minut, tak naprawdę dopiero wtedy zaczyna się właściwa fabuła. Z kolei zakończenie jest pospieszne, przez co na przykład pewna istotna decyzja, którą podejmuje Venom bierze się z niczego i jest zupełnie niezrozumiała. Nie mówiąc już o tym, że to typowa nawalanka CGI o losy świata. Drugim problemem są często koszmarnie napisane dialogi, pełne a to oczywistych informacji, a to idiotyzmów, a to mocno nieudanego humoru – w zasadzie jedyny żart, który rzeczywiście działa, to ten w scenie z windą (będziecie wiedzieć, o co chodzi). Może to wynikać z faktu, że jest to element relacji Eddiego z Venomem, której jednak jest zdecydowanie za mało. Gdyby skupić się właśnie na niej, na powolnym poznawaniu się dwóch zupełnie różnych istot, które wpierw za sobą nie przepadają, potem zaczynają się coraz lepiej rozumieć i uczyć wzajemnie od siebie, film byłby o wiele, wiele lepszy. Trzecią kwestią jest ogromna liczba głupot i nielogiczności. Niekiedy brakuje też spójności narracyjnej. Wszystko to sprawia, że Venom jest jednym wielkim chaotycznym dziełem, do tego słabo wyreżyserowanym, bo nie wyzwalającym w widzu żadnych emocji.
Wynikać to może też z faktu, że w zasadzie nie ma tu żadnego ciekawego bohatera. Eddie sam w sobie niczym specjalnym się nie wyróżnia, do tego grający go Tom Hardy wygląda, jakby występował w zupełnie innej produkcji niż reszta obsady. Ten bardzo utalentowany i charyzmatyczny aktor miota się po ekranie i nie udaje mu się sprawić, że darzy się go chociaż szczątkową sympatią. Mi był on po prostu całkowicie obojętny. Podobnie rzecz się ma z Carltonem Drake’iem, który coś tam biadoli pod nosem o tym, o czym każdy rozsądny człowiek wie, czyli, że ludzie to pasożyty, które za chwilę doprowadzą do tego, iż nie będzie się dało dalej zamieszkiwać naszej planety. Problem w tym, że jego plan naprawienia sytuacji jest niesamowicie głupi. Cała postać jest zresztą zbudowana trochę tak, jakby miała być karykaturą wielkich wizjonerów, w typie Elona Muska. O ukochanej Eddiego, Anne, praktycznie nie ma sensu pisać, bo gdyby wyciąć ją z filmu, to mogłoby to w sumie wyjść mu na dobre. Szkoda tylko Michelle Williams, która też jest bardzo zdolna, a tutaj nie ma zupełnie nic do zagrania.
Venoma, której to postaci mam wrażenie twórcy zupełnie nie rozumieją, ogląda się więc z co najwyżej umiarkowaną przyjemnością. Owszem, są tu niezłe efekty specjalne i dobra muzyka, ale nawet sceny akcji są nakręcone w taki sposób, że trudno się nimi ekscytować. Zmontowano je bowiem tak, że często zupełnie nie widać, co dzieje się na ekranie. A jakby tego było mało, Venom został dostosowany do kategorii wiekowej PG-13 (wycięto więc jakieś 40 minut nakręconego materiału). Nie liczcie więc, że zobaczycie jakąkolwiek krew, nie mówiąc o odgryzaniu głowy przez tytułowego bohatera swoim przeciwnikom. Gdyby skupić się na rozwoju relacji Eddie-Venom i dodać do tego chociaż trochę lepszy scenariusz oraz brutalne sceny akcji dla dorosłych, dałoby się ten film uratować. A tak pozostaje się zastanawiać, dlaczego Sony znów nie było w stanie zrealizować dobrej produkcji na podstawie komiksu.
Atuty
- Relacja Eddiego z Venomem (ale jest jej stanowczo za mało);
- Porządne efekty specjalne i muzyka
Wady
- Ogromne problemy scenariuszowe: od złej struktury, przez idiotyczne, drewniane dialogi, aż po brak logiki i ciągłości narracyjnej i pełno głupot;
- Słabo zmontowane sceny akcji: często nie widać, co dzieje się na ekranie;
- Kategoria wiekowa
Venom miał szansę być świetnym filmem, niestety zrobiło go Sony. Szkoda, bo nawet w tej produkcji, którą dostaliśmy widać – całkowicie zmarnowany – potencjał.
Przeczytaj również
Komentarze (85)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych