Underdog – recenzja filmu. Polski (powiedzmy) Wojownik
Nie jestem fanem MMA (ani boksu). Nie do końca rozumiem, co jest fascynującego w tym sporcie i po co się go zarówno uprawia, jak i ogląda (chociaż jedną galę KSW widziałem). Od tego, co przed chwilą napisałem jest jednak jeden wyjątek – mogę to oglądać w kinie. Bardzo podobał mi się chociażby Wojownik Gavina O’Connora. Dlatego do Underdoga w reżyserii Macieja Kawulskiego podchodziłem z nadzieją na dobrą rozrywkę.
Borys Kosiński, pseudonim Kosa, był na szczycie. Krótko, bo przez jeden (za to bardzo poważny) błąd został zdyskwalifikowany. Po latach dręczony ciągłym bólem z niezaleczonych kontuzji próbuje ułożyć sobie na nowo życie. Tymczasem jego wielki przeciwnik Deni Takaev jest żądny rewanżu.
Rozwijając to, co napisałem we wstępie: jestem w stanie oglądać sporty walki na ekranie kina, bo po pierwsze, w filmach – dzięki montażowi, muzyce, etc. – wyglądają one zupełnie inaczej i są w stanie wywołać we mnie emocje. Po drugie, są dodatkiem do historii o bohaterach, o których coś wiem i mogę im kibicować także poza klatką (względnie ringiem). Czy Underdog jest zatem dramatem sportowym o twardych mężczyznach, którzy muszą zmierzyć się ze swoimi demonami i pokonać przede wszystkim samych siebie? I tak i nie. Głównym problemem filmu jest bardzo nierówny scenariusz. Z jednej strony większość postaci jest napisana całkiem dobrze, to wyraziste (także dzięki aktorom, o czym później) osoby. Interakcje między nimi ogląda się znakomicie, zwłaszcza trójkąt Kosa, Nina i jej córka Sonia, jak również Kosa i jego trener. Gorzej jest już w przypadku Kosy i Takaeva. Oczywiście super, że to dwaj równorzędni rywale, którzy darzą się nie tylko szacunkiem, ale i autentyczną sympatią. Problem w tym, że w filmie musi istnieć jakiś konflikt, by było czym się przejmować. Rozmowy i starcie obu fighterów jest jednak pełne patosu, zwłaszcza w dialogach, które notabene również są nierówne: znajdują się tu świetne wymiany zdań, jak i właśnie podniosłe, niemal uduchowione przemowy. To, by się dało się jeszcze przeżyć, wszak filmom sportowym patos nie jest obcy. Gorzej, że scenariusz się nie do końca klei – najkrócej rzecz ujmując, problemy rozwiązują się same i nikt o nich nie pamięta. Przykładowo na początku dowiadujemy się, że Kosa ma bardzo poważną kontuzję barku, przez którą musi brać coraz więcej coraz mocniejszych leków. Kilkadziesiąt minut później nikt już się tym nie przejmuje, tematu nie było. Jeszcze gorzej wypada absurdalny wątek kryminalny z rosyjskimi gangsterami, którego rozwiązanie jest tak niedorzeczne, że do teraz nie do końca jestem pewien, co dokładnie się wydarzyło. I przez chwilę zastanawiałem się, czy nie przysnąłem podczas seansu i nie przegapiłem czegoś. Psuje to przyjemność z oglądania filmu, zwłaszcza, że widać, że potencjał był tu znacznie większy.
Inną sporą wadą jest montaż. Już pal licho, że trening przygotowujący Kosę do kulminacyjnego pojedynku jest zwyczajnie za długi i mniej więcej w połowie zaczyna nużyć swoją powtarzalnością. Gorzej, że same walki są bardzo słabo pokazane. I nie chodzi o to, że robi się tu coś, czego normalnie w klatkach KSW nie można zobaczyć. Wręcz przeciwnie, czytałem, że akurat ten element jest bardzo wiarygodny. Problem w tym, że starcia są pełne niepotrzebnego slow-motion i pocięte tak, że trudno się nimi ekscytować. Przydałaby się osoba z większymi umiejętnościami klejenia materiału, by nadać produkcji więcej życia i tempa.
Bardzo dobra jest tu za to obsada aktorska. Eryk Lubos jest znakomity jako zmęczony życiem, poturbowany przez los wojownik, który ma swój kodeks, bliźniemu pomoże i sam chce dać sobie szansę, by spróbować zacząć wszystko od początku (co niekoniecznie oznacza powrót do klatki). Rewelacyjni są Janusz Chabior jako jego trener, który potrafi zmotywować do działania i wygłosić kilka życiowych mądrości oraz Tomasz Włosok jako jeżdżący na wózku brat. Moment, gdy wydziera się na Kosę i ma do niego pretensje jest naprawdę mocarny. Dobrze dają sobie też radę Aleksandra Popławska w roli Niny i Emma Giegżno w roli Sonii – obie są naturalne i mają dobrą chemię z Lubosem. Zaskakująco dobry jest też pojawiający się jako Takaev Mamed Chalidow.
Ogląda się więc Underdoga z jednej strony całkiem nieźle, z drugiej trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby tylko poprawić trochę scenariusz i znaleźć lepszego montażystę, film ten byłby o wiele, wiele lepszy. Mimo to do kina wybrać się warto, bo jest to przykład kroku (małego, bo małego) w dobrą stronę, jeśli chodzi o polskie kino gatunkowe.
Atuty
- Świetne aktorstwo;
- Relacje między bohaterami;
- Momentami wciągająca i ciekawa historia
Wady
- Różnorakie błędy scenariuszowe;
- Słaby montaż, co najbardziej widać w walkach
Underdog to film całkiem niezły, który miał szansę być o dwie klasy lepszy.
Przeczytaj również
Komentarze (61)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych