Kapitan Marvel – recenzja filmu. Smaczna przystawka przed daniem głównym
Sezon w kinie rozrywkowym można oficjalnie uznać za otwarty. Zanim do kin trafi wyczekiwana kontynuacja Avengersów, Koniec gry, widzowie będą mieli okazję poznać Kapitan Marvel, do której wiadomość niedawno wysłał Nick Fury. Ma to być rozgrzewka przed kulminacją trzeciej fazy MCU oraz przybliżenie prawdopodobnie kluczowej postaci w walce z Thanosem. Z obu zadań film w reżyserii Anny Boden i Ryana Flecka wywiązuje się całkiem nieźle.
Vers nie jest zwykłą kobietą. Została obdarzona nadnaturalnymi zdolnościami i razem z rasą zwaną Kree walczy ze zmiennokształtnymi Skrullami. Podczas jednej z misji Vers trafia do niewoli i w trakcie przesłuchania zaczynają do niej wracać kolejne wydarzenia z przeszłości, której nie pamięta. Rozwiązanie zagadki znajduje się na Ziemi, gdzie do Vers dołącza młody Nick Fury.
Kapitan Marvel – sprawny origin, solidna rozrywka
Kapitan Marvel to typowy origin story, który ma za zadanie przybliżyć, w tym przypadku, bohaterkę, by publiczność mogła poznać jej historię, motywacje oraz specjalne moce. Jest to zrobione bez udziwnień i całkiem sprawnie, przypomina przez to trochę pierwsze produkcje z Uniwersum Marvela, takie jak Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie, czy Iron Man. Trudno też w związku z tym oczekiwać wielkich zaskoczeń, chociaż przyznaję, że przed seansem nie sądziłem, że pojawi się pewien zwrot fabularny. Jeśli Kapitan Marvel momentami rozczarowuje, to jest to raczej wynik wygórowanych oczekiwań, które obecnie może mieć fan Marvela. Kevin Feige i spółka nie raz pokazali już, że potrafią zrobić coś bardziej emocjonującego i porywającego. W tym przypadku reżyserski duet Anny Boden i Ryana Flecka (pracowali wspólnie między innymi przy Szkolnym chwycie i Całkiem zabawnej historii) ogranicza się w zasadzie do tego, by sprawnie opowiedzieć historię i dać solidną rozrywkę, której przesłanie sprowadza się w zasadzie do tego, że największą siłą ludzi jest to, że niezależnie od tego, ile razy upadną, zawsze są w stanie się podnieść i walczyć dalej. Ta nieugiętość i determinacja są czymś, co sprawia, że nie warto lekceważyć naszej cywilizacji. Ewentualnie można by tu jeszcze zwrócić uwagę na to, że chociaż wojna sama w sobie nie jest niczym dobrym i obie strony konfliktu muszą uciekać się do niezbyt chlubnych posunięć, to jednak istotne są również cele, które się ma. To one sprawiają, że nie wszystko musi być takie, jak się wydaje. Jest w tym wszystkim oczywiście dużo humoru, którego tym razem głównym źródłem jest nieoczekiwanie pewien sympatyczny futrzak, do którego ogromną słabość ma Nick Fury. Całość ma znakomite tempo, które ani na chwilę nie pozwala na nudę oraz niezłe efekty specjalne, chociaż przyznam szczerze, że spodziewałem się – zwłaszcza po scenach w kosmosie – czegoś bardziej spektakularnego. Z drugiej strony może to wynikać z faktu, że stawką nie jest tutaj przyszłość wszechświata, tylko jest ona skromniejsza, w dużym stopniu osobista (co też jest całkiem przyjemne).
Kapitan Marvel – bohaterowie sercem filmu
Po raz kolejny bardzo dobrze zostali wykreowani bohaterowie. Brie Larson znakomicie odnajduje się w tytułowej roli, momentami jest zawadiacka, sympatyczna i urocza, innym razem pokazuje dużo siły, uporu i gniewu. Larson dodaje filmowi niezbędnego luzu, również dlatego, że ma dobrą chemię z Samuelem L. Jacksonem, który doskonale bawi się swoją postacią: jest charyzmatyczny jak zawsze, do tego o Furym można dowiedzieć kilku nowych rzeczy. Bardzo dobrze sprawdza się, grający głównie głosem, Ben Mendelsohn w roli głównego przeciwnika, bo jak się okazuje, jest mocno niejednoznaczną postacią oraz Jude Law jako mentor głównej bohaterki. Trochę szkoda, że nie znalazło się więcej czasu dla pewnej osoby znanej z jednego z wcześniejszych filmów Marvela, ale wtedy film musiałby być znacznie dłuższy.
Wszystko to razem sprawia, że Kapitan Marvel jest kolejnym, sprawnie zrealizowanym, ale nie wybijającym się ponad średnią, filmem Marvela, który dostarcza sporo dobrej rozrywki. Czasu spędzonego w kinie nie uważam za stracony, ale i tak odliczam już tylko dni do premiery Avengers: Koniec gry.
PS Film miałem okazję zobaczyć w nowej technologii Screen X, czyli specjalnej sali kinowej 270 stopni, wyposażonej w trzy ekrany. Jest to pewna ciekawostka, z którą warto się zapoznać, jednak akurat w przypadku Kapitan Marvel nie było w tym doświadczeniu nic specjalnego. Akcji, która rozgrywa się na trzech ekranach nie ma w filmie za wiele, a do tego i tak skupiałem się cały czas na tym, co dzieje się przede mną, co jakiś czas tylko zerkając na boki; nie było tam jednak nic bardzo ciekawego. Nie wykluczam jednak, że inna produkcja mogłaby lepiej wypaść w tej technologii. Tak czy siak, jeśli ktoś ma możliwość (czytaj: jest z Warszawy), to może się wybrać, żeby mieć to „odhaczone”. Osobiście spodziewałem się jednak, zwłaszcza na podstawie zapowiedzi, znacznie więcej.
Atuty
- Aktorstwo, ze szczególnym uwzględnieniem Brie Larson;
- Świetne tempo;
- Udany humor;
- Sprawnie zrealizowany origin story
Wady
- Sceny akcji są dość średnio porywające, można było wycisnąć z nich więcej i sprawić, by były bardziej spektakularne;
- Trochę za mało wykorzystana jest zdolność Skrulli do zmiany wyglądu
Jako przerywnik i wstęp do Avengers: Koniec gry, Kapitan Marvel sprawdza się bardzo dobrze. To solidna produkcja, przy której można miło spędzić w kinie dwie godziny.
Przeczytaj również
Komentarze (55)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych