Jestem matką – recenzja filmu. Good Job, Netflix
W końcu, chciałoby się rzec! Kolejne filmy produkcji Netflixa w ostatnich latach były albo złe, albo bardzo złe (trochę inaczej rzecz ma się z serialami, tu wciąż jest sporo pozytywnych przykładów). Tym pozytywniejszym zaskoczeniem jest Jestem matką w reżyserii Granta Sputore’a, kameralny i intrygujący przedstawiciel gatunku sci-fi.
Ludzkość przestała istnieć. Przebywający w świetnie wyposażonym schronie droid zwany Matką wyhodowuje, a następnie wychowuje Córkę, ucząc ją wszystkiego. Pewnego dnia jednak do drzwi zaczyna dobijać się tajemnicza Kobieta (postacie nie mają imion).
Jestem matką – wciągająca i trzymająca w napięciu historia
Uwielbiam kameralne, bez tony efektów specjalnych, wielkich scen akcji, poruszające ciekawe tematy filmy sci-fi. Jestem matką oferuje pod tym względem zaskakująco dużo. Można odczytywać tę historię jako opowieść o relacji człowiek – maszyna. A także, oczywiście, w kontekście – dość specyficznych przyznać trzeba – trudów macierzyństwa. Sporo jest tu o dorastaniu, rozwoju człowieka, buntowaniu się przeciwko autorytetom i chęci samodzielnego myślenia oraz podejmowania decyzji. Pojawiają się nawet dylematy moralno-filozoficzne, które w trakcie nauki Matka przedstawia Córce. Jest też w końcu trochę o wydającym się tkwić w naszej naturze pędzie do samozagłady; twórcy zastanawiają się więc, czy stworzenie innego, lepszego człowieka jest w ogóle możliwe. I czy jednocześnie nie jest to zwykłe programowanie, odbierające przynajmniej część wolnej woli. A przecież można by jeszcze wspomnieć o zaskakującym podobieństwie Kobiety i Córki. Jak więc każde dobre science-fiction Jestem matką dużo mówi o nas samych i zmusza do myślenia o wielu różnych sprawach.
Co istotne, fabuła jest naprawdę dobrze skonstruowana (z wyjątkami, o których później) i bardzo wciągająca. Wyraźnie też czerpie z innych produkcji. Mnie Jestem matką najbardziej kojarzyła się z (rewelacyjnym) Moon Duncana Jonesa, (równie rewelacyjną) Ex Machiną Alexa Garlanda, trochę z (przyzwoitą) Niepamięcią Josepha Kosinskiego oraz… (znakomitym) Cloverfield Lane 10 Dana Trachtenberga. Podobnie, jak w tym ostatnim nie wiadomo, co się wydarzyło, jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Przez dużą część czasu toczy się tu walka między Matką a Kobietą o Córkę. I tak, jak w filmie Trachtenberga kolejne sceny sprawiały, że nie mogłem być pewien, komu mam wierzyć i kto rzeczywiście jest dobry, jakie ma motywacje. Fragment tej gry w kotka i myszkę jest zdecydowanie najlepszy z całego filmu, zwłaszcza, że całkiem mocno trzyma w napięciu. I często robi to w subtelny sposób. Ot, jest scena, w której nie ma powodu, by nie ufać w to, co mówi Matka. Ale wystarczy, że zrobi dwa małe kroki w kierunku Córki i człowiek zaczyna czuć zagrożenie. Jestem matką ogląda się więc z niesłabnącym zainteresowaniem.
Jestem matką – parę mankamentów i niezłe aktorstwo
Nie jest oczywiście tak, że wszystko w filmie Netflixa jest idealne. Wydaje mi się, że niektóre wątki można by znacznie bardziej pociągnąć. Na przykład lekcje etyki i filozofii, które odbierała Córka, albo zwrócenie uwagi na religijność Kobiety (co jest bardzo zastanawiające w kontekście informacji pojawiających się pod koniec filmu). Jest tu też trochę niekonsekwencji. Chociażby nie bardzo chce mi się wierzyć, że Córka, nie mając do tej pory żadnego kontaktu z żywym człowiekiem potrafiłaby przeprowadzić bądź co bądź skomplikowaną operację. Powyższe rzeczy nie psują seansu w znaczącym stopniu, jednak musiałem na nie zwrócić uwagę.
Niezłe jest tu za to aktorstwo. Hilary Swank daje solidny występ, czego można się było jednak spodziewać. Powodzenie filmu spoczęło jednak w dużym stopniu na barkach młodej (i momentami bardzo podobnej do Emilii Clarke) Clary Ruggard, która na całe szczęście też poradziła sobie ze stojącym przed nią wyzwaniem. Głosem za to dobrze gra Rose Byrne jako Matka. Wszystko to sprawia, że dylematy bohaterek są wiarygodne. Wiarygodny jest też wygląd wszystkiego, co widzimy na ekranie: do zdjęć, scenografii i rekwizytów nie można się przyczepić.
Jestem matką można więc spokojnie polecić. Po wielu próbach (przynajmniej bazując na tych, które widziałem, bo było ich mnóstwo) Netflixowi znów udało się nakręcić wciągający i intrygujący film.
Atuty
- Wciągająca i wielowymiarowa fabuła;
- Solidne aktorstwo;
- Napięcie;
- Strona techniczna
Wady
- Trochę niekonsekwencji;
- Niektóre wątki mogłyby i powinny być bardziej rozwinięte
Jeśli chodzi o filmy Netflix już dawno nie miał do zaoferowania nic ciekawego. Tym bardziej warto docenić Jestem matką, bo to zdecydowanie krok we właściwym kierunku.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych