Code Vein – Kiedy God Eater 3 spotyka Dark Souls. Graliśmy w betę
Code Vein, gra od Namco Bandai, której wrześniową datę premiery właśnie poznaliśmy, reklamowana jako Dark Souls w stylu anime tydzień temu doczekała się zamkniętych beta-testów. Czy przechwałki są tylko na wyrost, a może jest na co czekać? Oto nasz tekst.
Przechwałki, przechwałkami, lecz na pierwszy rzut oka tytuł rozgrywką i mechaniką rzeczywiście nie odbiega od systemu zawartego w „soulsach” jak, chociażby wysoki poziom trudności, czy słynne ciułanie punktów doświadczenia i modlenie się, by jakoś dociągnąć z nimi do następnego punktu zapisu gry. Wrażenie to zwiększa dość ascetyczny graficznie, ale jednak klimatyczny samouczek prezentujący zawiłości rozgrywki. Szkoda tylko, że beta-testy skupiły się w moim odczuciu bardziej na testowaniu infrastruktury sieciowej niźli samej gry, ale po udostępnionym zaledwie prologu, można już wysnuć pewne wnioski.
Postapokaliptyczne wampiry
Fabuła jak fabuła ani ziębi, ani grzeje, motywy przerabiane w wielu innych produkcjach, aczkolwiek dające się śledzić z zainteresowaniem. Ponownie dostajemy świat po apokalipsie, gdzie ludzie potrafią wskrzeszać martwe ciała, dzięki pewnemu pasożytowi. Niestety zmartwychwstańcy zwani revenantami, by funkcjonować, potrzebują ludzkiej krwi. Tylko skąd takową wziąć w odpowiednich ilościach skoro samych ludzi jak na lekarstwo? Trzeba korzystać z dostępnych źródeł krwi rozrzuconych tu i ówdzie inaczej revenant, gdy ich zabraknie, zamienia się w potwora. Jak można było się spodziewać, sami wcielamy się w rolę takowego, przebudzonego przez tajemniczą, ale śliczną dziewczynę, lecz niemal zaraz zostajemy przejęci przez miejscowych łowców głów i szantażem zmuszeniu do współpracy w poszukiwaniu nowych źródeł. Scenariusz, oczywiście opowiedziany na wskroś japońsko, dość mocno pachnie wpływami God Eater 3, z którym dzieli wiele wspólnych motywów, co oczywiście złe nie jest, ale powinien dawać, więcej od siebie. Z drugiej strony to dopiero prolog i wciąż mam nadzieję, że najlepsze dopiero przed nami.
Krwawe żniwa
Jeśli chodzi o rozgrywkę podobać się może zbalansowany system walki niby prosty, ale dający spore możliwości. Podstawowy styl przypomina ten z gier musou, zależnie od przycisku ciosy szybkie bądź silne plus umiejętności specjalne związane tutaj z trzema profesjami nazywanymi Blood Codes. Próba jak najszybszego machania orężem sprawdza się przy słabszych przeciwnikach, ale w poważniejszych starciach należy odpowiednio dawkować ciosy oraz dobierać Blood Codes pod spodziewanych wrogów. Zbyt szybko wciskając guziki, nie mogąc przerwać kombinacji, narażamy się na bolesną kontrę, ponadto z unikami też było dość krucho. Mimo wszystko, zabawa tylko jedną „klasą”, również jak na razie sprawia satysfakcję, więc bez obaw. Szkoda tylko, że wersja beta prezentowała dość skromną ilość adwersarzy, którzy nie zachwycają, ale liczę na to, iż pełna wersja zafunduje nam sporo niespodzianek w tym wątku. Jak już wspomniałem, w grze wciąż istnieje pomysł, że po śmierci tracimy zdobyte punkty doświadczenia, ale można je odzyskać jako tzw. Haze, jeśli uda nam się wrócić do punktu zgonu i nie dać się zabić ponownie. Bardzo pomaga w tym minimapa, czytelnie ukazująca miejsca, gdzie zawsze znajdziemy coś ciekawego.
Jak jednak wspomniałem, testy skupiły się raczej na aspektach sieciowych produkcji, chociaż podobnie jak w Bloodborne zagramy zarówno online, jak i bez wsparcia netu. Napotkani gracze mogą nas wesprzeć na różne sposoby albo zaatakować, czy po prostu nam przeszkadzać, czyli „Soulsy” pełną parą. Da radę wysłać również sygnał o pomoc, chociaż wspólna walka z przeciwnościami czasem staje się zbyt łatwa. Tyle tylko, że w trakcie mojej rozgrywki podczas zabawy we dwóch zdarzały się lagi, zwolnienia animacji i zrywanie połączenia, często w ogniu walki. Zrzućmy to jednak na karb wersji beta, mając nadzieję, że po premierze podobnych wpadek nie będzie.
Powtórka z God Eater 3
Oprawa wizualna natomiast jest całkiem przyjemna w odbiorze, chociaż styl grafiki wygląda na zapożyczony z God Eater 3, wzbogacony o dodatkowe fajerwerki. Nie są to wprawdzie szczyty możliwości PS4, ale mroczny, miejsko-postapokaliptyczny klimat wylewa się z ekranu TV, w każdym ten element produkcji prezentuje się dobrze, a zrujnowane miasto i jego podziemia potrafią przykuć oko, podobnie jak modele postaci. Nas plus zaliczyłbym spore możliwości kreowania wyglądu własnej postaci, co w sumie nie dziwi z uwagi na funkcje sieciowe i potrzebę personalizacji postaci. Najwięcej opcji dotyczy wyglądu twarzy i fryzury, ale to norma w japońskich grach.
Trudno wyrokować po udostępnionej wersji, ale ostrożnie można oczekiwać gry przynajmniej dobrej. Nie znajdziemy tu żadnych nowatorskich elementów czy oryginalnych koncepcji, ale tytuł z pewnością sprawi sporo przyjemności tym, którzy w przyszłości zadecydują się go kupić. Wprawdzie nie będzie to hit na miarę Dark Souls czy Bloodborne, lecz swoich fanów pewnie zdobędzie. Ilu, to już pewnie przekonamy się wraz z początkiem jesieni.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych