Diego – recenzja filmu. Ręka Boga
Dla jednych był niekwestionowanym Bogiem. Dla innych pyszałkowatym oszustem. W jednym klubie oddawano mu cześć (do czasu). Z innego odchodził z uczuciem wielkiej porażki. Do dziś trwają spory, czy był najlepszym piłkarzem w historii. Mowa oczywiście o argentyńskim zawodniku, Diego Armando Maradonie, którego życie doskonale nadaje się na poruszający i wielowymiarowy dokument. Zadania podjął się Asif Kapadia.
Warta podkreślenia jest już sama strategia kręcenia tego filmu. Maradonie towarzyszymy od najmłodszych lat, przyglądamy się wszystkim sukcesom sportowym i pozasportowym, poznajemy jego życie prywatne, a także główne przyczyny upadku. Ani przez chwilę nie przerywamy tej opowieści, by pooglądać gadające głowy. Narracja prowadzona jest z offu, przez różne osoby, które znały Diego. To dobry pomysł, pozwala bardziej zaangażować się w to, co się dzieje, widz niemal czuje, jakby był kumplem bohatera i razem z nim szedł na szczyt, z którego ostatecznie został strącony.
W biografii Maradony zbiega się sporo różnych tematów. Jest więc sporo o środowisku, z którego wyszedł Maradona. Jego rodzina żyła w najbiedniejszej dzielnicy miasta, od piętnastego roku życia był jej jedynym żywicielem. Od najmłodszych lat ciążyła na nim więc wielka odpowiedzialność, która z czasem tylko wzrastała. Nie poradził sobie w Barcelonie, z której został w zasadzie wyrzucony po dwóch latach, aczkolwiek przyczyniła się do tego też bardzo poważna kontuzja kostki. Gdy trafił do Napoli, wiele osób nie mogło wyjść ze zdziwienia. Ale jednocześnie był to idealny wybór, bliski tożsamości Diego. Napolitańczycy byli wyszydzani przez kibiców z bogatej północy Włoch, a Maradona dobrze się w tym odnajdował. Dzięki swojej mentalności, udało mu się w końcu porwać za sobą nie tylko drużyną, ale całe miasto, którego szybko stał się symbolem, bo doprowadził klub do największych sukcesów w historii. Jest to więc klasyczna opowieść o drodze od pucybuta do milionera.
Mocno jednak zniuansowana. Kapadia świetnie tłumaczy chociażby, że kibicowska sympatia jeździ na bardzo pstrym koniu. Jednego dnia można być Bogiem, następnego wszyscy cię nienawidzą. Pewny siebie Maradona nie stronił od bogactwa, intensywnego życia. Ładnie jest zilustrowane, że on, biedak z argentyńskim slumsów, raził swoim zachowaniem, swoją pewnością siebie znacznie bogatszych i bardziej wpływowych ludzi od niego. W końcu panuje niewypowiedziana zasada, że można opuścić swoją klasę społeczną, ale tylko do pewnego stopnia. Kluczowym jednak słowem w życiu Maradony wydaje się być szacunek. Nie dostał go w Barcelonie, otrzymał w Napoli, nie mówiąc o ojczystym kraju, którego reprezentację doprowadził do złotego medalu na Mundialu w 1986 roku. Ten ostatni sukces zresztą doskonale pokazuje całą złożoność Diego. Z jednej strony wybitny piłkarz, niesamowity drybler, boiskowy lider, wywołujący u kibiców prawdziwą ekstazę. Z drugiej cwaniak i oszust. W końcu w półfinale tych mistrzostw, w meczu z Anglią Maradona strzelił swoje dwa prawdopodobnie najsłynniejsze gole – jeden po zagraniu ręką, drugi po niesamowitym rajdzie przez pół boiska.
Kapadii udaje się dodatkowo zamienić biografię Maradony, a raczej najważniejszych lat jego życia, w arcyciekawy portret szalony lat 80., których główną królową była kokaina. Nie stronił od niej również i Diego, co ostatecznie w dużym stopniu przyczyniło się do jego upadku. Ogląda się to wszystko znakomicie i wydaje mi się, że nawet jeśli ktoś nie interesuje się piłką nożną, to i tak będzie w stanie zaangażować się w tę historię. A może przy okazji trochę zrozumie ten sport, o którym sam bohater dokumentu mówi, że gdy jest się na boisku, nie liczy się nic innego. Nie ma życia, problemów, jest tylko piłka. Dla Maradony kopanie jej było więc pewnie swoistą terapią, czymś, bez czego trudniej byłoby mu poradzić sobie z życiem.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to powiedziałbym, że szkoda, iż niektóre wątki nie zostały nieco bardziej rozbudowane. Chociażby kwestia jego nieślubnego syna, do którego długo się nie przyznawał. Albo związki z Camorrą, wszechpotężną neapolitańską mafią. Szkoda też, że nie pojawiła się kwestia trenowania przez niego reprezentacji Argentyny. A także specyficzna relacja z Leo Messim (który jak dla mnie rozwiązał spór o to, czy Maradona, czy Pele był najlepszy w historii. Aczkolwiek wiem, że sporo osób się ze mną nie zgodzi. Poprzestańmy na tym, że cieszę się, iż mogę żyć w czasach Leo). Nie zmienia to jednak faktu, że Diego to dokument ze wszech miar godny polecenia.
Atuty
- Wciągająca, wielowymiarowa i wbrew pozorom dość uniwersalna historia (zainteresuje nawet tych, co nie lubią piłki nożnej);
- Bardzo dobrze przemyślany i zmontowany dokument
Wady
- Niektóre wątki można by jeszcze rozwinąć, inne dodać
Diego to świetny film dokumentalny, przybliżający sylwetkę Maradony, ale ostatecznie mówiący znacznie więcej niż to, skąd wziął się jego mit, sukces i upadek.
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych