Złe miejsce – recenzja filmu. Trafny tytuł
Wiadomo, że filmy są różnej jakości. Zdecydowana większość tych, które trafiają do kina nie schodzi jednak poniżej pewnego, podstawowego poziomu. Co jakiś, na szczęście dość rzadki, czas na wielkim ekranie można obejrzeć produkcje, które są tak słabe, że na logikę powinny mieć problem nawet z załapaniem się do głębokich zasobów serwisów streamingowych. Najświeższym przykładem jest Złe miejsce w „reżyserii” Franka Sabatelli.
Stan nie ma łatwego życia. Jego rodzice nie żyją, więc mieszkać musi z nieznoszącym sprzeciwu dziadkiem, jego najlepszy kumpel, Dommer, jest gnębiony przez szkolnych łobuziaków, a dziewczyna, w której się podkochuje spędza czas z inną ekipą. Jakby tego było mało, niewielka szopa na podwórku zostaje przejęta przez krwiożerczego potwora.
Recenzja Złego miejsca będzie wyjątkowo krótka. Nie ma bowiem za bardzo o czym pisać. Całość wygląda bowiem jak pierwszy film nakręcony przez grupę studentów, którzy dostali pod choinkę kamerę, napisali w pół godziny scenariusz, po czym uznali, że sami będą za wszystko odpowiadać, od zdjęć, przez reżyserię, na aktorstwie kończąc. Nic tu się nie trzyma kupy. Film jest pełen absurdów, niewyjaśnionych zachowań postaci. Przykładem tego niech będzie moment, gdy ukochana głównego bohatera, w trakcie kulminacyjnej sceny, czyli starcia z groźnym potworem, znajduje czas, by usiąść na łóżku i pooglądać zdjęcia, które przywołują miłe wspomnienia. Najzabawniejsze jest jednak to, że Stan dobrze wie, z jakim monstrum ma do czynienia, wie nawet, jak należy je zgładzić, ba!, postanawia w pewnym momencie to zrobić, krzycząc, że nadszedł czas śmierci. Po czym z niewyjaśnionych powodów scena się urywa, chłopak zarzuca plan, najwyraźniej przypomniawszy sobie, że scenariusz zakłada jeszcze trzydzieści minut filmu.
Podobna nieudolność cechuje każdy element Złego miejsca. Wszystkie sceny nakręcone, a przede wszystkim zagrane są w sposób niezwykle sztuczny. W trakcie seansu przypominałem sobie własne próby aktorskie w filmie, który kręciliśmy ze znajomymi podczas wyjazdu. To dokładnie ten, jakże wysoki, poziom. Złe miejsce teoretycznie jest horrorem, ale w gruncie rzeczy to doskonała komedia. I wszystko byłoby w porządku, gdyby taki był zamysł twórców. Z tego materiału dałoby się bowiem wycisnąć głupawą, ale fajną parodię. Najlepiej gdyby na stołku reżyserskim usiadł twórca z jednego z krajów azjatyckich oraz dostał chociaż odrobinę większy budżet, co pozwoliłoby mu na dodanie do produkcji o wiele więcej krwi i przemocy. Frank Sabatella i jego ekipa traktują jednak swoje dzieło niesamowicie poważnie, przez co naprawdę trudno jest nie chichotać przez większość seansu.
W zasadzie sporo można by jeszcze o Złym miejscu napisać, by się pastwić nad tą kompletną porażką. Nie ma to jednak większego sensu. Tak czy siak, przynajmniej tytuł jest dobry – jeśli traficie na ten film na salę kinową, to po półtorej godziny uznacie, że byliście w bardzo, bardzo złym miejscu.
Atuty
- Hmm, trwa tylko półtorej godziny
Wady
- Wszystko, ale to naprawdę wszystko inne
Złe miejsce to film beznadziejny, niestety niewystarczająco, by stać się pozycją kultową. Należy więc trzymać się od niej z daleka.
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych