Reklama
Mesjasz – recenzja serialu. Drugie nadejście Netflixa

Mesjasz – recenzja serialu. Drugie nadejście Netflixa

Piotrek Kamiński | 07.01.2020, 21:00

Historie oparte na postaciach religijnych, czy religii w ogóle zawsze wywołują spory szum. Jeśli twórcy próbują nakręcić coś ciekawego, zawsze znajdzie się grupa ludzi, którym to "coś", co przykuwa do telewizora nie podejdzie. Netflixowy Mesjasz jeszcze przed premierą został okrzyknięty "antyreligijnym" i "antyislamskim" serialem. No dobrze, ale czy warto go obejrzeć? Sprawdzamy.

Jak zareagowałbyś gdyby gdzieś na świecie pojawił się człowiek podający się/uznawany przez ludzi za zbawcę? Podejrzewam, że raczej sceptycznie. A gdyby ten ktoś na twoich własnych oczach zrobił coś niesamowitego, zakrawającego na cud? Ja pewnie zastanawiałbym się jak można coś takiego ściemnić. Ale gdzieś tam z tyłu głowy zawsze zostaje pytanie: A jeśli to prawda? Właśnie na tym problemie oparty został pierwszy sezon nowego serialu Netflixa, pod tytułem Mesjasz i już sama chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy ten człowiek naprawdę posiada boską moc, czy może po prostu jest sprytnym, planującym mocno do przodu oszustem sprawia, że dziesięć udostępnionych nam odcinków można obejrzeć nawet i na jedno posiedzenie. A przecież to tylko jeden element całej układanki.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mesjasz – recenzja serialu. Drugie nadejście Netflixa

Mesjasz – Kim jest człowiek w żółtej tunice?

Człowiek, którego wierni okrzyknęli mianem "Al-Masih" (Mehdi Dehbi), czyli po naszemu "Mesjasz" pojawił się nagle. Nawoływał do wytrwania w niszczonym przez ISIS Damaszku, ponieważ już za chwilę Bóg rozprawi się z najeźdźcami i przywróci porządek. Mało kto traktował go poważnie, ale kiedy chwilę później do murów miasta doszła ogromna burza piaskowa, która odcięła terrorystów od zapasów i zmusiła do wycofania się, setki ludzi zaczęły uważać go za proroka. Lecz nie wszyscy tak od razu uwierzyli w boską moc człowieka znanego jedynie jako Al-Masih. Z jednej strony oceanu mamy agenta Mosadu, Avirama Dahana, który być może i jest zgorzkniałym, dręczonym demonami przeszłości cynikiem, ale zawsze wyciągnie z klienta interesujące go informacje. Natomiast w Stanach Zjednoczonych poznajemy równie zniszczoną życiem, choć nie tak brutalną agentkę CIA, Evę Geller, która widzi Al-Masiha jako agenta chaosu, czynnik mogący stać się katalizatorem kolejnego wielkiego konfliktu na bliskim wschodzie, który w dalszej perspektywie może pochłonąć nawet cały świat. Stanowią oni trzon tej części historii, która zasadza się na tezie, że Al-Masih jest oszustem. Drugą stroną medalu są ludzie wierzący w jego boskość, których w pierwszym sezonie reprezentują przede wszystkim Jibril - młody Syryjczyk, który jako jeden z pierwszych zaczął podążać za Mesjaszem, oraz rezydujący w Ameryce pastor Felix Iguero, któremu Al-Masih pomógł odzyskać zachwianą wiarę. Zagadka pozostaje żywa do samego końca, bo na każdy jeden cud damy radę znaleźć logiczne jego wyjaśnienie i choć w internecie panuje przekonanie, że końcowe sceny pierwszego sezonu udzielają w końcu jednoznacznej odpowiedzi na dręczące nas przez cały sezon pytanie, to ja wciąż nie jestem do końca przekonany i wydaje mi się, że drugi sezon może ten temat jeszcze pociągnąć.

Serial Michaela Petroniego to jednakże nie tylko zagadka. To również całkiem interesujące spojrzenie na świat w obliczu tak niesłychanej sytuacji. Jak zareagowaliby przywódcy religijni, gdyby stanął przed nimi samozwańczy Mesjasz (choć tak naprawdę sam Al-Masih nigdy tak o sobie nie mówi - to ludzie nadali mu to imię) i zaczął pouczać na temat przekazywanych doktryn? Co zrobiliby światowi przywódcy, dla których wojna, odwracanie wzroku od niewygodnych tematów i dwulicowość to przecież chleb powszedni? Jak odbierałyby go media, a jak zwykli ludzie (w nawiązaniu do popularnego ostatnio tematu, czy recenzenci czują produkt tak jak odbiorca końcowy)? "Mesjasz" zadaje wszystkie te pytania, po czym udziela na nie odpowiedzi, problem jednak w tym, że wszystkie te odpowiedzi, przynajmniej w pierwszym sezonie, są raczej powierzchowne. Nie zagłębiamy się w tych jakże trudnych tematach, nie eksplorujemy możliwości, nie inicjujemy dyskusji. Sytuacja geopolityczna zostaje przedstawiona, a następnie lekko ruszona do przodu, ale brakuje jej dokładniejszego nakreślenia, niuansów i wielowymiarowości. Historia zdaje się być daleka od zakończonej, więc mam nadzieję, że drugi sezon rozkręci się pod tym względem, bo tak jak to co dostaliśmy do tej pory jest ciekawe, tak chciałoby się zobaczyć odrobinę więcej tego, co stało za podjętymi przez bohaterów decyzjami, których nie będę tu przytaczał, bo spoilery.

Mesjasz – Ludzkie spojrzenie

Wszyscy aktorzy w serialu spisują się co najmniej poprawnie, lecz nie da się ukryć, że najlepiej wypada najbardziej znana twarz, czyli Michelle Monaghan. Jej Eva (niezwykle subtelne nawiązanie do tej biblijnej) jest niezwykle pragmatyczna i widzi świat w dosyć mocno czarnobiały sposób - prawda jest prawdą, kłamstwo jest kłamstwem. W jej światopoglądzie, ukształtowanym w równej mierze przez trudne dzieciństwo, problemy natury medycznej i wykonywany zawód nie ma miejsca na odcienie szarości. Dla niej to oczywiste, że Al-Masih jest oszustem i najpewniej stoi za nim jakiś wrogi rząd, który wykorzystuje go jedynie do siania zamętu i tworzenia konfliktów. Byłaby prawdopodobnie mało sympatyczną postacią, gdyby nie jej relacja ze starym, schorowanym ojcem, który bez przerwy się o nią martwi i wspomniane ogólnie sprawy medyczne. Takie właśnie małe, ludzkie relacje sprawiają, że cała produkcja staje się znacznie bardziej wiarygodna i chce się ją oglądać. Agent Avi (Tomer Sisley) jest niepokornym brutalem, ale ma też małą córeczkę, którą bardzo kocha i bez której pewnie już dawno albo zapiłby się na śmierć, albo strzelił sobie w łeb. Pastor Iguero (John Ortiz) znajdował się już w tak mrocznym miejscu, że niemalże spalił swój kościół. Jego córka, Rebecca (Stefania LaVie Owen) żyje zupełnie obok rodziny, ponieważ nikt nie ma dla niej czasu. Dopiero pojawienie się Al-Masiha u niej w domu sprawia, że cały świat daje jej to, na czym zawsze jej tak bardzo zależało - uwagę - choć i ten miecz ma dwa ostrza. Syryjski uchodźca, Jibril (Sayyid El Alami) powinien nienawidzić całego świata, a jednak wiara pozwala mu wznieść się ponad targające nim emocje. Co innego jego przyjaciel Samir (Fares Landoulsi), którego gniew pcha w zupełnie innym kierunku. Zdesperowana matka (znana z The Walking Dead Emily Kinney) szuka ratunku dla swojej chorej na raka córeczki. Wszystkie te pomniejsze historie łączy jeden element - Al-Masih i jego zagadka, a razem sprawiają, że "Mesjasz" w moich oczach staje się jednym z największych, pozytywnych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Sam Mesjasz nie robi w seriale jakoś bardzo dużo, ale takie minimalistyczne podejście do ruchu, mimiki i w zasadzie w ogóle wszystkiego raczej pasuje do tak enigmatycznej postaci. Al-Masih jest zagadką - jasne, że nie da się łatwo zdradzić. A może z drugiej strony - jego spokój i pohamowanie wynika dokładnie z tego kim jest i nie ma za nim żadnej większej tajemnicy?

Mesjasz Netflixa sprawnie miesza zebrane elementy, nigdy nie pozwalając widzowi być zbyt pewnym tego, co będzie dalej. Każda wskazówka prowadząca w jednym kierunku, oznacza, że niedługo zobaczymy też coś, co skieruje nas w drugą stronę. Równie świetnie rozgrywane są dramaty zwykłych, ludzkich bohaterów serialu, ponieważ praktycznie do końca nie możemy być pewni, czy boska interwencja odmieni ich życie, czy pozostawi na pastwę losu. Jak zwykle w tego typu produkcjach, chciałoby się już teraz, w tej chwili dostać odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania, lecz serial pozostaje w tym temacie niezwykle powściągliwy, jako, że zakończenie wyraźnie sugeruje, iż twórcy planują kontynuować historię Al-Masiha. Ciężko jest mieć im to za złe, ale niedosyt mimo wszystko pozostaje. Bardzo ogólnikowe podejście do nakreślenia sytuacji geopolitycznej w świecie również może u niektórych powodować kręcenie nosem, lecz, raz jeszcze, jest to element, który spokojnie można uratować dobrym drugim sezonem, ale nawet i bez niego "Mesjasz" to po prostu wciągający thriller, któremu warto poświęcić kilka godzin swojego życia.

Atuty

  • Wciągająca tajemnica;
  • Interesujący, dobrze nakreśleni bohaterowie;
  • Piękne, szerokie ujęcia;
  • Ciekawa wizja świata...

Wady

  • ...Której brakuje trochę rozbudowania;
  • Zakończenie sezonu mogłoby być bardziej konkretne

Mesjasz to jeden z lepszych seriali Netflixa ostatnich lat. Zdecydowanie warto samemu przekonać się, czy mamy do czynienia z prawdziwym, czy fałszywym prorokiem.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper