Parasite – recenzja filmu. Kiedy myślałeś, że niżej już upaść nie można
Amerykańska Akademia Filmowa po raz pierwszy w historii postanowiła tytułem najlepszego filmu roku uhonorować produkcję nieamerykańską. Parasite w reżyserii Joon-ho Bonga zapisał się w historii jako pierwszy film zagraniczny, który zgarnął najważniejszego Oskara, Złotą Palmę, nagrodę Gildii Aktorów Ekranowych i złotą maskę BAFTA dla najlepszego filmu nieangojęzycznego. Sprawdźmy, skąd całe to zamieszanie.
Uwielbiam, kiedy reżyser myśli nad formą co najmniej drugie tyle, co nad treścią swojego filmu. Większość dzisiejszego kina, zwłaszcza tego popcornowego, kręcona jest raczej prosto - tu zbliżenie, tam zbliżenie, jakiś szeroki plan, ktoś gdzieś biegnie, idzie, na czymś siedzi - nie stoi za nimi większe przesłanie, są po prostu obrazkami mającymi pokazać nam co teraz dzieje się z głównym bohaterem. I, generalnie, nie ma w tego typu operatorce niczego złego, ale ile lepiej ogląda się film, w którym każdy jeden obrazek ma coś do powiedzenia? Wie to Tarantino, wie Fincher, wiedział Hitchcock i wie to również i Bong.
Parasite – Przerost treści nad formą?
Parasite przedstawia historię biednej rodziny, patrzącej na lepiej sytuowanych z poziomu rynsztoka - tak dosłownie, jak i w przenośni. Ki-woo, jego siostra i rodzice mieszkają w małej suterenie , gdzie większa część dnia mija im na oglądaniu przez małe, piwniczne okienko świata ludzi, którym żyje się lepiej, niż im. Czasami są to sklepikarze i ludzie robiący u nich zakupy, czasami nawalony do nieprzytomności facet sikający na ulicę, tuż obok ich małego okienka. Okazjonalnie dorabiają sobie wykonując małe, niewymagające prace, jak składanie pudełek na pizzę dla lokalnej pizzerii. Dzięki temu udaje im się jakoś żyć, ale nie jest to standard, z którego ktokolwiek mógłby się cieszyć. Sytuacja ulega zmianie, kiedy kolega Ki-woo załatwia mu pracę korepetytora u bardzo dobrze sytuowanej rodziny Parków. Co prawda chłopak musi skłamać, że skończył studia aby móc w ogóle marzyć o posadzie, ale takie małe kłamstewko przecież nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Za moment okaże się, że młodszemu dziecku Parków przydałyby się korki ze sztuki, więc, naturalnie, tak się akurat składa, że Ki-jeong, siostra Ki-woo jest absolwentką sztuki i znaną specjalistką od arteterapii. Stopniowo, rodzina Kimów instaluje się w domu Parków, korzystając z ich naiwności i dobrej sytuacji finansowej. Zdawać by się mogło, że właśnie zaspoilowałem Ci cały film, ale uwierz na słowo, że absolutnie tak nie jest. Film Bonga to istny miszmasz stylów i gatunków, od komedii, przez dramat, po... nie powiem co.
Parasite – A może formy nad treścią?
Praktycznie każde ujęcie w Parasite chce nam coś powiedzieć. Sposób prowadzenia kamery i częstotliwość cięć zmienia się w zależności od otoczenia, rozstawienie postaci w kadrze informuje nas o ich obecnej sytuacji, wzajemnym nastawieniu do siebie nawzajem, czy obecnych wydarzeń. Bong wcale nie zawsze sili się na subtelność, więc kiedy sytuacja głównych bohaterów zaczyna iść w mniej pożądanym kierunku, na niebie dosłownie czarne chmury wypędzają z kadru te jasne, podświetlone na złoto przez zachodzące słońce. Kiedy schodzimy do jeszcze większych nizin społecznych, niż te przedstawione przez rodzinę Kimów, dosłownie musimy zejść kilka pięter pod powierzchnię ziemi, a jeśli znasz powiedzenie "tonąć we własnym gównie", to możesz wyobrazić sobie, jakiego typu scenę przyjdzie Ci oglądać na ekranie bliżej końca filmu.
Tak, Parasite to faktycznie świetnie pomyślany i równie dobrze nakręcony film. Nie oznacza to, oczywiście, że wszystko zagrało w nim bez najmniejszego zgrzytu. Naiwność rodziny Parków - czyli tych dobrze sytuowanych - jest głównym czynnikiem pozwalającym zaistnieć kolejnym wydarzeniom. Stopień absurdalnych zbiegów okoliczności i farta zahacza wręcz o farsę i choć nie wątpię, że taki właśnie był zamysł reżysera i tak wybijało mnie to trochę z filmu - ale w taki bardzo przyjemny, pełen zwijania się i wykrzywiania twarzy w grymasie zażenowania sposób. Drugim i ostatnim elementem, który nie do końca mi przypasował była końcowa decyzja głowy rodziny, Ki-taeka, której, oczywiście, nie będę tu przytaczał, ale na pewno doskonale będziesz wiedział o co mi chodzi. Lecz i tutaj jest to, w pewnym sensie, czepianie się na siłę, bo tak jak nie rozumiem samej decyzji, tak już samo jej podjęcie zostało w filmie należycie, zawczasu przygotowane. To wręcz niesamowite, że scenariusz Parasite'a powstawał tylko trochę ponad trzy miesiące. Żeby wszystkie filmy mogły poszczycić się tylko tak błahymi problemami.
Parasite jest filmem równie wielowymiarowym jak jego twórca. Gatunki mieszają się w nim tak zgrabnie, że ciężko stwierdzić, kiedy dokładnie następuje zmiana. Dosłownie cała główna obsada spisuje się wyśmienicie, oferując nam pełen przekrój emocjonalny odgrywanych postaci. Dodaj do tego niezwykle przemyślane, pięknie pokolorowane ujęcia, a dostaniesz film, któremu blisko do ideału. Blisko, ponieważ nie wszystkie rozwiązania fabularne są idealne, część metafor jest tak mało subtelna, że można odnieść wrażenie, iż reżyser po prostu nie ufa inteligencji widza, a zakończeniu czegoś jednak brakuje - może szerszego pokazania co stało się z poszczególnymi bohaterami? Tak, czy siak, Parasite to 130 minut świetnej zabawy, która dodatkowo mówi nam sporo o mrocznych stronach obcej nam kultury - serio, poczytaj sobie o systemie klasowym i pogoni za edukacją w Korei. Można się przerazić.
Atuty
- Wielowątkowa, wielowymiarowa historia;
- Świetna gra aktorska;
- Piękne, przemyślane ujęcia;
- Interesujący, zachęcający do myślenia temat;
- Humor
Wady
- Ze dwa dziwne rozwiązania fabularne;
- Brakuje mi pełniejszego zakończenia;
- Miejscami mógłby być bardziej subtelny
Parasite to mistrzostwo abstrakcji polane sosem politycznego komentarza. Komedia, ale i coś więcej. Warto.
Przeczytaj również
Komentarze (88)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych