Mrs. Serial Killer – recenzja filmu. Szkoda czasu
Netflix rozpoczyna maj od kilku promowanych od jakiegoś czasu produkcji. Do tego grona należy „Mrs. Serial Killer”, który zapowiadany był jako trzymający w napięciu thriller. Trzeba jednak przyznać, że w weekend majowy bardziej trzymać w napięciu będzie Was smażąca się na grillu kiełbasa...
Netflix inwestuje na całym niemal świecie w swoje oryginalne produkcje, do czego zobowiązuje ogromna liczba subskrybentów licząca już ponad 182 mln. Część z nich to najwyższa półka i śmiało można stwierdzić, że włodarze, którzy pragną znaleźć poklask i uznanie Akademii Filmowej, od jakiegoś czasu zdecydowanie wkraczają na salony. Niestety, nieco smutnym, ale jak najbardziej zgodnym z prawdą jest stwierdzenie, że większość z produkcji Netflix Originals to średniaki. Są jednak też takie filmy czy seriale, które zabierają nam kilka cennych minut z życia i jeżeli w miarę szybko podejmiemy decyzję, nie poświęcimy czasu na całą produkcję. Najnowsza „Mrs. Serial Killer” wyreżyserowana przez Shirisha Kundera, który na swoim koncie ma zaledwie jeden film wart większej uwagi (o ile oczywiście preferujecie bollywodzkie komedie romantyczne), należy do tego nieszczęsnego trzeciego grona.
Mrs Serial Killer – oddana żona
Sona Mukerjee jest żoną cenionego ginekologa, który zostaje oskarżony o serię zabójstw ze szczególnym okrucieństwem. Za namową adwokata, jako lojalna partnerka postanawia podjąć się niebezpiecznej i niezwykle niemoralnej intrygi, która pozwoli uratować ukochanego przez zgniciem w więzieniu. Zadanie nie należy do najłatwiejszych, bowiem sprawą zajmuje się cwany inspektor, z którym Sonę łączy burzliwa przeszłość. O ile założenia są całkiem interesujące i po przeczytaniu krótkiego wpisu mogą Was przykuć na dłużej przed telewizorem, o tyle kilka chwil później można się przekonać, że nie mamy do czynienia ani z thrillerem, a tym bardziej nie z tych w rodzaju trzymających w napięciu. Sona bez mrugnięcia okiem decyduje się na zbrodnię i robi to jak przystało na nowicjuszkę - ilość jej absurdalnych wyborów i podejmowanych działań tylko wzbudza politowanie. W trakcie rozkręcania się historii, której niczym w toczącej się kuli śniegowej dodawane są kolejne wątki, częściej będziecie się mogli zaśmiać, niż wstrzymać oddech, zastanawiając się nad finałem tajemnicy. W sumie praktycznie o żadnej tajemnicy nie ma mowy, a gdyby dodać kilka scen, „Mrs. Serial Killer” byłaby lepszą komedią, pastiszem, który najpewniej przypadłby do gustu większemu gronu widzów.
Główna bohaterka nie ma łatwo, miłość okazuje się jednak silniejsza, a cel uświęca środki – szkoda, że przy tym dokonuje całej serii głupich wyborów. Momentami jest ona infantylna i drażniąca na tyle, że chciałoby się, żeby w końcu jej się coś przytrafiło. Scena, w której niczym „niebezpieczna przestępczyni” śledzi autem oddalonym o jakieś 2 metry swoją ofiarę jest po prostu szczytem absurdu – a do tego sceny walki z odlatującymi na kilka metrów bohaterami to wisienki na tym torcie o wątpliwej przydatności do spożycia. Nie tylko Sona to słaby element tej układanki. Wspominając o bohaterach zbyt wielu zdań nie można poświęcić nad opisem dobrze zbudowanych, bogatych charakterów. Adwokat, inspektor czy nawet doktorek są po prostu płytcy, tępo wlepiający gały w kamerę z głupim wyrazem twarzy i niemal całkowitym brakiem emocji (lub emocjami w sposób przerysowany pokazanymi na facjacie), co jeszcze mocniej bawi w przypadku filmu tego typu. Miała być intryga, miała być zbrodnia, otrzymujemy to wszystko w iście bollywoodzkim stylu (do pełni „szczęścia” brakuje tylko bohaterów tańczących nad zwłokami).
Mogłabym powiedzieć, że film jest do bólu przewidywalny, jednak nie jest to zgodne z prawdą. Z każdą kolejną minutą przekonujemy się, że może być jeszcze gorzej, a zwroty akcji wydają się niedorzeczne. Drętwe dialogi, momentami komicznie wręcz podjęte wydarzenia, sztywna gra aktorska, a nawet nieco śmieszne „efekty specjalne” sprawiają, że lepiej będzie dla Was, jeżeli szybko podejmiecie decyzję o zmianie propozycji na seans. Mogę jedynie zauważyć, że końcówka (choć, o zgrozo, znów właśnie przewidywalna) jest mocniejszym momentem filmu. Gwarantuję Wam jednak, że raczej do niego nie dotrwacie.
Mrs. Serial Killer – nie trać czasu
Majowy weekend jest przyjemnym czasem, który nie powinno tracić się na tego typu „obrazy”. O żadnej bogatej i mądrze skomponowanej fabule nie ma tutaj mowy, widzowie mają niemal wszystko podane jak na tacy w formie tak niezjadliwej, że wywołać może niestrawność. To zdecydowanie jedna z najgorszych produkcji oryginalnych Netlixa jakie przyszło mi obejrzeć, choć tliła się nadzieja, że będzie nieco lepiej - 4 lata temu reżyser i scenarzysta filmu publikował na Youtube krótkometrażowy thriller, który zyskał całkiem zadowalający wynik (3 miliony odsłon). Tymczasem jest sztywno i płytko, a to wszystko okraszone słabą realizacją. Pozostaje jedynie szansa, że na rynku indyjskim „Mrs. Serial Killer” przyjmie się nieco lepiej. Założę się jednak, że to tylko płonne nadzieje...
Atuty
- całkiem interesujące założenia fabuły
Wady
- obraz w żadnym stopniu nie trzyma w napięciu,
- słaba realizacja,
- sztywna gra aktorska,
- denerwująca główna bohaterka,
- "efekty specjalne" podczas scen walki,
- z upływającym czasem jesteśmy świadkami festiwalu nonsensu.
Majowy weekend może upłynąć znacznie przyjemniej, jeżeli nie zasiądziecie do „Mrs. Serial Killer”. Wszystko podane na tacy w niezjadliwej formie, lepiej już obejrzeć jakąś powtórkę.
Przeczytaj również
Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych