This War of Mine – recenzja gry planszowej. Piekło wojny w nowym wymiarze
W 2014 roku 11 bit studios udało się zaprowadzić graczy do miasta ogarniętego najczarniejszą wizją wojny, która stłamsi i pozbawi nadziei każdego jej uczestnika. Przeniesienie tej wartościowej pozycji w ramy planszówki okazało się sporym wyzwaniem. Gra była jednak warta świeczki. Zapraszam do recenzji gry planszowej This War of Mine.
This War of Mine to planszówka przygodowa, która została stworzona na mocy współpracy pomiędzy 11 bit studios a Galakta oraz Awaken Realms. Jej autorami są Michał Oracz i Jakub Wiśniewski, którzy sympatykom gier planszowych są dobrze znani – ten pierwszy za sprawą choćby takich fabularnych produkcji jak De Profundis, Monastyr czy Neuroshima. Swego czasu o tworzeniu nowego projektu było całkiem głośno: w wielu kręgach komentowane było opracowanie i przeniesienie na warunki planszy This War of Mine, która swego czasu podbiła serca wielu graczy, będąc jednocześnie uhonorowana nagrodami Independent Games Festival oraz Deutscher Computerspielpreis. Zaoferowanie w innym wymiarze mrocznego, przejmującego i niezwykle drastycznego świata, w którym wojna odciska piętno na każdym pojedynczym istnieniu, stało się nie lada wyzwaniem. Jak autorzy poradzili sobie z zadaniem? Sprawdźmy...
This War of Mine – recenzja gry planszowej. Przetrwać, ale czy za wszelką cenę?
„Wojna zabrała ze sobą setki tysięcy ofiar. Nie wszystkie za sprawą kul, rakiet, masowych mordów, głodu, chorób, czy zabójczego zimna. Niektórych zabił brak nadziei. Odebrano im ostatnią szansę na dotrwanie do końca. Na kilka dni przed końcem. Gdy odchodziliśmy, kobieta siedziała w oknie i spoglądała niewidzącym wzrokiem w dal...”
This War of Mine to gra planszowa nastawiona na kooperację. Mając od początku do dyspozycji 3 postacie (maksymalnie w trakcie rozgrywki zespół może składać się z 4 bohaterów), które losujemy spośród 12 dostępnych, próbujemy przetrwać jak najdłużej piekło wojny, mając nadzieję na zakończenie koszmaru. Wojna doprowadziła do spotkania i wspólnej walki o przetrwanie różnych ludzi – wyrwani ze swojej dotychczasowej codzienności są zarówno ci wykształceni, którym brakuje sprawności, jak i pracownicy fizyczni, sportowiec, wojskowy, a nawet włamywaczka. Bohaterom doskwiera nie tylko chłód i głód, a w trakcie dnia musimy pamiętać o ich nałogach, stanie psychicznym, na który mniejszy bądź większy wpływ ma poziom empatii. W trakcie przeżywania kolejnych dni wszystko co rozgrywa się na planszy oddziałuje na morale zespołu: dobre chwile mogą zasiać ziarnko nadziei, które wykiełkuje wyczekiwaniem na koniec wojny, porażki do końca pozbawią wszelkich złudzeń, że po zakończonym piekle powrócimy do tego samego życia. Wojna zmienia każdego...
Zasiadając do planszy, gracze nie kierują poszczególnymi bohaterami – z zespołu wybierany jest Lider, który zmieniany jest sukcesywnie, z biegiem wydarzeń, a w trakcie każdej rundy kierujemy działaniami wszystkich postaci. Lider jednak ma w posiadaniu Dziennik oraz Księgę Skryptów (nad którą pochylę się za niedługo) i podejmuje decyzje, oczywiście po konsultacji z resztą. Czy zatem poza dominującą osobą, reszta uczestników bawi się dobrze? Jak najbardziej. W This War of Mine nie jest ważne posiadanie swojego bohatera. Próbując za wszelką cenę przeżyć kolejny dzień, wszyscy gracze podejmują decyzje o działaniach grupy, co prowadzi niejednokrotnie do zażartych rozmów. Księga Skryptów, w której zawartych jest niemal 1900 fabularnych opisów i konsekwencji poszczególnych wyborów daje możliwość zatopienia się w atmosferze pełnej bólu, niepewności o jutro i strachu. Część z nich zostało zaczerpniętych z gry wideo. Walcząc o życie jesteśmy w stanie zrobić wszystko, czy jednak wtedy możemy nazywać się ludźmi? Różnorodność wydarzeń potrafi onieśmielić: w zależności od wylosowanego koloru, natkniemy się na sytuacje o innym znaczeniu, których odbiór i tak jest zależny od statusu czy charakteru naszych bohaterów.
This War of Mine przeznaczone jest dla grupy liczącej od 1 do 6 członków. Wraz z kolejnymi sesjami można śmiało stwierdzić, że zespół składający się z maksymalnej wskazanej liczby będzie zbyt okazały. Biorąc pod uwagę, że po konsultacji z innymi decydujący głos ma zmieniający się Lider, fabuła naturalnie prowokuje do dyskusji i wymiany opinii, z czasem jednak część uczestników może zwyczajnie się nudzić lub nie być aż tak aktywna. Czwórka grających to optymalna liczba, która sprawdziła się w moim przypadku. Wypróbowałam także opcje 2 zawodników i grałam samodzielnie – te typy rozgrywki nie umniejszały grze klimatu. Jednocześnie nie mogę przyznać, że to gra typowo solowa – mnie najlepiej grało się, gdy czas spędzałam przynajmniej z jednym partnerem.
This War of Mine – recenzja gry planszowej. Zasiądźmy do planszy...
Już pierwsze otwarcie This War of Mine wzbudza optymistyczne reakcje. Zestaw został wyposażony w wiele elementów: dwustronną planszę, Dziennik, Arkusz Scenariuszy, Arkusz Archiwum, 4 plastikowe nakładki, 4 plastikowe kości (w tym 1 czarną kość i 3 kości walki), 200 kart, 12 plastikowych figurek, 186 żetonów, 32 plastikowe znaczniki surowców oraz Księgę Skryptów. Po rozłożeniu całej zawartości skala produkcji pozytywnie zaskakuje – mamy bowiem do czynienia z grą pokaźnych rozmiarów. Wszystkie elementy zostały dopracowane ze szczególną dbałością o detale: wrażenie robi chociażby wykonanie figurek postaci. W pudełku wszystkie karty, żetony czy bohaterowie mają swoje miejsce, a do kompletu dołączone zostały woreczki foliowe, dzięki którym przechowamy wszystko podzielone, nie martwiąc się o zgubienie czegokolwiek. Kończąc zabawę mamy pewność, że w pudełku poszczególne elementy nie będą się przemieszczać, ani nie ulegną uszkodzeniu – a to spory atut samego wykonania. Karty, żetony stanów, chłodu, czasu, wrogów czy plastikowe znaczniki surowców są trwałe i odporne na użytkowanie. Plansza to całkiem wierne odwzorowanie mapy znanej z gry, w której głównym punktem jest schronienie bohaterów: domostwo więc jest zagruzowane, z pozamykanymi na klucz pomieszczeniami, pełne mebli i pokoi do splądrowania, które niejednokrotnie mogą zaskoczyć znaleziskami albo odebrać nadzieję na sukces, kiedy podczas ich sprawdzania złamiemy ostatnią łopatę.
Rozłożenie wszystkich elementów trwa nawet kilkanaście minut, a ich ilość na pierwszy rzut oka może przytłoczyć, ale uwierzcie mi na słowo, że wszystko zostało dopracowane w najmniejszym aspekcie i ma swoje miejsce.
Po wybraniu postaci, które biorą udział w rozgrywce, początkowo na planszy rozkładamy poszczególne talie – karty Sprzętów lądują na przypisanym miejscu Sprzętów i Pomysłów. Będąc w swojej bazie wielokrotnie, gdy tylko pozwolą na to zasoby, będziemy pracować nad konkretnymi urządzeniami ułatwiającymi przeżycie. Nasze schronienie również posiada swoje karty – podobnie jak w grze wideo, w trakcie rozgrywki przedostajemy się do kolejnych miejsc przez gruz czy zamknięte drzwi, mając nadzieję na zdobycie pewnych surowców. 3 karty Miejsc, do których będziemy się udawać w trakcie nocnych wypraw są losowane już na początku, w trakcie gry ulegając zmianie. Wtedy to poznajemy kolejne Znaleziska czy odkrywamy karty Przeszukiwania – niejednokrotnie zwiększając poziom hałasu, napotykamy na zablokowane przejścia czy kraty. Talia Wydarzeń podzielona jest na 3 rozdziały. Muszę przyznać, że po kilku sesjach nieco brakuje Wydarzeń oraz Celów, choć nie jest to doskwierająca cecha gry. Do tego dodajmy zdarzenia Losowe i Akcje Specjalne, które znacznie potrafią zmienić obrót spraw i przebieg gry. Oprócz naszych bohaterów, w trakcie rozgrywki natkniemy się na Mieszkańców i Intruzów, których nie tylko spotkamy na ulicy lub pukających do naszych wrót z błaganiem o pomoc czy z przerażającymi zamiarami. Nam pozostaje jedno – przetrwać, dbając o poziom głodu i zmęczenia, ograniczenie chłodu, który z czasem daje się we znaki, poprawiając sobie nastrój papierosami czy alkoholem. Opatrunki, lekarstwa lub zioła będą pomocne w przypadku choroby i odniesionych ran. Wszystkie wymienione czynniki sprawiają, że z biegiem kolejnych dni, gdy głód tylko się wzmaga, trudno utrzymać postacie w komforcie – zarówno w fizycznym dobrostanie, jak i nie dopuszczając do depresji.
Do niewątpliwych atutów produkcji zaliczyć jednak możemy System Open and Play, dzięki któremu rozpoczęcie zabawy następuje niemal automatycznie – nie musimy przedzierać się przez rozbudowane, kilkudziesięciostronicowe instrukcje, a do rozpoczęcia rozgrywki wystarczy zapoznanie się jednego gracza z Dziennikiem, dzięki któremu realizujemy kolejne zadania w poszczególnych 7 fazach dnia. Czy takie założenie rzeczywiście się sprawdza? Już 11 bit studios dokonało zaskakującego wyczynu, prezentując do bólu dojrzałą i głęboką fabułę w specyficznej formie. W przypadku planszówki, Oracz i Wiśniewski niejednokrotnie podkreślali, że jednym z ich głównych celów jest obniżenie progu wejścia bez poświęcenia wysokiego stopnia komplikacji gry. Mając do czynienia z pozycją rozbudowaną, gdzie oprócz kolejnych zadań skupiamy się na doznaniach oraz kondycji psychicznej i fizycznej postaci, powracania do ich wspomnień, realizacji celów i elementów losowych (które pojawiają się niemal na każdym kroku), propozycja zaskakuje swoją przystępnością. Zazwyczaj rozpoczynając swoją przygodę z nową planszówką lubię znać dobrze zasady, dlatego też całkiem długo wertuję instrukcje: w przypadku This War of Mine od pierwszej rozgrywki poszłam „na żywioł” i mogę stwierdzić, że to założenie się nawet sprawdza. Oczywiście, niezwykłym atutem już przy pierwszym podejściu okazuje się znajomość pierwowzoru – zdarzało mi się grać zarówno ze znajomymi, którzy mając w pamięci produkcję z 2014 roku, zaintrygowani zasiadali do stołu i zacierali łapy na spore emocje. Gdy do gry zaproszeni zostali przyjaciele, którzy z This War of Mine nie mieli wcześniej nic wspólnego, początek zabawy był nieco bardziej mozolny, choć już wtedy nie brakowało frajdy, a w ciągu pierwszych kilkunastu minut każdy z nas wczuwał się i powoli wspólnie pokonywaliśmy kolejne fazy dnia.
„Mężczyzna pokiwał na nas, ale groźba zestrzelenia wystarczyła, żeby dał spokój. Nie chcieliśmy nawet myśleć, co je i jak dotąd przeżył, stróżując nadal w tym opuszczonym budynku, pomimo wojennej pożogi.”
This War of Mine – recenzja gry planszowej. Emocje na najwyższym poziomie
Powiedzmy to sobie szczerze: przeniesienie sporego ładunku emocjonalnego na grę planszową nie jest zadaniem łatwym. W przypadku produkcji autorstwa Michała Oracza i Jakuba Wiśniewskiego uwzględnienie wszelkich elementów wpływających na doskonały odbiór gry fabularnej z zawarciem ciężkiego, dobijającego klimatu znanego z pierwowzoru, udało się pierwszorzędnie. Dzięki Księdze Skryptów każdego dnia poznajemy wątki, które bezkarnie ujawniają następną bestialską twarz wojny. Miasto pochłonięte jest walkami, korzystając z umiejętności postaci nie tylko zabezpieczamy swoje schronienie, pamiętamy również o warcie, wyruszamy na kolejne wyprawy, dopuszczamy się handlu z ludźmi, którzy jeszcze dzień wcześniej mogli nas zabić na ulicy. Czy wydaje się to zadaniem łatwym i przyjemnym? Nic bardziej mylnego.
W This War of Mine w czasie przeprawy przez kolejne dni stajemy się celem kolejnych intruzów, którzy w najlepszym przypadku tylko pozbawią nas części zgromadzonych surowców czy materiałów. Gdy wydarzenia posuną się za daleko – wartownik odniesie rany bądź zostanie pozbawiony życia, szabrownik zagarnie najważniejsze znaleziska, a dramatyczne wydarzenie będzie miało ogromny wpływ na całą grupę. Do tego dodajmy już wcześniej wspomniane nieprzewidziane sytuacje, napotykane podczas misji osoby, które tylko z pozoru mogą nie stanowić zagrożenia – w tej brutalnej rzeczywistości nawet mały chłopiec może ściągnąć na zespół kłopoty. Warto mu więc pomagać czy lepiej pozostawić samemu sobie lub okraść ze wszystkiego, co zdołał zebrać? W końcu wśród naszych są głodni i chorzy.
„Mieliśmy dwójkę dzieci, dwie piękne córeczki. Gdy wybuchła wojna, moja żona uciekła z nimi na wieś, do mojej matki. Chciała, żebym do niej dołączył ale za nic nie opuściłbym swojej drużyny w takiej sytuacji. Wciąż wybuchały pożary. Wkrótce było ich więcej, nie mogliśmy ugasić... aż w końcu straciłem swoją drużynę. Okazało się, że nie da się już opuścić miasta.”
Recenzowana planszówka jest jedną z najmocniejszych fabularnie gier z jaką miałam przyjemność obcować. Konsternacja i przejmujące skupienie jest nieodłącznym elementem gry. Podobnie jak w przypadku pierwowzoru, wiemy, że każdy pojedynczy wybór ma znaczenie, nawet z czasem przynosząc przerażające konsekwencje. Skrypt, który niejednokrotnie tylko przywołuje pewne wspomnienia czy niepokojące sytuacje, na kolejnych etapach potęguje atmosferę niepokoju. Wraz ze swoją ekipą nie raz, nie dwa zagłębialiśmy się w fabułę, coraz mocniej odczuwając napięcie i przejmując się każdym pojedynczym wydarzeniem. Przetrwanie zaledwie jednego dnia wystarczyło, by wpaść niczym śliwka w kompot i chcieć zdecydowanie więcej – a przeżycie kolejnych 24 godzin wcale nie jest zadaniem łatwym ani przyjemnym. Dzięki temu czas przy planszy mija niepostrzeżenie. Choć twórcy informują o rozgrywce nawet na 120 minut, na sesje poświęcicie zdecydowanie więcej czasu. W moim przypadku najdłuższa posiadówka zakończyła się po 5 godzinach. Jeżeli historia będzie musiała zostać przerwana, stan gry można zapisać w dołączonym Archiwum. Znając zastosowane mechaniki, zabawa się rozkręca: coraz dłuższe sesje, nawet przegrane, ale urozmaicane bardziej świadomymi wyborami sprawiają, że regrywalność planszówki jest na niezwykle wysokim poziomie.
W This War of Mine dojście do ostatniego dnia walk jest niezwykle wyczerpujące, a na kilkanaście sesji wygrana zdarza się kilkukrotnie. Czy to psuje wrażenia z gry? Jak najbardziej nie, bowiem wraz z kolejnymi przejmującymi momentami chce się więcej. Z biegiem czasu losowość daje się we znaki – pomimo że akcja będzie się rozgrywać po naszej myśli, zbiorów może przybywać z dnia na dzień, a protagoniści będą w dobrej kondycji, jedno wydarzenie może przekreślić wysiłki zespołu – przegrana w ten sposób mocno frustruje. Oprócz podstawowego scenariusza są jeszcze dwa dodatkowe warianty – przed chwilą wspomniany Ostatni Dzień oraz Wieczna Noc, które nieco zmieniają zasady gry.
This War of Mine nie jest grą planszową dla wszystkich. Na pewno nie zagracie w nią podczas rodzinnego popołudnia z dzieciakami, gdyż to propozycja wyłącznie dla dorosłego gracza. Jeżeli świat wykreowany przez 11 bit studios na trwałe zapadł Wam w pamięci – planszówka będzie swoistą wisienką na torcie, rozszerzeniem emocjonującego uniwersum. Jeżeli jednak nie mieliście do czynienia z grą, nie powinniście w żaden sposób zniechęcać się do rozgrywki. To zabawa wymagająca, wzbudzająca nawet mniej przyjemne emocje, ale do bólu satysfakcjonująca, bo wciąga za każdym posiedzeniem. Z czystym sumieniem polecam.
PS Zdaję sobie sprawę, że gra planszowa This War of Mine debiutowała już jakiś czas temu, jednak w maju premierę miał jeden z dodatków do gry - Kroniki Wojenne: Czas oblężenia. W najbliższym czasie zaprosimy Was również do recenzji tego rozszerzenia.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych