Cyberpunk. Odrodzenie - wywiad z Andrzejem Ziemiańskim. Zakazane miasta istnieją już dziś
Powieść „Cyberpunk. Odrodzenie” polskiego mistrza fantastyki, idealnie zgrała się z premierą nadchodzącego hitu CD Projekt RED. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji dać się wciągnąć w świat Zakazanego Miasta, nasz wywiad z Andrzejem Ziemiańskim powinien dać Wam odpowiedni impuls.
„Cyberpunk. Odrodzenie” zabiera nas do Zakazanego Miasta gdzie w futurystycznej scenerii szklanych wieżowców i neonów kwitnie przestępczość, nielegalny handel bronią, danymi oraz ludzkim ciałem, a życiem jednostki rządzą korporacje oraz gangi. Shey Scott – były policjant, wydalony ze służby z powodu śmiertelnej choroby oraz partnerujący mu Lou Landon usiłują namierzyć Axel Staller – bliźniaczą siostrę kobiety, która w biały dzień, mimo najwyższych środków bezpieczeństwa i drobiazgowej kontroli, pod okiem kamer, z niewiadomych przyczyn zamordowała kilkanaście osób. To tylko zarys nowej powieści Andrzeja Ziemiańskiego, autora niezwykle kasowego cyklu "Achaja", z którym mieliśmy okazję porozmawiać.
PPE: Panie Andrzeju, jak zdrowie i samopoczucie? Koronawirus mocno poprzestawiał plany niejednego wydawnictwa. A jak to wyglądało i wciąż wygląda z pana perspektywy?
A dziękuję, wszystko w porządku :) Zaraza numer 19 mi nie dopiekła, ale remont w czasie plagi oraz przeprowadzka i owszem. Wszystkie materiały budowlane i usługi musiały być załatwiane przez Internet czy telefon. Na szczęście to wszystko jest już możliwe, ale nie obyło się bez zabawnych sytuacji. Na przykład żona po raz pierwszy zobaczyła zamówione płytki na podłogę dopiero na parkingu przed domem. Produkt widziany w świetle dziennym trochę różnił się od tego na ekranie monitora, więc zapytała: „O? To teraz takie płytki będziemy mieli?”. Cóż, nasz rodzimy cyberpunk wymaga jeszcze trochę dopracowania.
PPE: W swojej twórczości porusza się Pan między stylistykami fantasy i science-fiction. Czy można powiedzieć, że któraś z nich jest Panu bliższa?
Stylistyki fantasy to owszem, czasem używam. Ale tylko stylistyki, ponieważ nigdy w życiu nie napisałem żadnej powieści fantasy. Wszystko to czysta, żywa science fiction, choć faktycznie poprzebierana przeze mnie w różne kostiumy. Dlatego dla mnie wyboru nie ma. Piszę przez cały czas w jednym gatunku, pozując go tylko czy to na baśń, czy kryminał, czy jakieś inne gatunki, które krytycy u mnie dostrzegają, a ja z reguły nie mam pojęcia, o czym mówią. Ostatnio na przykład dowiedziałem się, że jestem pisarzem feministycznym. Hm, inni twierdzą, że szowinistycznym. Nie przywiązuję do tego wagi.
PPE: Wraz z książką “Cyberpunk. Odrodzenie” wraca Pan do cyberpunku. W świecie gier od pewnego czasu czuć duże zainteresowanie tym gatunkiem, nie tylko dzięki Cyberpunk 2077, ale i takim grom jak Ruiner czy Observer. Z kolei ekranizacja Modyfikowanego węgla i udany powrót Blade Runnera sprawiły, że również kino i telewizja otworzyły się na ten trend. Jak to wygląda w literaturze z Pana perspektywy?
Cyberpunk w swoich klasycznych korzeniach, mówię o Gibsonie, przedstawiał głównie świat wyrzutków społecznych, zepchniętych na margines normalnego życia cywilizowanego świata przyszłości. I, o dziwo, ci ludzie znakomicie sobie tam radzili. Nieważne czy koniec świata jest bliski, czy już nastąpił – interesy muszą iść dalej. I ta nadzieja jest główną osią każdej opowieści. Współczesne realizacje najczęściej sięgają właśnie do tych korzeni. Zresztą książki o tym, że wszystko upada, wszystko się kończy, a życie nie ma sensu i należy zgnić w swojej bezsilności, nie trafiają do mnie zupełnie. To nie literatura, ale wyznania frustratów na kozetce taniego psychoterapeuty. Zdecydowanie wolę książki, gdzie mimo przeciwności bohaterowie widzą jednak jakiś cel.
PPE: Czy sam grywa Pan w gry komputerowe? A jeśli tak, to w jakie?
Zaczynałem w epoce ZX Spectrum, a tam były pasjonujące gry strategiczne w rodzaju „Arnhem”, czy „El Alamein”. Potem wraz ze zmianą sprzętu wciągnął mnie „Prince of Persia”, a zawładnęła mną na całe lata „Cywilizacja”. Jej współczesna wersja jednak to już tylko efekt przewagi komputerowej grafiki nad wszystkim innym. No i realizacja każdej decyzji pochłania zbyt wiele czasu. Nie mam aż tyle.
PPE: Jak porównałby Pan “Cyberpunk. Odrodzenie” do Pana znanej przygody ze światem cyberpunk, czyli “Toy Wars”?
Przykład Stanisława Lema nauczył mnie ważnej rzeczy: jeśli w danej książce nie uda się zmieścić wszystkiego, co chciało się powiedzieć na dany temat, to należy napisać ją jeszcze raz. To będzie zupełnie inna, nowa książka, poruszająca jednak podobne zagadnienia. Lem napisał w ten sposób choćby „Śledztwo”, „Katar” i jedną z przygód pilota Pirxa. Na pierwszy rzut oka to dramatycznie różne opowieści, nic w nich nie jest nawet podobne. A jednak wystarczy przyjrzeć się bliżej… Podobnie jest z „Odrodzeniem” i „Toy Wars”. Poza drobiazgami nic w nich nie jest podobne. A jednak coś skłoniło mnie do powrotu w podobne klimaty. Ale co? Rozstrzygnięcie tej kwestii zostawiam już czytelnikom.
PPE: Czy Shey Scott, bohater Pana książki, przypomina klasycznych cyberpunkowych bohaterów - czyli trudno go nazwać postacią pozytywną, a co najwyżej “neutralną”?
Shey Scott to tylko jeden z bohaterów. On z całą pewnością nie jest herosem, jest jednym z nas. Po prostu życie zmusiło go do podejmowania wyborów, często złych, czasem nawet beznadziejnych. I tak też się zdarza każdemu z nas. Któż bowiem, szczególnie w warunkach ekstremalnych, nie popełnia błędów? Ale on wie, czego chce. I nie ustaje w swoim dążeniu do życia, mimo wszystko, w zgodzie z samym sobą. Myślę, że spora część z nas, kiedy spogląda w lustro widzi właśnie odbicie Sheya.
PPE: Jest Pan fanem militariów. Czy łatwo przełożyć znajomość tego tematu na technologię przyszłości rodem z cyberpunku?
Znajomość praktycznej obsługi broni palnej i duże doświadczenie w tej dziedzinie sprawia, że to, co opisuję, jest bliższe prawdy niż wszelkie wymysły dotyczące użycia broni tworzone przez teoretyków. Zawsze bardzo bawią mnie przygody różnych literackich strzelców oparte w głównej mierze na wymysłach innych, wcześniejszych autorów, którzy nigdy nie oddali większej ilości strzałów w rzeczywistości (a często ani jednego).
Dysponując odpowiednią wiedzą, łatwo przewidzieć, jaki będzie rozwój broni palnej w najbliższej przyszłości. Wydaje mi się, że zmiany będą raczej kosmetyczne, dotyczące głownie zmniejszenia kosztów produkcji (jeszcze więcej plastiku zamiast stali, jeszcze mniej procesów technologicznych do jej produkcji – całość metodą wtrysku czy wręcz drukowania). Rewolucja dotyczyć będzie przede wszystkim przyrządów celowniczych oraz samej amunicji – być może doczekamy się nawet pseudointeligentnej. Natomiast z całą pewnością postępować będzie kastracja broni. Kontrolę zaczną przejmować systemy identyfikacji strzelca, wszelakie ograniczniki służące bezpieczeństwu, przymusowa rejestracja wideo każdego strzału i tym podobne. Dlatego też bohaterowie „Odrodzenia” woleli wybrać egzemplarze z poprzedniej epoki – jeszcze nie „popsute”.
PPE: A może faktycznym bohaterem książki jest Zakazane Miasto, czyli wielopoziomowa enklawa rządzona przez gangi?
Zakazane miasta istnieją już dzisiaj. Trudno nam to zauważyć z perspektywy Polski, kraju dostatniego, spokojnego i przyznajmy, trochę prowincjonalnego. Jeszcze nie dopadł nas architektoniczny paździerz, jeszcze możemy spacerować po wszystkich rejonach naszych miast i podróżować tam, gdzie nam się podoba. Ale wystarczy spojrzeć na cybernetyczny totalitaryzm, w kierunku którego zmierzają Chiny. Nie bez przyczyny przecież jako nazwę megastruktury wybrałem właśnie „Zakazane Miasto”. Wystarczy spojrzeć na kilka innych państw, gdzie procesy uprzedmiotowienia obywateli zaszły trochę już za daleko.
PPE: Cyberpunk to nie tylko technologia, ale i zdegenerowany świat, w którym korporacje rządzą losem jednostki. Czy rzeczywistość faktycznie zbliżyła się do podstaw tego gatunku przez ostatnie powiedzmy 30 lat?
Rzeczywistość dawno już wyprzedziła pierwsze wizje twórców z gatunku cyberpunk. Wielkie korporacje stały się siłą sprawczą naszego życia. Ze świadomego klienta stajemy się wszyscy przedmiotami. I choć z pozoru wiele rzeczy dostajemy od korporacji za darmo (jak choćby w przypadku usług Google’a), to zapominamy przy tym o znanym ostrzeżeniu Steve’a Jobsa: jeśli dostajesz coś za darmo, to znaczy, że sam jesteś towarem w tej transakcji! Tak, tak, z konsumentów przeistaczamy się szybko w towar, którym się handluje. A towar przecież nie ma nic do gadania. Jeśli więc nie podporządkujemy się korporacji całą duszą, nie staniemy się jako pracownicy jej prywatną własnością, to pozostaje nam zatrudnienie się w McDonald’s. Ale i tam nie podskoczymy nikomu, bo jeśli stamtąd nas wyrzucą za grymaszenie, to w perspektywie pozostanie już tylko Burger King. Warto się więc zastanowić, czy taka ma być nasza przyszłość. Na szczęście znowu: z polskiej perspektywy jeszcze tego zbyt dobrze nie widać.
PPE: Nie da się ukryć, że książka poniekąd koreluje z nadchodzącą grą - choć ukaże się kilka miesięcy przed jej premierą. Wprawdzie “Cyberpunk. Odrodzenie” nie bazuje na uniwersum stworzonym przez Mike’a Pondsmitha, ale gdyby miał Pan któryś z jego elementów przenieść do swojej powieści, co by to było?
Nie znam twórczości Mike’a Pondsmitha i trudno mi odpowiedzieć na to pytanie.
Przeczytaj również
Komentarze (33)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych