High Score (2020) - recenzja serialu [Netflix]. Politycznie poprawny dokument o bohaterach naszej branży
Gdy powstaje taki serial jak High Score zrealizowany z rozmachem i skupiający się na złotej erze gier wideo utwierdzasz się w przekonaniu, że nasza branża już dawno trafiła do maistreamu, a bycie graczem nie jest tak unikalne i wyjątkowe jak było jeszcze w latach 90. I dokument Netflixa skierowany jest przede wszystkim właśnie do mainstreamu. Czy warto więc poświęcić mu niespełna 6 godzin swojego życia? Zapraszam do recenzji.
High Score to sześć odcinków, które w miarę chronologicznie starają się nam opowiedzieć historię gier wideo od pierwszych sukcesów Atari po wejście w trójwymiar zatrzymując się tuż przed polygonalną rewolucją. Rynku, który dziś pod względem wartości przebija nawet przemysł filmowy. Odpowiadając już teraz na zadane we wstępie pytanie - tak, to serial, który powinien obejrzeć każdy szanujący się fan naszego poletka. To opowieść o bohaterach naszej branży, w której nie zabrakło tak znakomitej realizacji doskonale wpisującej się w stylistykę retro, sporej dawki humoru napędzanej przez bardzo dobrze dobranego narratora jak i wywiadów z ciekawymi ludźmi kształtującymi od lat naszą wyobraźnię w kolejnych, hitowych grach. Nie jest to dokument nijaki - są emocje, sarkazm, pasja i zderzenie ze światem generujących ogromną kasę.
Przemycono też genezę i początki wielu zjawisk i trendów jak eSport, multiplayer czy tworzenie modów. Poznajemy początki wielu gatunków gier, choć nie da się ukryć, że zrobiono to trochę wybiórczo i w ramach pewnej konwencji. Bijatyki na czele z Mortal Kombat mają prawie cały odcinek, bo wiąże się on również z tematem brutalności w grach (świetny materiał archiwalny o Night Trap), z kolei przygodówki uzupełniają się z tematem kanapowych sesji w Dungeons & Dragons. Jednak zupełne pominięcie choćby kwestii wyścigów, które przecież już od czasów Pole Position miały spory wpływ na naszą branżę, trochę boli.
Nostalgiczna bomba
Każdy odcinek stara się wprowadzić nowe wątki i postacie, a narracja i stylistyka utrzymują przez większość czasu spójność. To również prawdziwa skarbnica materiałów z produkcji gier, gdzie znani twórcy sięgają do swoich szuflad wyjmując stare szkice przedstawiające wrogów, projekty poziomów czy całe koncepcje gier. Zapisane ołówkiem, długopisem, często w zeszytach w kratkę. Ale te wszystkie smaczki warto odkryć samemu. Prawdziwym złotem są też materiały wideo z lat 80. i 90. pokazujące jak rozwijał się rynek gier wideo, jak promowano kolejne systemy do grania i jak zmieniały się gusta graczy i technologia. Oglądając niektóre archiwalne spoty, pierwsze organizowane na ogromną skalę turnieje, dzieciaki rozpakowujące pod choinką prezenty z synonimem konsoli, jakim stało się Nintendo czy w końcu zdjęcia z ówczesnych salonów gier można bez problemu poczuć ten nostalgiczny klimat. Nawet pomimo faktu, że to jednak Ameryka a nie nasza „szara” polska rzeczywistość lat 80.
Oczywiście jeśli interesujecie się tematem od lat wiecie doskonale na czym polegała wojna pomiędzy Nintendo i Segą, jakie wydarzenia doprowadziły do wielkiego kryzysu gier w 1983 roku czy w którym momencie gry przestały być postrzegane jako rozrywka tylko dla dzieci, ale w materiale nie brakuje wielu wątków i anegdotek, które były mniej znane. Możecie dziś bez problemu wskazać najgorszą grę świata, za jaką uchodzi E.T., ale czy wiece w jakich warunkach i na jakich zasadach musiał pracować człowiek, któremu zlecono stworzenie gry w pięć tygodni? Po tym materiale spojrzycie na niego łaskawszym okiem. Idąc dalej skojarzeniami - widząc logo EA kojarzycie je z grami sportowymi, ale od czego to się wszystko zaczęło? I dlaczego Trip Hawkins, założyciel Electronic Arts, spędził ponad dwa bite dni w pociągu z Johnem Maddenem, ikoną futbolu amerykańskiego? W serialu znajdziemy wiele ciekawych historii, które nam mogą wydawać się dość egzotyczne. Choć doskonale znaliśmy Mario, Contrę i erę 8-bitów, to w Polsce Nintendo nie zatrudniało setek konsultantów, którzy siedzieli na słuchawkach, by pomóc graczom przechodzić gry. Niezwykle ciekawa jest też choćby historia zapaleńców, którzy przerabiali hity z automatów na trudniejsze wersje, by zarabiać na maszynach postawionych w akademikach. Janusze amerykańskiej branży? Chcielibyście zarabiać jak ci Janusze :)
Kogo witam, kogo goszczę
W dokumencie imponuje też liczba zaproszonych do wywiadów gości. Co nie dziwi, ogrom z nich to Japończycy. I o ile obecność takich osób jak Toru Iwatani (twórca Pac-Mana), Tomohiro Nishikado (Space Invaders) czy Naoto Oshima (Sonic) była do przewidzenia (chociaż wielka szkoda, że Shigeru Miayamoto nie pojawił się w materiale, bo wspominany jest wiele razy), tak byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, że twórcy serialu starali się również pokazać artystów, którzy działali nieco w cieniu jak Yoshitaka Amano (ilustrator Final Fantasy) czy Hirokazu Tanaka (odpowiedzialny za muzykę do wielu wczesnych gier Nintendo) i dopowiedzieć do znanej już historii coś nowego. Oczywiście nie zabrakło też przedstawicieli amerykańskiej myśli growej na czele z Nolanem Bushnellem (Atari), Johnem Romero (Doom), Johnem Tobiasen (Mortal Kombat), Richardem Garriottem (twórca serii Ultima), Tripem Hawkinsem (założyciel EA) czy Tomem Kalinske (walczył w Ameryce o Segę jak lew). Niestety mimo ogromu dobra, jakie oferuje Higs Score osobom zainteresowanym historią naszej branży nie da się przejść obojętnie obok faktu, że do narracji wkradła się polityka i chęć pokazania, że obecny kształt branży zawdzięczamy wszystkim mniejszościom. Co chyba jest oczywiste, bo o jakości gry nie świadczy przecież orientacja jego twórcy, a talent i ciężka praca.
Nie chciałbym, aby w komentarzach pojawiły się treści obrażające społeczność LGBT, bo nie tu leży problem. Jest nim wrzucanie na siłę postaci, które pojawiły się w materiale tylko dlatego, że mają odmienną orientację, a nie dlatego, że faktycznie ich dokonania kreowały historię naszego medium. Twórcy High Score uznali, że jedną z najważniejszych gier w historii, którą koniecznie trzeba pokazać jest... GayBlade. Nie ma za to słowa o Asteroids, Froggerze, Galaxian, Computer Space i innych ważnych tytułach. Jednocześnie nie wspominają nawet słowem o ojcu konsol gier wideo, Ralphie Bearze, który stworzył Brown Box i w efekcie doprowadził do wydania na rynek pierwszego na świecie systemu do gier wideo - Magnavox Odyssey.
Może dlatego, że musiało się znaleźć miejsce dla Fairchild Channel F, nieco mniej istotnej (choć wciąż ważnej) konsoli, którą stworzył zespól kierowany przez czarnoskórego Jerry'ego Lawsona. Jego zasługi dla rynku gier i zastosowania kartridży są niezwykle ważne, ale na pewno nie tak istotne jak Ralpha, który stanowił kamień węgielny całej naszej branży. Zamiast ukazać jak wyglądała historia i skupić na tym co faktycznie najważniejsze, próbuje się momentami dobrać bohaterów do pewnego schematu. I o ile fakt, że nie zabrakło też osoby transseksualnej - Rebecci Heineman - jak najbardziej jest tu na miejscu, w końcu jej zasługi dla branży gier są ogromne, tak historia GayBlade i jego twórcy wydaje się tu kompletnie nie na miejscu. Z chęcią obejrzałbym dokument o tym, jak mniejszości LGBT walczyły o swoją obecność w grach, ale dorzucanie takich wątków do historii, która miała skupić się na złotej erze gier wideo i pomijanie dużo ważniejszych osobistości (Sakaguchi, Molyneux, Yokoi, Meier, Pażytnow...) na rzecz Ryana Besta, twórcy wspomnianego GayBlade, jest po prostu dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
High Score - gier historia prawdziwa?
Jeśli autorzy faktycznie chcieli pokazać ważne kwestie społeczne dla rozwoju branży powinni się choćby skupić na kobietach, które mimo iż były często wyśmiewane, dyskredytowane i marginalizowane w branży zdominowanej przez mężczyzn, to mimo tych przeciwności takie twórczynie jak Carol Shaw, autorka kultowego River Raid czy Dona Bailey, która dała nam Centipede, powinny znaleźć się w tym dokumencie. Całe szczęście serial ubarwia choćby Gail Tilden, dyrektorka marketingu Nintendo of America, która wprawdzie gier nie tworzyła, ale uczestniczyła w negocjacjach z Japończykami, gdy Nintendo wchodziło na amerykański rynek. To ona również miała ogromny wpływ na to jak wyglądało Nintendo Power, jeden z najbardziej kultowych tytułów na rynku prasowym. Wykorzystała nawet ulepionego z plasteliny Mario, by stworzyć okładkę pierwszego numeru. A takich historii z jej rękawa jest znacznie więcej.
W materiale jest też kilka nieścisłości i błędów merytorycznych. Zasugerowano choćby, że Sega pojawiła się na rynku dopiero po to, by swoim 16-bitowcem pokonać NES-a, choć jej historia sięga ery 8-bitów. Z kolei Chun-Li, nie Samus, kreowana jest na pierwszą grywalną postać żeńską z krwi i kości, choć trzeba oddać twórcom to, że o Ms. Pac-Man wspominają. Niewiele miejsca poświęcono też komputerom domowym, a jeśli już to show kradnie Apple II, a nie Amiga czy Commodore. Trzeba jednak pamiętać, że żyliśmy w nieco innych realiach niż Amerykanie.
Mimo iż trochę żalu wylałem, High Score powinien obejrzeć każdy fan gier wideo, bo choć część treści stworzono tu pod casuala, a czasami wdziera się niepotrzebnie polityka, to dokument jak żaden wcześniej pozwala nam przenieść się do tych pięknych czasów lat 80. i 90., w których kształtowała się dzisiejsza tożsamość naszego poletka. I co najważniejsze - serial pokazuje gry z pozytywnej strony jako doskonałą rozrywkę, której od zawsze towarzyszy pasja. Takich odczarowujących negatywny wizerunek gier materiałów nigdy za wiele.
Atuty
- Znakomita realizacja
- Wywiady z wieloma artystami świata gier
- Materiały archiwalne z lat 80. i 90.
- Mało znane anegdotki z historii branży
- Wciąga i wzbudza nostalgię
- Humor i narrator
Wady
- Pominięcie ważnych gier i postaci
- Kilka nieścisłości i błędów merytorycznych
- Wciskanie nieco na siłę niektórych wątków
Serial, który powinien obejrzeć każdy zadeklarowany fan gier wideo, choć nie udało się uniknąć nieścisłości, skrótów myślowych i odrobiny polityki.
Przeczytaj również
Komentarze (86)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych