Gambit królowej (2020) – recenzja serialu o Elizabeth Harmon
Na pierwszą zapowiedź najnowszego serialu Netflixa natknęłam się już jakiś czas temu. Moją uwagę przykuła nie tylko Anya Taylor-Joy, ale i fabuła poświęcona rozgrywkom szachowym. „Gambit Królowej” to jedna z październikowych propozycji streamingowego giganta, obok których nie możecie przejść obojętnie – i niech nie zwiedzie Was potencjalnie nużący motyw rozgrywek. Zapraszam do recenzji serialu.
Ostatnimi czasy widzowie coraz częściej karmieni są przeróżnymi adaptacjami popularnych powieści – Netflix dołączył do tego zbioru kolejną cegiełkę w swoim katalogu, którą mogę śmiało określić mianem „perełki”. Recenzowany „Gambit królowej” to miniserial opracowany przez Scotta Franka, stworzony na podstawie powieści Waltera Tevisa o tym samym tytule. Fabuła skupia się wokół Elizabeth Harmon, która po udziale w tragicznym wypadku trafia do sierocińca. Tam po raz pierwszy poznaje świat szachów i rządzące nimi zasady, ale także silne środki odurzające mające ogromny wpływ na jej życie... Zapraszam do tekstu.
Mistrzyni szachów z bidula - Elizabeth Harmon
Nikogo nie zaskoczę banalnym stwierdzeniem, że niektóre profesje rządzą się swoimi prawami – część z nich jest zdominowana przez mężczyzn, inne są popularne wśród kobiet. Do tych pierwszych śmiało można zaliczyć grę w szachy, w której prym wiodą, szczególnie na najwyższym szczeblu, panowie. Beth Harmon jest jednak dziewczynką, która śmiało wkracza między pionki a figury na szachownicy. Dzięki woźnemu Shaibelowi bohaterka poznaje tajniki gry i szybko odkrywa, że znacznie łatwiej niż z ludźmi, radzi sobie opracowując kolejne ruchy oraz taktyki. Sierociniec, w którym mieszka, jako jedną z form wychowawczych stosuje regularne faszerowanie swoich wychowanek środkami uspokajającymi, co niespodziewanie otwiera przed Beth całą gamę nowych odkryć związanych z szachami i możliwość doświadczania całonocnych partii. Los jednak uśmiecha się do zdolnej bohaterki, a widzowie podążają z nią w ekscytującą, długą podróż, której celem bynajmniej nie jest wygrana, a odnalezienie siebie...
Scott Frank znakomicie podołał zadaniu i zobrazował partie szachów w całej okazałości: nie ulega wątpliwości, że sport ten trudno idealnie przedstawić na ekranie, oddając cały klimat i dynamiczną atmosferę. W „Gambit królowej” starcia zostały jednak ukazane tak emocjonująco, że z zapartym tchem śledzi się kolejne poczynania Harmon na turniejach, jej sesje treningowe, realizowane w głowie akcje i ataki. Mecze szachowe stają się pojedynkami, których nawet najmniejszych szczegółów widz nie chce przegapić, a nieznajomość zasad gry w tym przypadku nie zniechęca. Nie będę ukrywać, że zdarzały mi się chwile, iż podczas oglądania recenzowanej produkcji, zamiast zatapiać się w części historii skupionej na życiowych doświadczeniach Elizabeth, czekałam na kolejne partie. Realizacja i przedstawienie turniejów szachowych zostały zobrazowane tak precyzyjnie, że poszczególne sesje nabierały rangi widowiskowych wydarzeń stojących na najwyższym poziomie. Co więcej, twórcy poświęcili sporo uwagi drobnym gestom graczy, ich zdecydowanym spojrzeniom oraz dłoniom śmiało przesuwającym figury na planszy, co serialowi dodawało jeszcze więcej animuszu – czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że szachy mogą zrodzić nawet najmocniejsze emocje?
You go, girl! - Gambit królowej
Już od pierwszych odcinków serial Netflixa stał na bardzo wysokim poziomie – scenografia, charakteryzacja, a wraz z nią historia oraz bohaterowie tworzyli kompletną całość. W swojej recenzji „Gambitu królowej” nie mogę pominąć kreacji Anyi Taylor-Joy, na której barkach scenarzyści oparli całą produkcję – i dobrze! Młoda aktorka mnie zafascynowała – jej uroda wpisywała się idealnie w stylistykę lat 60., która nieco przywodziła mi na myśl klimat „Mad Mena”, choć w wydaniu bardziej pstrokatym i kolorowym. Przeszywające spojrzenie znad szachownicy przykuwało do ekranu. W serialu nie brakowało scen, kiedy Taylor-Joy kradła całą uwagę widzów, a ja szczerze nie mogłam oderwać od niej wzroku. Wszystko to wydało mi się zaplanowanym zabiegiem scenarzystów – gra światła i padająca na aktorkę poświata, jej kreacje czy długie sekundy poświęcone przedstawieniu jej zmieniających się emocji zrobiły na mnie dobre wrażenie. W świecie zdominowanym przez mężczyzn, ultrakobieca i delikatna, ale jednocześnie inteligentna, utalentowana, agresywna i zdecydowana Harmon była niecodziennym zjawiskiem, a wszystko to było nad wyraz często podkreślane. Niezwykle płynne przejścia kamery skupiające się przede wszystkim na charakterystycznych gestach i hipnotyzującemu spojrzeniu głównej bohaterki oraz reakcji jej przeciwników sprawiały, że pojedynki szachowe nabierały głębszego znaczenia.
Poprzez cały sezon recenzowanego „Gambitu królowej” wokół szachistki naprawdę wiele się dzieje – szkoda jedynie, że wraz z upływającym czasem twórcy nie pomyśleli o zaakcentowaniu zmiany zachodzącej w Harmon, nie tylko tej fizycznej. Ze smutkiem muszę przyznać, że widzowie nie mogli obserwować szczególnych zmian zachodzących w psychice Beth, choć byliśmy świadkami niesamowitego rozwoju jej umiejętności. Taktyka szachistki podczas partii była jasna: zaatakować jak najszybciej, co nieco stało w opozycji do działań jej czołowego przeciwnika, Borgova. Sowiecki mistrz szachowy jest przeciwieństwem bohaterki – z posągowym wyrazem twarzy, który od razu przywodzi na myśl totalitarny ustrój polityczny, niczym maszyna, celnie i bezbłędnie wyznacza miejsce w szeregu kolejnym pretendującym do tytułu szachistom. Marcin Dorociński spisał się w tej roli bardzo przyzwoicie: jest zdecydowany i tajemniczy, jego milczenie i lodowate spojrzenie niejednokrotnie wyrażają więcej niż potok słów. Harmon nie jest sama – pomimo iż życie jej nie oszczędzało i naznaczyło ją trudnościami w kontaktach międzyludzkich, mogła ona liczyć na pomoc bliskich, którzy w najbardziej beznadziejnych momentach wyciągali pomocną dłoń. W serialu „Gambit królowej” nawet postacie drugoplanowe są niezwykle interesujące – Harry Beltik grany przez Harry'ego Mellinga (seria „Harry Potter”) czy Benny w oryginalnej kreacji Thomasa Brodiego-Sangstera („Gra o tron”, „Więzień labiryntu”, „To właśnie miłość”) to szachiści, którzy mieli na Beth niesamowity wpływ.
Twórcy nie bali się jednak podjąć nieco trudniejszych tematów, czyniąc szachy tłem dla głębszego przekazu. „Gambit królowej” to historia o własnych demonach, które schowane gdzieś głęboko w świadomości, prędzej czy później dają o sobie znać. Brak wiary we własne siły i piętno tragicznej historii rodzinnej sprawia, że Harmon zapada się w głębinach niebezpiecznych połączeń prochów zmieszanych z litrami alkoholu. Pomimo swojego niesamowitego talentu oraz błyskotliwości, widzowie obserwują jej kolejne wzloty i upadki, często niezrozumiałe i szkodliwe decyzje. Uosobieniem wszelkich obaw oraz strachu staje się dla Beth Borgov, przez co starcie dwóch genialnych umysłów wydaje się nieuniknione – i ma znaczenie symboliczne. Nikt nie zapomina również, że Beth jest kobietą, żyje w niełatwych czasach, a jej wkroczenie do świata mężczyzn związane jest z niemałymi kontrowersjami – uparte dążenie do swojego celu jest wielokrotnie nierozumiane, wytykane jej są typowo męskie cechy i zdecydowane postępowanie, a fakt doświadczenia wielu traumatycznych sytuacji nie ułatwia wspinania się po szczeblach kariery. „Gambit królowej” idealnie przedstawia drogę do osiągnięcia niezależności i emancypacji.
Styl i szyk - Elizabeth Harmon
Już od pierwszych udostępnianych materiałów miałam ogromne nadzieje wobec „Gambitu królowej”. Na szczęście się nie zawiodłam, a co więcej, zostałam miło zaskoczona – Netflix stworzył bardzo dobrą historię, dopracowaną pod wieloma względami i zrealizowaną w sposób przemyślany. Klimat lat 60., przedstawienie realiów ówczesnego życia kobiet oraz zanurzenie widzów w pojedynkach szachowych stojących na najwyższym poziomie to tylko kilka atutów serialu. Do mojego zestawienia dodajcie sobie charyzmatyczną odtwórczynię głównej roli oraz innych, solidnych aktorów, a otrzymacie jedną z obecnie najbardziej intrygujących produkcji giganta streamingowego. Ten miniserial jest wart uwagi, a ja go Wam szczerze polecam.
Atuty
- Kreacja Anyi Taylor-Joy
- Oddanie klimatu lat 60., który nieco przywodzi na myśl „Mad Men”
- Emocjonujące przedstawienie każdej partii szachów
- Bardzo dobra rola Marcina Dorocińskiego
- Kapitalna realizacja – szczególnie widowiskowo prezentują się turniejowe partie szachów
- Barwne osobowości bohaterów drugoplanowych
- Fabuła jest przystępna dla wszystkich widzów
Wady
- Fabuła serialu momentami traci swoje tempo
- Niektóre wątki są po prostu nudne lub wydają się niepotrzebne
„Gambit królowej” nie jest serialem tylko dla sympatyków szachów. Znakomita realizacja, bardzo dobra gra aktorska i interesująca historia to podstawowe atuty, dzięki którym powinniście skusić się na produkcję Netflixa. Anya Taylor-Joy błyszczy!
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych