Halo Infinite – recenzja gry. Król powrócił
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta? Gdy tegoroczne odsłony serii Call of Duty oraz Battlefield nie spełniły oczekiwań szerokiej publiki, niespodziewanie na imprezę wpadł spóźniony o rok Master Chief. Legenda Microsoftu proponuje pełnoprawną historię, satysfakcjonujący tryb sieciowy i w ostateczności potwierdza znakomitą końcówkę roku amerykańskiego giganta. Jak wypada Halo Infinite? Przeczytajcie naszą recenzję.
Końcówka roku miała należeć do entuzjastów strzelanek, ale po niespełnionych oczekiwaniach i wielkich problemach, nawet najwięksi fani gatunku mogli z niepokojem wyczekiwać na premierę Halo Infinite. Pragnę jednak uspokoić zainteresowanych – 343 Industries nie zawiodło wykorzystując dodatkowy rok na dopracowanie i rozbudowanie gry. Deweloperzy przyjęli nową koncepcję, rozbudowują wrażenia fanów gatunku, ale nawet w tej sytuacji nie zapomnieli o najważniejszym: Master Chiefie.
Halo Infinite przedstawia historię powracającej legendy
Akcja Halo Infinite została umiejscowiona około 18 miesięcy po wydarzeniach z Halo 5: Guardians, ale deweloperzy nie zdecydowali się na rozbudowany wstęp, który wprowadziłby graczy do akcji. W zasadzie dopiero po kilku pierwszych godzinach pojawiają się konkretne szczegóły przygody, które pozwalają połączyć opowieść z zakończeniem poprzedniej pozycji. Twórcy ponownie pozwalają nam wcielić się w Master Chiefa, który jednak na samym początku akcji ponosi sromotną klęskę. Legenda jest zmiażdżona, dryfuje w kosmosie i dość niespodziewanie zostaje uratowana przez jednego z ludzi – po chwili dowiadujemy się, że nasza rasa została pokonana przez Wygnańców. Mocarne stworzenia zdominowały Zeta Halo, a jej przywódcy rozpoczynają kolejny etap swojego mrocznego i przez długi czas niezrozumiałego planu.
Fabuła recenzowanego Halo Infinite może być dla wielu graczy odrobinę niezrozumiała, ponieważ scenarzyści z 343 Industries nie pokusili się o głębsze wprowadzenie do realiów uniwersum. Każda kolejna godzina utwierdziła mnie w przekonaniu, że deweloperzy zadbali o propozycję dla swoich oddanych fanów, a retrospekcje z życia Master Chiefa mogą wstrząsnąć najbardziej zagorzałymi entuzjastami tego IP. Twórcy nie mogli pominąć wątku Cortany i to właśnie na jej barkach jest budowana cała opowieść – gracze poznają dodatkowe wydarzenia związane z zakończeniem Halo 5, mają okazję poznać motywy potężnej SI, a nawet... Zrozumieć jej postępowanie? Jak się okazuje to właśnie wydarzenia z poprzedniej przygody Master Chiefa w bardzo ciekawy sposób zostały wplątane w najnowszą fabułę. Cortana odegrała bardzo ważną rolę w całym uniwersum i podejrzewam, że konsekwencję jej decyzji będziemy odczuwać jeszcze w kolejnych produkcjach 343. To nie oznacza, że w Halo Infinite nie pojawia się ciekawy wątek z Wygnańcami – deweloperzy wielokrotnie pozwalają nam spojrzeć na wydarzenia z między innymi Escharumem, potężną bestią, która poprowadziła rasę do zwycięstwa nad UNSC. 343 Industries zadbało o bardzo dobrą prezentację wszystkich antagonistów – nawet w tym wypadku nie zabrakło scen pozwalających zrozumieć działania postaci.
Master Chief trafia na Zeta Halo i choć nie może korzystać z pomocy Cortany, to jednak otrzymuje duże wsparcie innego SI – „Broń” odgrywa ważną rolę w fabule i zostałem mocno zaskoczony tym, jak przeładowaną emocjami opowieść zaserwowało nam w tym wypadku 343 Industries. Jestem pewien, że wielu graczy będzie zaskoczonych tym, jak często główny bohater dyskutuje ze sztuczną inteligencją... Ich wątek jest przeplatany wydarzeniami związanymi z Cortaną i muszę przyznać, że fabuła Halo Infinite mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Nie każdy doceni jej najdrobniejsze szczegóły, ale wielu graczy będzie zachwyconych propozycją twórców.
Halo Infinite skacze na głęboką wodę otwartego oświata
Twórcy Halo Infinite postanowili zrewolucjonizować serię i wrzucają Master Chiefa do otwartego świata. Gdy legendarny bohater trafia na Zeta Halo, to szybko orientuje się, że cały pierścień jest opanowany przez wrogie jednostki. Początkowo nie byłem przekonany do tej wizji, jednak szybko zrozumiałem, że deweloperzy w ciekawy sposób połączyli klasyczne doświadczenie fabularnego Halo z nową mapą. Podczas rozgrywki przemieszczamy się po dużym terenie, gdzie systematycznie spotykamy wrogie oddziały, ale mamy także okazję odbijać miejscówki oraz uwalniać żołnierzy – w ten sposób otrzymujemy dostęp do punktów szybkiej podróży. Świat nie jest jednak przeraźliwie ogromny, a deweloperzy w dobry sposób łączą liniowe misje z terenem, ponieważ w wielu przypadkach musimy dojść do punktu docelowego, gdzie następnie wchodzimy do budynku i to właśnie w takich „czterech ścianach” rozgrywa się główny wątek. Przez całą rozgrywkę tylko raz czułem, że autorzy przesadzili, ponieważ master Chief musi udać się do trzech oddalonych od siebie punktów i podróż może trwać dłużej niż samo wykonanie zadania. Jednak gdy już miałem okazję dotrzeć do celu – akcja nabierała odpowiedniego rozmachu i trudno było mi odejść od konsoli.
Ukończenie fabuły zajęło mi niespełna 11 godzin, ale poznanie historii to nie koniec zabawy, ponieważ Master Chief zdaje sobie sprawę, że ma jeszcze sporo do zrobienia na Zeta Halo. Od razu po ukończeniu głównego wątku możemy kontynuować zabawę i czyścić tereny z Wygnanych czy też innych przeciwników. Na mapie systematycznie pojawiają się kolejne punkty do odbicia oraz nawet specjalne cele do wyeliminowania – to w zasadzie bossowie w otwartym świecie i niektóre pojedynki są naprawdę wymagające. Badassów nie zabrakło także w fabule i dwa starcia mnie mocniej wymęczyły... Choć szczerze mówiąc w samej historii zabrakło takich prawdziwie epickich momentów. 343 Industries zadbało o dobrze prowadzony wątek, który nawet nie został zniszczony przez otwarty świat, ale szkoda, że nie pokuszono się o przynajmniej jedną misję z większym rozmachem... Historia Halo pamięta zapierające dech w piersiach wydarzenia, ale tak szczerze – recenzowane Halo Infinite jest w tym miejscu zbyt bezpieczne.
Nie do końca jestem także przekonany, czy deweloperzy dobrze zrobili decydując się na półśrodek związany z rozwojem Master Chiefa. Główny bohater podczas opowieści może odblokować cztery zdolności (linka z hakiem, tarcza, radar, unik), które następnie mamy okazję ulepszać – w grze jednak nie zdobywamy punktów doświadczenia, a po prostu natrafiamy na Rdzenie Spartan, dzięki którym usprawniamy sprzęt. Świetnie nowe zdolności zostały ugruntowane w historią, ponieważ eksplorując niektóre lokacje związane z fabułą natrafiamy na ciała różnych Spartan, którzy zostali wybici przez Łowców – to właśnie dzięki nim otrzymujemy dostęp do nowych zabawek. Ich liczba (4) nie powala, a nawet w tej sytuacji przez 90% gry korzystałem wyłącznie z wyrzutni liny... Tylko w kilku momentach podczas walk z Elitami musiałem włączyć radar, by widzieć przeciwnika biegnącego w moją stronę z magnetycznym mieczem. Jestem pewien, że 343 Industries powinno pokusić się o rozbudowanie progresji, ponieważ w aktualnej sytuacji – szybko można stracić chęć do walki z napotkanymi oddziałami... W klasycznych strzelankach z otwartym światem to właśnie gromadzenie XP i potencjalne odblokowanie nowych skilli zachęca do strzelania i nie omijania posterunków. W Halo Infinite trudno tak naprawdę mówić o konkretnej zachęcie i nie zdziwię się, gdy część graczy przebiegnie większość lokacji, by po prostu dostać się do fabularnych misji.
W Halo Infinite nie zabrakło najważniejszego: satysfakcji
W trakcie rozgrywki odniosłem wrażenie, że 343 Industries bało się, że przesadzi i właśnie z tego powodu w historii Master Chiefa nie zdobywamy punktów doświadczenia, a rozwój został zamknięty wyłącznie na wspomnianych Rdzeniach Spartan. Twórcy jednak pozwalają nam gromadzić punkty Waleczności – za wykonanie kolejnych zadań, odbijanie posterunków czy też ubijanie wyznaczonych celów, możemy skorzystać z drobnych dodatków w postaci przywołania pojazdu lub odebrania z bazy broni. Czasami nawet kilku żołnierzy dołącza do Master Chiefa i pomagają mu poradzić sobie z armią przeciwników – świetnie prezentują się momenty, gdy uwolnimy ocalałych, a oni chwytają za broń i ruszają do walki... Tutaj także powinniśmy otrzymać możliwość pokierowania oddziałem, jednak 343 Industries niestety nie zaryzykowało.
Deweloperzy jednak w najmniejszym stopniu nie zawiedli w temacie systemu strzelania. Bronie w Halo Infinite oferują oczekiwaną satysfakcję – tutaj niezależnie, czy korzystamy z klasycznego MA40, eliminujemy cele z BR75, sięgamy po znany i ceniony Pulse Carbine lub decydujemy się na spalający wrogów Heatwave, rażący prądem Shock Rifle czy też wyrzucający potężne, pojedyncze pociski Skewer, to zawsze możemy liczyć na oczekiwane doświadczenie. Arsenał został rozbudowany o kilka przyjemnych zabawek, które w kampanii nie zaburzają doświadczenia i chętnie sięgałem po nowy sprzęt podczas rozgrywki. Mam jednak pełną świadomość, że prawdziwym game changerem jest wspomniana wyrzutnia liny – to właśnie dzięki niej walka w Halo Infinite jest dynamiczniejsza. Sprzęt pozwala nam podlecieć do wroga lub uciec z lokacji, by zregenerować siły i dosłownie po kilku sekundach wskoczyć do akcji. Twórcy zadbali o urządzenie, które przyspiesza eksplorację i zapewnia ogrom frajdy. Niezależnie czy walczymy z potężnymi Wygnańcami, Gruntami, Szakalami, Elitami, Łowcami lub bossami – ten sprzęt zawsze się przydaje. W grze pojawia się wielu znanych przeciwników, jednak wszyscy muszą liczyć się z potęgą... Wyrzutni.
Wspomniałem wcześniej, że w Halo Infinite brakuje epickich momentów, ale wielokrotnie chętnie przystanąłem na chwilę, by podziwiać, jak ta produkcja wygląda. Twórcy zadbali o znakomite krajobrazy i Zeta Halo w wielu miejscach potrafi zachwycić. Oprawa nie w każdym miejscu prezentuje równą jakość, jednak pozytywne wrażenia buduje także soundtrack – gdy motyw przewodni pojawiał się w moich słuchawkach, to z miejsca miałem ochotę wskoczyć w stado Wygnańców i pokazać im swoje sztuczki.
Halo Infinite stawia na darmowy multiplayer
Gdy tak naprawdę dopiero w tym tygodniu wszyscy gracze będą mogli zapoznać się z kampanią Halo Infinite, to jednak tryb sieciowy został udostępniony już kilka tygodni temu – deweloperzy pozwolili zainteresowanym sprawdzić wszystkie tryby oraz mapy. Ruch zaskoczył społeczność Halo i był dużym problemem dla konkurencji – Call of Duty i Battlefield musiały mierzyć się z bezpłatną produkcją... Z mojej perspektywy jest to zdecydowanie najlepsza, sieciowa strzelanka, która zadebiutowała pod koniec roku, ponieważ nie tylko otrzymaliśmy przyzwoitą zawartość, ale przede wszystkim: to po prostu działa.
Recenzowany Halo Infinite w trybie sieciowym to „staroszkolne Halo” z przyjemnymi dodatkami oraz bardzo płynną rozgrywką. Twórcy dopracowali poruszanie się postaci, więc teraz jeszcze większą przyjemność sprawia eksploracja terenów, gdzie ponownie mamy okazję korzystać z umiejętności – choć tutaj oczywiście nie bez powodu linka czy też przykładowo tarcza są ograniczone. 343 Industries nie postanowiło brnąć w ślepy zaułek współczesnych strzelanek, gdzie time-to-kill jest zdecydowanie za krótki – w Halo ponownie musimy wsadzić serię w plecy lub nawet w głowę, by mieć pewność, że przeciwnik padnie. Nadal genialnie wypadają wszystkie akcje, gdy wymieniamy się granatami lub po prostu wpadamy na imprezę i sprzedajemy kilka bęcków z łapy – choć w tym drugim wypadku mam czasami wrażenie, że autorzy powinni dopracować odległość ataku, bo w niektórych sytuacjach ciężko wyczuć moment, gdy możemy zaatakować. Zdaję sobie sprawę, że część graczy może narzekać, że gameplay jest odrobinę za szybki, jednak jak dla mnie? Jest idealnie. Twórcy zachęcają do bardzo agresywnej gry, a łączenie sprintu ze ślizgiem, a następnie skokiem nigdy nie sprawiało mi tak dużej przyjemności.
Deweloperzy oferują rozbudowaną propozycję z botami, gdzie możemy sprawdzać bronie i podnosić swoje umiejętności, ale nie ukrywajmy – najlepsze mięsko znalazło się w Quick Play, Big Team Battle oraz Ranked Arena. Twórcy nie oferują prostego wyboru wariantów rozgrywki, więc niezależnie czy decydujemy się na rywalizację 4 vs. 4 (Quick Play/Ranked Arena) czy też zamierzamy sprawdzić swoje umiejętności w większych bitwach 12 vs. 12 (Big Team Battle), to nie otrzymaliśmy możliwości wyboru map lub trybów.
Halo Infinite nie zapewnia kontroli rozgrywki, ale trudno się tutaj nudzić
Już teraz (choć lista będzie rozbudowana) możemy sprawdzić Capture The Flag, One Flag Capture The Flag, Oddball (drużyna zdobywa punkty, gdy gracz nosi czaszkę), Slayer (klasyczny Team Deathmatch), Strongholds (zawodnicy muszą przejmować trzy strefy), a w Big Team Battle pojawiają się dwie nowe propozycje: Stockpile (drużyny zbierają „nasiona mocy”, które trzeba przynosić do bazy) i Total Control (formacje chcąc zdobyć punkt muszą jednocześnie kontrolować trzy strefy). Gracze jednak nie mogą przykładowo grać wyłącznie w Strongholds na ulubionej mapie, ponieważ deweloperzy ponownie stawiają na utworzone playlisty.
W Ranked Arena możemy zagrać w trzech trybach (Oddball, Slayer, Strongholds) na czterech mapach, w Big Team Battle mamy cztery warianty (Capture The Flag, Slayer, Stockpile, Total Control) na dwóch lokacjach, a Quick Play oferuje pięć propozycji (One Flag Capture The Flag, Capture The Flag, Strongholds, Oddball, Slayer) na siedmiu terenach. Ten brak pełnej kontroli do pewnego momentu mnie męczył, jednak szczerze mówiąc – teraz nie zwracam na to uwagi... I mam też świadomość, że pewnie nie decydowałbym się na przykładowo Oddball, choć w zasadzie dobrze się bawię biegając za „piłką”. Aktualnie najchętniej spędzam czas w rankingowych starciach – wszystko za sprawą znanych dodatków. Tutaj od początku możemy sprawdzić BR75, nie mamy drugiej broni, więc musimy zdobyć sprzęt, a takie zabawki jak wyrzutnia rakiet lub miecz energetyczny potrafią zmienić obraz gry.
Mam też pełną świadomość, że recenzowany Halo Infinite w trybie sieciowym stawia w pełni na umiejętności gracza – tutaj niezależnie, jaki sprzęt posiadamy w łapie, to najważniejsze jest, by odpowiednio z niego korzystać. Rywale nie padają zbyt szybko, łatwo można zregenerować tarczę, a wszystkie pojedynki na bliskim kontakcie dają mnóstwo frajdy. Znakomicie wypada także udźwiękowienie, ponieważ to właśnie odgłosy pozwalają określić nie tylko, z której strony biegnie przeciwnik, ale jakiej broni używa. W Ranked Arena jeden zawodnik może zrobić różnicę, ale dobrze zgrany zespół potrafi dominować na mapie... A wspominając o lokacjach – te są naprawdę przyzwoite. W zasadzie nie natrafiłem na żadną, która by wywołała u mnie negatywne emocje. Świetnie w Strongholds sprawuje się Recharge, ponieważ strefy są bardzo blisko i w zasadzie od pierwszej do ostatniej minuty jesteśmy w ciągłej akcji, a przykładowo Bazaar idealnie nadaje się do klasycznego Capture The Flag, ponieważ gracze mają trzy drogi ucieczki i zawsze podczas rozgrywki dzieje się naprawdę sporo.
Halo Infinite proponuje bardzo wolną progresję
Sporo już powiedziano na temat progresji Halo Infinite i muszę przyznać jedno – bywało lepiej. Twórcy wyraźnie próbują zareagować i przyspieszyć zdobywanie punktów doświadczenia, jednak aktualnie najszybszą opcją gromadzenia XP jest wykonywanie wyzwań... I właśnie tutaj pojawia się pewna niedogodność związana z brakiem pełnej swobody wybierania trybów. Czasami musimy rozegrać mecz w Capture The Flag i wykonać wyznaczone zadania, jednak nie zawsze mamy pewność, że nawet na 5 spotkań natrafimy na CTF. To wszystko sprawia, że propozycja 343 Industries może irytować. Rozumiem ideę darmowego trybu multiplayer, jednak nawet w tej sytuacji odnoszę wrażenie, że gracze powinni znacznie szybciej odblokowywać nowe przedmioty w Przepustce Bojowej. Czasami podczas rozgrywki wpadają nowe elementy wyposażenia czy też inne dodatki, jednak powiedzmy sobie szczerze: twórcy nas nie rozpieszczają. Wszystkie przedmioty do zdobycia lub kupienia są wyłącznie związane ze sferą wizualną, więc nie musicie się obawiać, że przeciwnik z większym budżetem wyskoczy na arenę z mocniejszą bronią, jednak nawet w tej sytuacji system progresji powinien działać lepiej.
Mimo to Halo Infinite oferuje znakomitą zabawę w całym multiplayerze i mając okazję grać we wszystkie strzelanki z drugiej połowy 2021 roku mogę śmiało powiedzieć – 343 Industries nie zawiodło oferując najbardziej spójną, przemyślaną i zarazem bogatą propozycję. Trudno mi tak naprawdę odejść od gry i bardzo szybko pojawił się u mnie syndrom „jeszcze jednego meczu”.
Na Halo Infinite czekaliśmy długo, ale... Było warto
Nie możemy mieć pewności, jak Master Chief prezentowałby się w dniu premiery Xboksów Series X|S, ale Microsoft nie chciał ryzykować. Z perspektywy czasu twórcy nie mogą żałować, bo dostarczają na rynek kapitalny shooter, który będzie tylko i wyłącznie lepszy – w końcu dopiero dojdzie kooperacja do kampanii oraz Forge. Już teraz otrzymujemy poruszającą fabułę oraz obłędnie satysfakcjonujący tryb multiplayer. Nadal można przypudrować niektóre mankamenty, jednak w obecnej sytuacji – Halo Infinite to zdecydowanie najlepsza strzelanka 2021 roku.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Halo Infinite.
Ocena - recenzja gry Halo Infinite
Atuty
- Pełna emocji i trzymająca w napięciu historia
- Twórcy w mądry sposób łączą otwarty świat z liniowym doświadczeniem
- Sporo do zrobienia w grze po ukończeniu kampanii
- Znakomity system strzelania (w kampanii i PVP), który sprawia, że chcesz grać
- Linka to prawdziwy game changer. Teraz akcja jest dynamiczniejsza, a gracz chce ryzykować
- Bardzo dobre i przemyślane projekty map (PVP)
- Arsenał został rozbudowany, ale stare zabawki nadal sprawiają odpowiednią frajdę
- Gameplay jest płynniejszy i szybszy (PVP), co bardzo pozytywnie wpływa na wrażenia
- Tryb multiplayer jest dostępny za darmo!
Wady
- 343 Industries w kilku miejscach nie zaryzykowało (kampanii)
- Fabule brakuje epickich momentów
- Brak odpowiedniej zachęty do eliminowania wrogów w kampanii
- System progresji (PVP) nadal nie rozpieszcza
Nie potrafię oderwać się od tej gry. Halo Infinite zapewnia ogrom frajdy, a każdy zakończony mecz zachęca mnie do kolejnego. Kampania zaskoczy wielu i potwierdza: to nie koniec problemów Master Chiefa. Twórcy mają plan na więcej atrakcji, więc już teraz możemy zacierać rączki.
Graliśmy na:
XSX|S
Przeczytaj również
Komentarze (213)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych