Recenzja gry: Castlevania: Lords of Shadow 2

Recenzja gry: Castlevania: Lords of Shadow 2

JaMaJ | 26.02.2014, 12:39

Lords of Shadow mianowało siebie rebootem serii. W rzeczywistości było to bardziej rekonstrukcja tematu, która w pewnych aspektach postawiła świat Castlevanii na głowie. Bez wdawania się w szczegóły - dla niezaznajomionych z tematem był to przyjemny slasher z ciekawym twistem fabularnym, z kolei dla fanów był to albo ciepło przyjęty spin-off i dywagacja na temat możliwych wydarzeń (ci bardziej otwarci na nowości), albo powód do rwania włosów z głowy i narzekań, że jest 'za mało Castlevanii w Castlevanii' (konserwatywni hardcore'owcy).

Ludzie nie przepadają za drastycznymi zmianami w swoich ulubionych seriach, także jeżeli ktoś nie jest łasy na nowości i jedynymi prawdziwymi Castlevaniami są dlań wydania 8-bitowe to oczywistym jest, że nie ma tu czego szukać. Jeżeli jednak należysz do wyznawców serii, ale Lords of Shadow średnio przypadła Ci do gustu z powodu opisanego w poprzednim akapicie, to wiedz, że czeka Cię miła niespodzianka.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Pierwszą część z Castlevanią łączył tytuł gry, obecność wampirów, nazwisko głównego bohatera i dzierżona przez niego broń. Fabuła oderwana była od kanonu i to z tej przyczyny producent przyszył grze łątkę restartu serii. Część druga zgrabnie wplata wydarzenia z Lords of Shadow w poprzednie odsłony serii, co wypada dość ciekawie. Ciekawie jak na realia 'castlevaniowe', czego nie należy mylić z powszechnie rozumianą odkrywczością i oryginalnością. Oto, po tysiącu latach snu, Drakula budzi się do nie-życia, by stawić czoła anihilowanemu niegdyś większemu złu. Jednocześnie posiadając świadomość swojego dawnego 'ja' szuka sposobu na permanentne opuszczenie tego świata. Jego wzniosłe pragnienia nie przyćmiewają faktu bycia Księciem Ciemności, a co za tym idzie, nie przeszkadzają mu w brutalny, krwawy i bezkompromisowy sposób zaspokajania swoich wampirzych potrzeb. Nie będę wdawał się w dalsze szczegóły, gdyż 1) zarys fabuły slashera nie jest czymś dla czego nowicjusz w temacie Castlevanii kupi Lords of Shadow 2, a 2) chciałbym zostawić ten element gry jako niespodziankę do odkrycia dla fanów serii.


 

EU SUNT DRACUL!

Głównym mankamentem Lords of Shadow była sztywno ustawiono kamera bez możliwości jej kontrolowania. Śpieszę donieść, że niedogodność tę wyeliminowano, co przełożyło się na szersze możliwości eksploracji i bardziej szczegółowe myszkowanie. I to właśnie dostęp do swobodnego zwiedzania drakulowego zamczyska i terenów przyległych jest jedną z dziesiątek nowych rzeczy, które przywołują wspomnienia z obcowania ze starszymi przygodami łowców wampirów. Jak łatwo się domyślić, jako świeżo wybudzony krwiopijca, nie dysponujemy pełnym arsenałem zagrań, więc wiele lokacji pozostaje niedostępnych. Oczywiście do czasu przypomnienia ich sobie, tudzież zdobycia przez Drakulę. Zdolności te głównie jednak pełnią rolę oręża służącego do eliminowania piekielnego pomiotu, a dopiero w drugiej kolejności usprawniają logistykę, dzięki czemu Castlevania: Lords od Shadow 2 nie zapomina czym jest - slasherem z krwi i kości. Już 'jedynka' w tym względzie prezentowała się wyśmienicie, a 'dwójka' jeszcze rozwija ten system.
 
Jasna oraz ciemna moc z Lords of Shadow została zastąpiona Void Swordem - krótkim mieczem, którego celne ciosy uzupełniają poziom krwi Drakuli oraz Chaos Claw, który to z kolei pozwala przebijać się przez tarcze i pancerze cięższych przeciwników. Używanie tych dwóch rodzajów ekwipunku i umiejętne nimi dysponowanie stanowi klucz do zwycięstwa w co cięższych walkach. Dają one również dostęp do nowych ciosów i kombosów, których nauczenie się i odpowiednie egzekwowanie na polu walki wprowadza istne danse macabre do niezbyt złożonego, jakby się wydawało, systemu. Nie jest nam dane jednak nagminne używanie owych broni. Zużywają one poziom mocy Drakuli, który to napełnia się podczas skutecznej likwidacji wrogów, samemu starając się unikać obrażeń. Oczywiście poza magicznym ekwipunkiem operujemy sztandarową broń serii - biczem. Brak specjalnych mocy nadrabia on zasięgiem, szybkością, zróżnicowaniem ciosów i zajebistością. Do tak zmyślnego systemu dochodzą jeszcze wspomniane wcześniej zdolności. Rzut sztyletem plus jego wariacje w zależności od używanej w danym momencie magii, dekoncentrowanie przeciwnika chmarą nietoperzy bądź unikanie ciosów pozostając pod postacią mgły. Mało? Za pazuchą chowamy dodatkowo relikty wspomagające nasze czyny. Spowalniają przeciwników, zapewniają nieskończone pokłady mocy, odnawiają życie - ot, ratują nam tyłek z podbramkowych sytuacji. 
 
Korzystając z krwi poległych przeciwników jako waluty możemy odblokowywać przeszło 50 dodatkowych ciosów. Większość z tych manewrów na wyższych poziomach trudności jest wręcz niezbędna przy próbach likwidacji wrogów. Wrogów, którzy zróżnicowani są we wszystkich aspektach. Poznanie ich zakresu ruchów, zdolności i mobilności może stanowić różnicę pomiędzy naszym być, a nie być. Na każdego przydaje się inna taktyka i tylko od naszego zaangażowania zależy widowiskowość i efektywność walk. Tak duża różnorodność zdolności i ciosów sprzyja rozwojowi własnego stylu walki i trzeba przyznać, że nawet potyczki z mięsem armatnim dostarczają dużych pokładów przyjemności. Z kolei walki z bossami to już klasa sama w sobie. Nie chwytają nas one tanią efektownością, ale są po prostu genialnie zrealizowane. Design monstrów nie ma sobie równych, ale to sposób walki z nimi wysuwa się na prowadzenie. Nie panują tu jakieś specjalne, oderwane od nurtu zasady rozrywki - to właśnie surowość tych potyczek tak przykuwa do telewizora. Żadnych (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami) QTE i fajerwerków. Tylko umiejętności gracza i odpowiednie manewrowanie zdolnościami.


THAT'S WHY THE POWER OF YOUR GOD CANNOT DESTROY ME... BECAUSE I AM HIS CHOSEN ONE!

Unicestwiane stwory to nie byle standard w tego typu grach, Jest to standard ustanowiony przez Castlevanię. Tu znowu do głosu dojdą dwa obozy graczy i podczas gdy jedni spotkawszy Meduzę zaczną się unosić, że 'ale brak oryginalności, Meduza już była w God of War!', tak ci drudzy gdy usłyszą o Gorgonach w Lords of Shadow 2 tylko delikatnie uśmiechną się gdy przypomną sobie Meduzę w Castlevanii... sprzed 30 lat. Nie tylko bowiem swobodna eksploracja, ale i lore stanowi nawiązanie do klasycznych odsłon serii. Lore, które wzorem części pierwszej zostało skrzętnie opisane w dzienniku. Każda jedna zdobyta w grze rzecz, napotkana osoba czy znaleziony list zostaje, poza opisem, opatrzony pięknym artworkiem, co głębiej pozwala wczuć się w klimat i rozwija to i tak ogromne już uniwersum. Nazwy ekwipunku, bossowie, postacie, odniesienia - wszystko to stanowi smaczki, wartość dodaną dla wiernych fanów Castlevanii.
 
Lords of Shadow 2 dostarcza rozrywki w wielu aspektach. Poza spektakularnymi walkami i rozległą eksploracją, również elementy platformowe prezentują się nie najgorzej. Nie są nachalne, nie są też specjalnie wysublimowane. Spełniają one swoją rolę zapewniając chwilę oddechu przed niechybną walką czekającą nas po ukończeniu wspinaczki. Stealth również jest tu obecne i ten element wypada zdecydowanie najgorzej i na tle innych atrakcji wydaje się po prostu zbędny. Sekcje, które zmuszeni jesteśmy pokonywać cichaczem, można jednak policzyć na palcach obu rąk i nie nastręczają one specjalnych problemów, ale mimo wszystko gra traci troszkę na klimacie i wybija nas z dość szybkiego tempa gry. Największy swój zarzut kieruję jednak w stronę grafiki. O ile w późniejszej części gry prezentuje się ona wzorowo i potrafi zauroczyć szczegółowością odwiedzanych lokacji, tak jakość cut-scenek momentami woła o pomstę do piekła. Wszędobylska ziarnistość, niskiej jakości tekstury, kompresja i nie kujący, ale uderzający strzała między oczy aliasing nie pozwala skupić się na treści prezentowanej sceny. Wydana w 2010 roku poprzedniczka prezentowała się lepiej. Jest to feler początkowych godzin gry i później, na przykład w teatrze, w temacie wizualiów absolutnie nie ma się do czego przyczepić. Filmiki na silniku wyglądają jak rendery, są ostre jak żyleta i aż trudno uwierzyć, że to ta sama gra. Nie wiem z czego wynika tak słaba jakość grafiki na samym początku gry, jednak w tym aspekcie widać, że brak współpracy z Kojima Productions musiał odcisnąć swoje piętno. Po przełknięciu tej gorzkiej pigułki pozostaje w ustach słodki, orzeźwiający posmak. W temacie płynności bowiem ciężko będzie wskazać inną grę, która trzyma tak stałą liczbę wyświetlanych klatek na sekundę przy takiej zadymie jaką oferuje Lords of Shadow 2.


 

I AM YOUR FURY. I AM YOUR HATE. I AM YOUR VENGEANCE.

Lords of Shadow 2 jest grą mroczną i z racji słabości Księcia Ciemności nie uświadczymy tu ani przyjemnych dla oka naturalistycznych pejzaży, kolorowych łąk, ani nawet promieni słońca. Wydawałoby się, że tak ograniczona paleta barw i wszędobylski mrok, puste ulice i zatęchłe korytarze szybko się znudzą i nie zaoferują wiele przyjemności. Nic bardziej mylnego. Nie licząc przestarzałego już silnika i graficznych niedociągnięć, wartości produkcyjne prezentują się okazale. Zróżnicowane lokacje wypełnia tysiące detali i nawet podczas przechadzki kanałami zawiesimy wzrok na niecodziennych rzeźbach. Idealnie wyważone proporcje pomiędzy głównymi elementami składowymi gry (walka, eksploracja, stealth, platformówka) przeciwdziałają odczuwaniu nudy. Design przeciwników spod dłuta szaleńca i system walki, który wymusza kombinowanie, szukanie taktyk. Wysoki poziom trudności i podstawowy czas gry dobijający do 20 godzin. New game +. Challenge, których stopień trudności separuje chłopców od mężczyzn. Takich gier już się teraz nie robi. Tania efektowność i szybki szpil to znak naszych czasów. Castlevania jak zawsze broczy pod prąd nie oglądając się na innych. To dzięki oślej upartości właścicieli marki, możemy w dalszym ciągu obcować z tytułem, który jest częścią naszego growego DNA. Który pomimo technicznych (momentami grafika) i technologicznych (stealth) niedociągnięć oraz upływu lat w dalszym ciągu posiada ten sam czar, którego nie sposób pomylić z niczym innym.
 
Gra zapewne, co jest niejako wizytówką serii, nie odniesie komercyjnego sukcesu i docenią ją tylko nieliczni, ale posługując się słowami Drakuli: 'who knows what fate has in stores'.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Castlevania: Lords of Shadow 2.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Castlevania: Lords of Shadow 2

Atuty

  • design przeciwników
  • walki z bossami
  • metroidvania
  • system walki
  • Castlevania kanonu

Wady

  • fabuła nie porywa
  • nierówna grafika
  • mało odkrywcza gameplay'owo
  • sekcje skradankowe

Castlevania z prawdziwego zdarzenia z całym okalającym go lore. Dla fanów serii i miłośników hack-n-slashy konieczność. Kratos może i był bardziej brutalny i ładniejszy, ale w starciu jeden na jednego z Drakulą szanse są wyrównane.

cropper