Recenzja gry: Transistor
Cieszy mnie niezmiernie, że Supergiant Games nie poszło po linii najmniejszego oporu i nie wydało drugiej części Bastiona. W zamian dostaliśmy produkcję nie mniej ciekawą, która zauroczyła mnie od pierwszych minut swoim cyberpunkowym klimatem i obłędną stylistyką.
Autorzy gry nie porzucili kompletnie rozwiązań zastosowanych w swojej poprzedniej produkcji, ponownie serwując nam charakterystyczną i niezwykle barwną oprawę oraz izometryczny rzut kamery. Mechanika rozgrywki uległa jednak znaczącej metamorfozie, czemu można tylko przyklasnąć.
Kto mieczem wojuje...
Już od pierwszych minut gry w powietrzu czuć atmosferę Deus Exa i znanego fanom anime Ghost in the Shell. Cyberpunkowy klimat co jakiś czas wzbogaca wodewilowa estetyka, co ma związek z główną bohaterką gry. A jest nią niejaka Red, która z miejsca stała się jedną z moich ulubionych heroin w grach wideo. Dziewczyna wykonuje zawód piosenkarki pełniąc rolę estradowej gwiazdy w futurystycznym mieście Cloudbank. Podczas jednego z koncertów w nocnym klubie zostaje zaatakowana przez tajemniczą organizację Camerata, traci głos, ale uchodzi z życiem.
W jednej z pierwszych scen gry widzimy wyludnione już miasto zaatakowane przez maszyny zwane Procesem oraz Red stojącą nad trupem człowieka przebitego Transistorem - wielkim mieczem o ogromnej mocy. Chwilę później okazuje się, że ów oręż przejął osobowość ofiary i przemawia do niemej bohaterki głosem Logana Cunninghama, znanego z roli narratora w grze Bastion. Co więcej, jego głos wydobywa się z głośniczka pada, co wypada wprost rewelacyjnie. Bardzo szybko buduje się bowiem więź pomiędzy graczem, Transistorem i Red.
Senna rzeczywistość...
Co najciekawsze, fabuła została doskonale wpisana w system walki. Nowe funkcje Transistora to tak naprawdę osobowości kolejnych uśmierconych osób w Cloudbank. Możemy poczytać ich biografie i dowiedzieć się co robili w życiu. Z racji tego, że gra doczekała się polskiej lokalizacji (napisy), wszystko podano w rodzimym języku. I w mojej opinii wyszło to znakomicie. Kolejne zdolności zdobywamy co kilkanaście minut i możemy je przypisać do jednego z czterech funkcyjnych przycisków. Robimy to tylko i wyłącznie w specjalnych punktach dostępu. Sam gameplay jest hybrydą hack and slasha z turówką. Bohaterka może swobodnie przemieszczać się po planszy, chować za osłonami i atakować wrogów jednym z czterech przypisanych ataków. To jednak za mało, by pokonać niektórych przeciwników, zwłaszcza jeśli chodzi o większe grupy i bossów. Prawdziwa zabawa zaczyna się po aktywacji trybu taktycznego. Po naciśnięciu spustu czas staje w miejscu, a my możemy zaplanować kolejne działania. Oczywiście ogranicza nas pasek ruchu, a po wykonaniu całej akcji Red przez chwilę staje się bezbronna i musi ukrywać się przed atakami wrogów aż do momentu regeneracji sił.
Strategia matką sukcesu...
Cyberpunkowe piękno...
Autorzy gry świetnie też poradzili sobie z poziomem trudności, który podobnie jak system walki powiązano ze scenariuszem. W Transistorze można aktywować różnego rodzaju Ograniczniki, które zwiększają wytrzymałość przeciwników, zmniejszają ilość punktów PAM na zdolności czy znacznie skracają długość naszych ruchów w trybie planowania. Im więcej ograniczników uaktywnimy tym szybciej rozwijać będzie się postać (bonusowy exp), jednak należy pamiętać, że znacznie zwiększa to poziom trudności walk. Nie sposób w tym momencie nie wspomnieć o komórkach, które pojawiają się, gdy pokonamy wroga. Jeśli nie zbierzemy ich w określonym czasie nasz oponent ponownie się odrodzi, dlatego czasem zamiast atakować musimy skupić się na defensywie. Zamykając temat Ograniczników dodam, że jeden z nich powoduje, iż wspomniane komórki zyskują dodatkowo osłonę, więc planując kolejne akcje musimy zając się ich zniszczeniem. A to zabiera cenny czas.
Dla tych, którzy będą chcieli zgłębić możliwości konfiguracji Trasistora i efekty działań poszczególnych funkcji przygotowano miejscówkę służącą jako baza wypadowa. Można tu levelować postać biorąc udział w szeregu testów. Szkolimy szybkość, umiejętność planowania, właściwy dobór zdolności do sytuacji na polu walki czy po prostu siłę przetrwania (odpieranie kolejnych fal atakujących Procesów). Miejscówka przypomina wyglądem senną wyspę - można tu także poodbijać sobie piłkę plażową, położyć się na hamaku rozmyślając nad życiem czy odblokować całą masę świetnych utworów muzycznych. Oprawa audio to zresztą klasa sama w sobie. Nastrojowe kawałki mieszają się z elektroniką, a wszystko to spinają magiczne utwory wokalne. Przytrzymując spust Red może zanucić aktualnie odtwarzany w tle kawałek, z czego korzystałem nader często. To zdecydowanie jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w grach wideo z jakimi miałem styczność w ostatnich latach.
Sferze audio nie ustępuje grafika. Cyberpunkowa metropolia gdy trzeba jest zimna i bezbarwna, jednak przez większość czasu zwiedzamy miejscówki pełne ciepłych kolorów. Miasto skąpane jest w świetle neonów, latarni i blasku słońca – futurystyczna baśń to chyba idealne określenie tego, co widzimy przemierzając kolejne dzielnice. Sama Red to nie mniej urocza istota, która cały czas ciąga za sobą szorujący o ziemię miecz, co przypomniało mi nieco Piramidogłowego. Co jakiś czas towarzyszą nam krótkie animacje zrealizowane skromnie, ale ze smakiem. Dodatkowo część z nich, jak chociażby jazda na motorze, jest interaktywna. Niech o jakości oprawy świadczy fakt, że jest to jedna z tych produkcji, w której z opcji Share korzystałem z ogromną przyjemnością. Szkoda jedynie, że nasza przygoda dość szybko się kończy. W towarzystwie Red spędziłem 8 upojnych godzin i z chęcią poflirtowałbym z nią trochę dłużej. O ile tylko deweloper nie zaserwowałby bactrackingu, który pod koniec gry niestety występuje. Pocieszeniem jest opcja New Game + z możliwością zachowania zdobyczy z poprzedniej sesji, jednak widząc napisy końcowe poczułem leciutki niedosyt. Uczucie to nie minęło nawet, gdy zacząłem analizować znakomity scenariusz i zachwycać się kunsztem artystów odpowiedzialnych za oprawę audio-wizualną. Mimo to Transistor na swój sposób definiuje pojęcie "indyka AAA", stajać się flagowym przedstawicielem tego gatunku.
Ocena - recenzja gry Transistor
Atuty
- Więź Red z Transistorem
- Świetny, niedosłowny scenariusz
- Polska lokalizacja
- Doznania audio-wizualne
- Wciągające walki
- Ustawienia poziomu trudności
Wady
- Trochę za krótka
- Bactracking na samym końcu
Jeden z najlepszych indyków AAA, w jakie miałem okazję zagrać. Brać bez mrugnięcia okiem.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych