Recenzja gry: Diablo III: Reaper of Souls - Ultimate Evil Edition
Diablo III to bez wątpienia znakomita produkcja, przy której można zatracić się na wiele godzin. Jednak dopiero Reaper of Souls: Ultimate Evil Edition pokazuje, jak powinna wyglądać trzecia odsłona sagi o walce z diabelskim pomiotem w momencie swojej premiery. Jest lepiej, więcej, ładniej i dłużej.
Nowe Diablo na pierwszy rzut oka nie różni się specjalnie od poprzedniej wersji (recenzje znajdziecie tutaj), ale jak to zazwyczaj bywa - "diabeł" tkwi w szczegółach. W kwestii zawartości i balansu rozgrywki Blizzard zrobił ogromne postępy. I to właśnie na zmianach zamierzam skupić się w poniższej recenzji.
Akt I - Dynamika
Zacznijmy od kwestii technicznych. Oprawa na konsolach poprzedniej generacji to tak naprawdę kilka kosmetycznych poprawek - tytuł pręży muskuły dopiero, gdy odpalimy go na nowych sprzętach Sony i Microsoftu. Oko cieszy stałe 60 klatek i 1080p, co przy ogromnej zadymie i ścielącym się gęsto trupie wygląda momentami mocarnie. Podczas kilkudziesięciu godzin gry animacja zwolniła mi może 5-6 razy i to tylko w chwilach, gdy na ekranie wyskakiwała informacja o awansie na wyższy level, lub akurat używałem jakiejś zdolności na atakującej mnie ze wszystkich stron hordzie wrogów. Nie jest to z pewnością szczyt możliwości graficznych systemów ósmej generacji, ale są momenty, w których można nacieszyć oko. Sterowanie podobnie jak w pierwowzorze świetnie przełożono na konsolowy język - w tej kwestii sprawdza się znakomicie zwłaszcza nowy DualShock. Korzystanie z panelu dotykowego jest bardzo intuicyjne, a jego klikniecie błyskawicznie przenosi nas do ekranów zarządzania postacią. Ponadto fajnym smaczkiem są różne kolory lampki ledowej, które przypisano do poszczególnych postaci.
Lampki to oczywiście pierdoła - o wiele ważniejszy jest fakt, że rozgrywka nabrała jeszcze bardziej zręcznościowego charakteru. Tytuł zachęca nas do podkręcenia dynamiki kolejnych starć dzięki przemodelowaniu systemu naliczającego doświadczenie podczas combosów. Teraz budowanie łańcuchów kolejnych zabójstw jest po prostu bardziej opłacalne. Im więcej piekielnego pomiotu ukatrupimy podczas jednego comba, tym większy mnożnik doświadczenia nabijemy. Podobna sytuacja ma się z przedmiotami i elementami otoczenia - im więcej ich rozwalimy podczas jednej kombinacji, tym większy bonus do prędkości poruszania się postaci uzyskamy. Podczas tych zabójczych szarż z przeciwników wypadają również świecące kule, które mogą zwiększyć zadawane obrażenia. Tak - nasza postać to teraz istna maszynka do mielenia mięsa. Przemierzając kolejne lochy i jaskinie zawsze planowałem swoje ruchy tak, by tworzyć łańcuchy zabójstw zostawiające za sobą setki martwych maszkar. Pospiech jak najbardziej wskazany. Jest bardziej konsolowo i to właśnie chodziło!
Akt II - Loot 2.0
To oczywiście dopiero początek zmian, jakie czekają na nas w Ultimate Evil Edition. Zaimplementowanie systemu Loot 2.0. to kolejny element, który umila nam czas spędzony przy grze. Przedmioty, które wypadają podczas zwiedzania świata mają teraz bardziej unikalny charakter i łatwiej trafić na legendarne elementy uzbrojenia i pancerza. Innymi słowy - zamiast masy śmieciowego wyposażenia zbieramy częściej takie, które pasuje do naszej klasy postaci. A nic przecież nie cieszy tak, jak widok świecącej na żółto (bądź zielono w przypadku zestawów) poświaty, unoszącej się nad przedmiotem wypadającym z rozbebeszonego demona. Ponadto zbierany loot ma teraz ciekawsze właściwości, więc warto dobrze sprawdzać, czy dana część uzbrojenia nie dodaje czasem bonusów wpisujących się doskonale w nasz styl gry.
Oczywiście Diablo nie może obejść się bez zwiększanie potencjału bojowego naszego wojownika. Maksymalny poziom doświadczenia podniesiono do 70, a po jego wbiciu możemy masterować poszczególne statystyki postaci dzięki systemowi Paragon. O ile jednak w poprzedniej wersji gry można było nabić jedynie sto poziomów mistrzowskich, tak tutaj paragony możemy trzepać w nieskończoność robiąc z naszego wojaka jeszcze potężniejszą maszynę do zabijania piekielnych pomiotów. W akcie drugim naszej recenzji nie sposób nie wspomnieć o możliwości przeniesienia swojej postaci z poprzedniej wersji gry - i co najciekawsze - również międzyplatformowo. Oznacza to, że grając wcześniej na Xboksie 360 możemy bez większych problemów kontynuować przygodę na PS4. Cała zabawa z importem bohaterów jest prosta jak konstrukcja cepa (swoją drogą - kto z Was wie jak zbudowany jest cep? :). Wystarczy tylko przenieść swój stan gry na serwery Blizzarda wykorzystując wersje gry na PS3 i X360, a następnie importować go na nowych platformach. Panowie z Blizzard wiedzą jak zrobić nam dobrze. Z drugiej strony boli trochę fakt, że posiadacze poprzedniej wersji Diablo nie mogą zakupić jedynie piątego aktu wraz z dodatkami, co zmusza ich do ponownego sięgnięcia po pełną grę. Szczęście w nieszczęściu, że jej cena jest niższa od nowości wydawniczych.
Akt III - Zawartość
Jedną z największych atrakcji "nowego" Diablo jest piąty akt - Reaper of Souls - którym pecetowi gracze mogą cieszyć się już od jakiegoś czasu. W moim osobistym odczuciu to najlepszy rozdział w całej grze. Głównie dlatego, że nieco cukierkowa stylistyka poprzednich aktów została tu zastąpiona przez mroczne scenerie cmentarzy, bagien, gotyckich katedr i posępnych uliczek biegnących szlakiem skąpanych w mroku kamienic. Ponadto znacznie więcej tu zróżnicowanych zadań dodatkowych - wszystko jest bardziej skondensowane, dzięki czemu eliminowanie kolejnych sługusów Malthaela, a następnie jego samego, sprawia ogromną frajdę. Konsolomaniacy dostali też w końcu szóstą postać. Do Barbarzyńcy, Mnicha, Łowcy Demonów (mój faworyt), Czarodzieja i Szamana dołączył Krzyżowiec, co wpłynęło przy okazji na lekkie rozbudowanie niektórych wątków fabularnych i dialogów. Piąty rozdział pozwala też na skorzystanie z pomocy Wieszczki, która para się Zaklinaniem oraz Transmogryfikacją. Ta pierwsza opcja pozwala zmieniać właściwości magiczne uzbrojenia, druga z kolei oferuje zmianę jego wyglądu.
Prawdziwym rarytasem dla wszystkich hardkorowych wyznawców kultu Diablo jest tryb Przygodowy (Adventure). Odblokowujemy go po ukończeniu piątego aktu - nie ma tu wstawek filmowych i fabuły jako takiej. Zyskujemy za to dostęp do ogromnej mapy świata ze wszystkimi znanymi lokacjami z pięciu aktów, między którymi możemy się swobodnie przemieszczać. Świat wypełniony jest całą masą zleceń, które wymagają zazwyczaj wybicia określonej liczby wrogów, przetrwania kilku fal następujących po sobie ataków czy ubicia jakiegoś elitarnego wroga czy bossa. Jeśli na danej mapie wypełnimy wszystkie zadania zostajemy nagrodzeni bonusowych doświadczeniem oraz masą fantów, które odbieramy w wioskach u Tyraela. Im więcej zleceń wykonamy tym więcej specjalnych krwawych odłamków (Blood Shards) wpadnie w nasze ręce. Służą one za walutę u pewnego tajemniczego handlarza oferującego nowy sprzęt generowany losowo podczas zakupów. Brnąc dalej w tryb przygodowy odkrywamy, że możemy też kolekcjonować specjalne kamienne klucze otwierające drogę do szczelin Nefalemów. Gdy wejdziemy już w posiadanie odpowiedniej ilości takich kluczy możemy w obozach odblokować tajemny portal przenoszący nas do generowanych losowo lokacji wypełnionych masą wrogów. Oczywiście czeka tu na nas lepszy loot, więcej złota, doświadczenia i championów do ubicia. Szczelinę można jednak zaliczyć dopiero, gdy odpowiednią ilością zabójstw wywołamy do walki jej strażnika. Nie muszę chyba dodawać, że jego ukatrupienie to kolejny pakiet tłustych nagród?
Akt IV - Multiplayer
"Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę" - ten kultowy cytat z serii Baldur's Gate pasuje jak ulał do Diablo. Już poprzednia wersja gry zachęcała do wspólnych wojaży, zarówno na kanapie jak i przez sieć. Teraz dodano kilka elementów, które jeszcze bardziej integrują społeczność graczy. Znakomitym pomysłem jest choćby Nemesis. Nie mam tu na myśli sympatycznego kata z serii Resident Evil, a system, który przenosi do naszej gry przeciwnika, z którym nie poradził sobie nasz ziomek z listy przyjaciół. Gdy zobaczymy takiego zabójcę kolegi w naszej grze, wyświetli się odpowiednia informacja, a my będziemy mogli posłać go tam, gdzie pieprz rośnie. Poza nagrodami przyniesie to również inne korzyści. Jedni ucieszą się z tego, że pomścili towarzysza niedoli, drudzy będą zacierać ręce, że okazali się lepsi od tego cieniasa z sieci. W obu przypadkach satysfakcja gwarantowana.
Cieszy fakt zaimplementowania lepszego podziału łupów podczas kanapowych sesji. Teraz pojawiające się przedmioty trafiają automatycznie do gracza, któremu lepiej pasują pod względem klasy. Udoskonalono też system wymiany złotem i wyposażeniem. Co ciekawe podczas samotnych sesji możemy znaleźć legendarne przedmioty przypisane do danego znajomego. Wystarczy potem, że skorzystamy ze specjalnej skrzynki pocztowej i wyślemy prezent do odpowiedniej osoby. A warto dodać, że takie podarunki są zawsze skalowane do klasy i aktualnego poziomu doświadczenia postaci kierowanych przez znajomych z PSN czy XBL. To wszystko sprawia, że multi w Diablo ponownie angażuje na wiele wypełnionych szlachtowaniem demonów godzin.
Akt V - Poziom trudności
Ocena - recenzja gry Diablo III: Reaper of Souls - Ultimate Evil Edition
Atuty
- Masa nowości usprawniających rozgrywkę
- Piąty akt i dodatkowa postać
- Większa dynamika
- Jeden z najlepszych co-opów na konsole
- Tryb przygodowy
Wady
- Nie zakupimy samego dodatku na poprzednią generację konsol
Nie ma wątpliwości, że jest to najlepszy hack'and'slash na konsolach. Tak powinno wyglądać Diablo III w momencie premiery - kompletna wersja gry, przy której spędzicie wiele miesięcy.
Przeczytaj również
Komentarze (58)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych