Kolejny rok, kolejna edycja gry spod szyldu WWE. Popularna seria prezentująca zmagania zawodowych zapaśników największej na świecie federacji pro wrestlingowej stała się pewnym punktem corocznego jesienno-zimowego maratonu gier, którym zmienia się cyferka na końcu nazwy.
Czy tegoroczne wydanie, najprawdopodobniej ostatnie na konsole ubiegłej generacji, wniosło coś nowego, a może jest tylko klasycznym skokiem na kasę? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.
Dalsza część tekstu pod wideo
No Pain, No Gain!
W telegraficznym skrócie należy przybliżyć istotę gier WWE i pro wrestlingu samego w sobie. Jest to bijatyka inna niż wszystkie, połączenie wielkiego show i mrożącego krew w żyłach sportu walki, jedyne takie widowisko na świecie. Federacja jest prawdziwym fenomenem na skalę światową, a jej włodarze są odpowiedzialni za stworzenie zjawiska zwanego sports entertainment, czyli rozrywką sportową. To co dzieje się poza ringiem, historia, fabuła, jest równie ważne jak to, co ma miejsce na arenie zmagań współczesnych gladiatorów. Różne formuły walk umożliwiają stworzenie interaktywnego przedstawienia, powstającego na bieżąco serialu, opery mydlanej dla panów, która porywa miliony na całym świecie. Pro wrestlerzy to nie tylko fighterzy z prawdziwego zdarzenia, ale też aktorzy, pełne kolorytu postaci, wielkie osobowości, z którymi widz może się utożsamiać, pokochać, lub znienawidzić.
Nie da się ukryć, że licencja WWE jest jedną z największych zalet opisywanego produktu. Jeśli ktoś żywo interesuje się pro wrestlingiem będzie zachwycony mnogością detali, które tworzą pełen obraz ulubionych zawodników, gal, czy po prostu unikalnej atmosfery jaka otacza wydarzenia organizowane przez federację. Zawodnicy są dobrze odwzorowani (chociaż momentami wyglądają jak kosmici, z oczami wielkimi niczym w japońskiej mandze, nie wiedzieć czemu), wykonują charakterystyczne dla siebie gesty, okrzyki, posiadają też oczywiście swój unikalny moveset, firmowe ciosy, rzuty i finishery, które wyglądają doskonale, zarówno w realnym jak i wirtualnym świecie. Prawdziwa radość dla oczu, choć mam wrażenie, że w stosunku do poprzednich wersji impet ciosów został nieco zredukowany i niektóre rzuty nie mają tyle poweru co wcześniej.
To było na melanżu...
...to słowa z piosenki zespołu Monopol. A skoro już o monopolu mowa (takie sprytne przejście), to w temacie gier jak i wrestlingu rzadko kiedy przynosi coś dobrego i w tym przypadku niestety nie jest inaczej. Widać, że ekipy z 2K Games oraz Yuke's w wielu miejscach poszły na skróty, żeby nie powiedzieć, że na łatwiznę. Cała masa elementów jest na żywca ściągnięta z poprzednich części gry i o ile można uznawać to za pewien standard w grach, których nowe edycje ukazują się rok w rok, tak te same irytujące bugi w tych samych momentach gry nie są niczym przyjemnym, ba, to od ich naprawienia powinno się zaczynać pracę nad kolejną częścią serii... A tak nadal szwankuje detekcja kolizji, a komentatorzy co jakiś czas się zawieszają, żeby za chwilę jednak odzyskać głos. Może więc przydałoby się mniej melanżowania, więcej pracy, albo solidny konkurent, żeby programiści musieli się bardziej postarać?
Trochę się czepiam, bo mimo wszystko gra jest niesamowicie miodna i grywalna, a chęć na kolejne pojedynki nie ustaje nawet po wielu godzinach spędzonych przed konsolą. Na tym etapie liczy się jednak na coś więcej, szczególnie, że większość (wciąż bardzo fajnych) rozwiązań znamy już z poprzednich odsłon gry, więc o żadnej rewolucji nie ma mowy.
Pokaż kotku co masz w środku!
Formuła gry nie uległa zmianie, jest jednak parę nowości, które mogą przyciągnąć graczy do padów na jakiś czas. Zacznijmy od ekskluzywnego dla PlayStation 3 trybu Who Got NXT, w którym możemy się wcielić w przyszłość pro wrestlingu, zawodników z rozwojówki WWE. Do dyspozycji mamy Samiego Zayna (szczególnie znacząca sprawa, gdyż walczył na gali naszej jedynej rodzimej federacji pro wrestlingu Do or Die Wrestling jako El Generico), Adriana Neville'a, Ruseva, Coreya Gravesa oraz Bo Dallasa. Dwóch z tych pięciu zawodników już w tym momencie należy do głównego rosteru federacji, a kolejnych dwóch jest o krok od tego wyróżnienia. W trybie musimy pokonywać kolejnych przeciwników i realizować narzucone nam zadania. Poziom trudności jest całkiem wysoki, przez co rozgrywka może stać się po pewnym czasie irytująca, ale to bardzo miła odmiana, ileż w końcu można grać tymi samymi postaciami znanymi od lat. Who Got NXT to fajny przerywnik pomiędzy kolejnymi setkami walk w trybie WWE Universe, w którym nie widać żadnych karkołomnych zmian – autorzy postanowili nie naprawiać czegoś, co nie jest zepsute, co jest sensowne, ale przekłada się (ponownie) na brak świeżych rozwiązań w grze.
Drugim nowym trybem, który ma zachęcić do zakupienia WWE 2K15 jest 2K Showcase. Jak powszechnie wiadomo konflikty i nieprzewidywalne zwroty akcji to podstawa w świecie pro wrestlingu i tutaj możemy to doskonale zaobserwować na podstawie historycznych rywalizacji, które zapisały się w pamięci fanów na zawsze. Ponownie można przeżyć brutalny feud Triple H'a z Shawnem Michaelsem i przypomnieć sobie kontrowersyjną sytuację, która doprowadziła do tego, że CM Punk został mistrzem WWE i stał się gwiazdą największego formatu jednocześnie detronizując Johna Cenę. Nie jest to nic odkrywczego, ale granie (i oglądanie towarzyszących filmików) daje dużo radości. Niestety zabrakło trybu MyCareer, którym cieszyć się mogą jedynie posiadacze current genów.
Muzyka łagodzi obyczaje?
Oprawa dźwiękowa w grach sygnowanych marką WWE zawsze stała na wysokim poziomie i tym razem nie jest inaczej. Klimaty muzyczne oscylują mniej lub bardziej wokół hip hopu, co nie powinno dziwić, w końcu maczał w tym palce sam John Cena, czyli najpopularniejszy zawodowy zapaśnik tej generacji, który gustuje w tego typu rytmach. O gustach się nie dyskutuje, w każdym razie krążąc po menusach muzyka na pewno nie przeszkadza, nie zwraca też na siebie specjalnej uwagi, po prostu leci w tle.
Na osobny akapit zasługuje komentarz, który, niespodzianka, także nie zmienił się w większym stopniu. Zostało dogranych kilkanaście/kilkadziesiąt nowych kwestii, ale komentatorzy zamiast ubarwiać i emocjonować się ringową akcją odbębniają swoją robotę ani chybi czytając z kartki i to bardzo beznamiętnie. Po tylu latach wypadałoby w końcu zrobić coś z komentarzem, który od niezliczonych eonów irytuje graczy.
Jeden rabin powie tak, a drugi powie nie...
Ciężko jest pisać o grze, która z jednej strony jest bardzo grywalna, dobrze zrobiona i przede wszystkim potrafi przyciągnąć do telewizora na ładnych parę/paręnaście godzin, ale z drugiej strony zatrzymała się w rozwoju dawno, dawno temu. Brakuje nowych pomysłów, ciekawych rozwiązań, inwencji twórczej, czegoś, co krzyczałoby "MUST HAVE!" z półki. Mamy przed sobą bardzo dobry, kompletny produkt, tak samo jak rok temu, i rok wcześniej, i jeszcze rok wcześniej.
Lenistwo programistów czy chęć skupienia się na konsolach nowszej generacji to całkiem sensowne powody wyjaśniające dlaczego wersja na PlayStation 3 jest potraktowana po macoszemu i niczym nie zaskoczy gracza, który grał w poprzednie edycje. Jeśli ktoś nie miał wcześniej okazji grać w grę spod szyldu WWE, a lubi dobre bijatyki okraszone intrygującą fabułą to powinien się tym szpilem jak najszybciej zainteresować – gra jest bardzo wartościowa, choć co roku praktycznie taka sama, więc przewidywalna, czego nie można powiedzieć o produkcie WWE na co dzień. Zmagania zapaśników tej federacji będzie można oglądać w Polsce już 15 kwietnia na warszawskim Torwarze, więc jeśli kogoś nie satysfakcjonuje do końca obijanie wirtualnych facjat może zobaczyć pierwowzory na żywo – a jest to widowisko, które można docenić w pełni tylko będąc jego częścią.
Dodajmy do tego, że polski pro wrestling też ma się całkiem nieźle za sprawą wcześniej wymienionego Do or Die Wrestling, które niedawno przeniosło się do Gdańska i wznawia treningi lada dzień, co sprawia, że fani wrestlingu będą mieli co robić w najbliższym czasie – mogą grać w WWE 2K15, mogą obejrzeć WWE na żywo, mogą dołączyć do DDW i samemu zobaczyć z czym to się je. Tyle możliwości, tak mało czasu, tak dużo wrestlingu!
Autorem recenzji jest Arkadiusz Pawłowski - promotor pierwszej i jedynej w Polsce federacji pro wrestlingu - Do or Die Wrestling. Więcej informacji na temat ich działalności możecie znaleźć na stronie www.ddwwrestling.pl. Z autorem recenzji można się zapoznać i skontaktować na FaceBooku - https://www.facebook.com/MrPawlowski.