Recenzja gry: Śródziemie: Cień Mordoru - Świetlisty Władca (DLC)
Śródziemie: Cień Mordoru to dla mnie jedna z najlepszych produkcji ubiegłego roku. Z przyjemnością wcieliłem się w Taliona, poznałem jego historię, uczyłem się umiejętności i z uśmiechem na twarzy wybijałem kolejne hordy przeciwników. Mając wciąż w pamięci tę opowieść, z niecierpliwością czekałem na Świetlistego Władcę. Będzie lepiej? A może przynajmniej tak dobrze jak ostatnio? Celebrimbor to wyjątkowa postać, ale jego przygoda została potraktowana po macoszemu.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że Świetlisty Władca to rozszerzenie, które przedstawia wydarzenia przed Cieniem Mordoru. Twórcy postanowili opowiedzieć nam historię Celebrimbora, ostatniego potomka Fëanora, który zaprezentował nam już swoje umiejętności w zeszłym roku. Jest to bezpośredni wstęp do historii, ale akurat w tym przypadku należy na początku poznać „drugi człon opowieści”. W innym wypadku możecie zepsuć sobie zabawę i z powodu wyborów deweloperów, bardzo szybko zniechęcić do całego projektu… A to ogromny błąd.
Z tego powodu – jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać Taliona i w dodatku boicie się spoilerów, pamiętajcie o tym tekście, ale skończcie czytać recenzję w tym miejscu. Na przyjemności jeszcze przyjdzie czas. Wy musicie się do tego dobrze przygotować.
Celebrimbora poznajemy w Cieniu Mordoru jako ducha, który w dość niespodziewany sposób został połączony z Tailonem. W rozszerzeniu uczestniczymy w opowieści przed głównym wątkiem, więc Elf jeszcze żyje. Chce pomścić śmierć rodziny, walczyć za wszystkich swoich przyjaciół i rozpoczyna w Mordorze swoją vendettę.
Kontrolę nad bohaterem otrzymujemy w kluczowym momencie. Książe Ñoldorów ma rozwinięte wszystkie swoje umiejętności, więc od samego początku dostajemy dostęp do całej palety ciosów. Jest to jeden z powodów, dla którego do tego DLC nie powinni podchodzić nowi gracze – mnogość opcji Was przytłoczy, a ponadto poziom trudności sprowadzi dosłownie do parteru. Inaczej jest ze śmiałkami, którzy liznęli Cień Mordoru – Wy będziecie czuć się tutaj jak w domu, ale dosłownie po kilku chwilach dostrzeżecie jedno… Ogromną monotonię.
Głównym zadaniem Elfa jest zebranie wielkiej armii do walki z Sauronem. Protagonista wpadł na dość nietypowy pomysł – zawładnie wszystkimi najważniejszymi generałami „Okrutnego”. Z tego powodu naszym zadaniem jest dosłownie opanowanie całej mapy, a robimy to przez bardzo typowe zadania... Przejmujemy poszczególne regiony, przeciwników przemieniamy w sprzymierzeńców, a po chwili pojawiają się wspomniani generałowie, których również zmieniamy w najlepszych przyjaciół. W tej sytuacji, dosłownie każda misja polega na jednym – zamiast walczyć z Orkami, wchodzimy w ich głowy i tworzymy armię marionetek.
Dość szybko przejmujemy kolejne regiony mapy, posiadamy coraz to większą hordę laleczek i wystarczy dosłownie 30 minut, aby zaznać wszystkich przygotowanych przyjemności. Raz oczarowujemy przeciwników z ukrycia, innym razem robimy to w bardzo bezpośredni sposób, ale dzięki takiej koncepcji – tworzenia legionów – korzystamy z jednego schematu… Sytuacji nie ratuje fakt, że rozgrywka w dodatku jest zdecydowanie za łatwa.
Poziom trudności został zredukowany do niemal zera – oczywiście jeśli mieliśmy kontakt z tym systemem – przez koncepcję zadań (tworzenie armii, która sama walczy) oraz posiadanego Jedynego Pierścienia. Specjalnie dopiero teraz wspominam o tym artefakcie, ponieważ przed ponad połowę gry nie użyłem tej zabawki… Dopiero po oponowaniu połowy mapy sprawdziłem na moc tego dodatku, który przydaje się w zasadzie tylko do ostatniej walki. Niewykorzystany potencjał tak wielkiej broni? To raczej problem pomysłu.
Trzeba jeszcze wspomnieć o wykastrowaniu systemu Nemezis – jeśli uda się Wam zginać, zorientujecie się, że generałowie Saurona zostali wybrani przez deweloperów i inni urukowie nie mogą ich zastąpić. To w pewien sposób wypacza walkę o władzę w Mordorze, ale w moim odczuciu i tak trudno tutaj o porażkę i możecie nawet nie doświadczyć takiej sytuacji.
Nie możemy rozwijać protagonisty, od początku znamy zakończenie tej historii, która została pozbawiona jakichkolwiek zwrotów akcji, mamy wszystkie umiejętności, zmieniamy wyłącznie runy, ale mimo wszystko Świetlisty Władca potrafi bawić. Z przyjemnością wróciłem do tego wyśmienitego świata, choć nie potrafię zrozumieć, dlaczego twórcy zdecydowali się na tak idiotyczną koncepcję.
Zabrakło pomysłu na nową opowieść? Ja – jako wielki fan pierwowzoru – mógłbym nawet cieszyć się z tej rozgrywki, ale niestety... Nawet w takim wydaniu opowieść kończy się po zaledwie 100 minutach – gra z zegarkiem w ręku. W pewnym momencie można jeszcze wziąć udział w dodatkowych misjach, ale tak szczerze… Po co? Nie jesteśmy w żaden sposób do tego motywowani, ponieważ bohater ma wszystkie zdolności na najwyższym poziomie, a w dodatku koncepcja zmusza nas jedynie do przejmowania kolejnych Orków.
Komu w tej sytuacji mogę polecić Świetlistego Władcę? Na pewno nie graczom, którzy jeszcze nie poznali głównego wątku Taliona. Szybko się zmęczycie pomysłem autorów i w dodatku poziom trudności (brak jakiegokolwiek wprowadzenia) może Was odrzucić od rozgrywki.
Ale czy miłośnicy uniwersum mogą tutaj znaleźć coś dla siebie? Na pewno miło jest ponownie powrócić do tego świata i wcielić się w Celebrimbora, ale musicie wiedzieć, że deweloperzy nie mieli pomysłu na ten prequel i serwują nam niemal totalną kastrację.
Spróbować za drobne i zapomnieć...
Ocena - recenzja gry Śródziemie: Cień Mordoru - Świetlisty Władca
Atuty
- Miły powrót do wielkiej gry...
- Celebrimbor ma wielki potencjał...
- Walka jak zawsze daje satysfakcję
Wady
- Od początku do końca jeden schemat
- Główny wątek na 100 minut
- Brak rozwoju bohatera
- Za prosta (dla wtajemniczonych)
- Mało dodatkowych aktywności
Zabrakło pomysłu? Szkoda. Tak wielka gra dostaje bardzo średni dodatek. Mogliśmy liczyć na więcej i powinniśmy dostać więcej. Czekam na dwójkę...
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych