Recenzja gry: Broken Age
Tak oto Przygoda Double Fine dobiegła końca. Po kilkunastu latach od premiery swojej ostatniej rasowej przygodówki Tim Schafer zapragnął powrócić do korzeni. Zorganizował zbiórkę na Kickstarterze, która odniosła rekordowy, jak na tamten czas sukces i zabrał się za tworzenie nowej gry opartej o mechanikę wskazywania i klikania.
Przed wami Broken Age – produkcja, która stanowi kontynuację dziedzictwa, jakie pozostawił nam niezwykle popularny niegdyś gatunek przygodówek point & click. Dziedzictwa, które dzisiaj żyje praktycznie tylko we krwi twórców niezależnych. I to też nie zawsze. Spójrzmy prawdzie w oczy – Telltale nie robi już rasowych gier przygodowych, a raczej zajmuje się dostarczaniem filmowych doświadczeń, w których ginie gdzieś pierwiastek rozgrywki wyróżniający to konkretne medium na tle innych form przekazu. Nie zrozumcie mnie źle. Z wypiekami na twarze śledzę kolejne scenariusze ojców The Walking Dead. No właśnie – scenariusze.
Po kilkunastu latach przerwy Tim Schafer postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wykopać spod ziemi ten zapomniany gatunek. Zapotrzebowanie przerosło wszelkie oczekiwania. Z pomocą zagorzałych fanów zebrano ponad 3 miliony dolarów, a potrzeba było zaledwie 400 tysięcy. Gracze tęskniący za bajecznym doświadczeniem autentycznej gry przygodowej zaufali Timowi, a na jego barkach spoczęła ogromna odpowiedzialność. I chociaż po drodze zrodziło się trochę wątpliwości, głównie z powodu opóźniającej się produkcji, to trzeba przyznać, że nikt kto dotrwa do napisów końcowych nie będzie zawiedziony.
Wielka mama patrzy!
Dwie popękane młodości
Broken Age to opowieść o dwójce bohaterów, którzy pochodzą z pozornie innych światów, ale ich losy nagle zaczynają przeplatać się w wyjątkowo niespodziewany sposób. Shay to młody nastolatek, który przemierza kosmos na pokładzie statku Bossa Nostra kontrolowanego przez nadopiekuńczą sztuczną inteligencję zwaną Mamą. Życie chłopaka obraca się wokół dziecinnych zabaw i nudnego powtarzania tych samych czynności każdego dnia. Otoczony przez kolorowe ludziki z włóczki i gumowe zabawki Shay chciałby wyrwać się z codziennej, niemal niemowlęcej rutyny, która w teorii ma zapewniać bezpieczeństwo, a jednocześnie tak bardzo nie pozwala mu dorosnąć.
Vella natomiast musiała zbyt szybko dorosnąć, by stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Dziewczyna mieszka w wiosce, którą regularnie nawiedza potwór zwany Mog Chotra. Mieszkańcy przygotowują na jego przybycie rytualne ofiary, by zaspokoił swój głód i pozostawił okolicę w spokoju na najbliższe parę lat. Jedną z „wybranych” jest właśnie Vella. Dziewczyna nie potrafi jednak pogodzić się z losem, na jaki została skazana i próbuje przekonać rodzinę, by postawić się przeciwko niesłusznej w jej mniemaniu tradycji. Broken Age to historia o przeciwstawianiu się niesprawiedliwemu przeznaczeniu i dwa różne spojrzenia na problem dojrzewania. Bohaterowie w pewnym momencie biorą swój los we własne ręce, by dosyć pokracznie dążyć do odzyskania wolności. Każdy na swój sposób. Shay wyjątkowo nierozważnie stawia pierwsze niedojrzałe kroki w otaczającym go świecie, gdy Vella wyraźnie przeżywa okres buntu przeciwko temu co ją otacza. Bardzo ważną rolę w całej powieści odgrywa również rodzina, która dla każdej z głównych postaci oznacza coś zupełnie innego.
Chciałbym, aby więcej gier było tak pięknie namalowanych!
Pastelowe dojrzewanie wśród łamigłówek
Ta, wbrew pozorom, niezwykle dojrzała historia ubrana została w prześliczną szatę graficzną stylizowaną na rysunki wyjęte wprost z rysowanej suchymi pastelami książeczki dla dzieci. Każdy zrzut ekranu, o ile lubicie tego typu radosny styl, z powodzeniem nadaje się do wydrukowania i powieszenia w pokoju na ścianie. Rysunki doskonale rezonują tutaj z historią dwójki dzieci mierzących się z problemem dorastania z dwóch zupełnie odmiennych perspektyw. Całość uzupełniana jest doskonałą muzyką, która z gracja wpasowuje się w wydarzenia mające miejsce na ekranie. Wyraźnie widać tutaj kunszt projektowy ekipy odpowiedzialnej za powstanie kilku przygodówek, które na zawsze zapisały się już w historii gier wideo. Żaden element oprawy nie jest tutaj bez znaczenia, a niemal każda plansza poraża gracza szczegółami.
Współcześnie młodzi ludzie pojęcie „gry przygodowe” kojarzą zapewne z produkcjami typu The Walking Dead i jest w tym pewna racja, bowiem faktycznie można dzięki nim przeżyć przygodę opartą o dobrze napisany scenariusz. Graczom z okolic mojego rocznika i starszym na dźwięk słowa „przygodówka” przychodzi jednak na myśl zręcznie skonstruowana rozgrywka oparta o przemyślane zagadki. Broken Age jest w tym wypadku reprezentantem tych staroszkolnych gier, w których nie przeklikujemy się przez kolejne sekwencje QTE, ale bardzo mocno główkujemy. Zwłaszcza druga połowa gry potrafi dać w kość, a łamigłówki z którymi trzeba się zmierzyć bez wątpienia sprawią kłopot nawet najbardziej bystremu odbiorcy. Na szczęście nigdy nie wydały mi się one nie fair. Wystarczy dobrze obserwować każdy, najdrobniejszy szczegół naszego otoczenia i to nie tylko w świecie danej postaci, bo czasami podpowiedzi do danej zagadki znajdziemy na ścieżce drugiego bohatera. Nieoceniona okaże się również umiejętność kojarzenia konkretnych faktów lub abstrakcyjnego myślenia. Z radością również, niczym za dawnych lat, robiłem na boku notatki, by nie zapomnieć otrzymanych wskazówek.
W Broken Age nie brakuje również typowego dla Tima Schafera poczucia humoru
Niczym z dawnych wieków
Broken Age pozwala nam w dowolnym momencie przełączyć się pomiędzy Shayem i Vellą, co jest bardzo ciekawą funkcją, która urozmaica łamigłówki. W krytycznych momentach, gdy się zatniemy, możemy popchnąć fabułę drugiej postaci, by odetchnąć trochę od tego, co aktualnie sprawiło nam trudność. Poza tym mamy tu do czynienia z bardzo klasycznym typem gry point & click. Oznacza to tyle, że rozgrywka polega głównie na zwiedzaniu poszczególnych lokacji, przeczesywaniu ich w poszukiwaniu przedmiotów i rozmawianiu z napotkanymi postaciami. Na potrzeby gry nagrano ogromną ilość sekwencji dialogowych. Każde działanie, nawet to bezsensowne, komentowane jest przez bohaterów w jakiś żartobliwy sposób. Najlepiej wypada w tej kwestii Shay grany przez Elijah Wooda (Frodo z Władcy Pierścieni).
Mimo tego, że historia w grze podszyta jest dosyć głębokim, drugim dnem, to nie można również zapomnieć o charakterystycznym dla Tima Shaffera poczuciu humoru. Wielokrotnie wybuchałem śmiechem przed ekranem, czując się przy tym niezwykle sentymentalnie. Zupełnie jak za dawnych lat, gdy na mojej Amidze 500 przechodziłem The Secret of Monkey Island. Jednorazowe ukończenie Broken Age zajęło mi około 10 godzin, co jest naprawdę dobrym wynikiem jak na grę przygodową.
Double Fine powinno wrócić do tworzenia przygodówek, bo to wychodzi im najlepiej
Powstrzymać koniec pewnego wieku
Jeżeli szukacie dojrzałego scenariusza wypchanego fajnym humorem i przedstawionego w bardzo ładnym, pastelowym stylu, to Broken Age jest grą dla was. To przygodówka niemal idealna, która usatysfakcjonuje najbardziej zagorzałych fanów gier point & click. Mam nadzieję, że Tim nie osiądzie na laurach i powrót do tego, nieco zapomnianego już dzisiaj, gatunku nie był tylko jednorazowym wybrykiem.
Grę do recenzji dostarczyło nam studio Double Fine.
Zespół postanowił również podzielić się zestawem szkiców koncepcyjnych. Część z tych projektów nie trafiła w ogóle do gry, więc może stanowić fajną ciekawostkę. Znajdziecie je w galerii.
Ocena - recenzja gry Broken Age
Atuty
- Doskonały, dojrzały scenariusz
- Śliczna oprawa graficzna
- Dobrze zaprojektowane, trudne zagadki
- Głosy i muzyka
- Humor Tima Schafera
Wady
- Okazjonalne bugi
Broken Age to przygodówka, o której marzyłem od czasu mojego dzieciństwa. Jest śliczna, dobrze napisana i okraszona charakterystycznym dla studia humorem. Liczę, że niebawem zobaczę więcej tego typu produkcji od Tima Schafera.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych