Recenzja gry: Hatred
Kochamy ją nienawidzić. Zwłaszcza przed premierą, gdy jeszcze nikt właściwie nie miał z nią styczności. Hatred to gra, która wywołała spore kontrowersje zaledwie jednym trailerem, a każde kolejne informacje o produkcji powodowały coraz to nowe debaty na temat tego, co w grach można, a czego nie można pokazywać. Zdjęta ze Steama i przywrócona przez samego Gabena, a nie tak dawno bardzo surowo oceniona przez ESRB spotyka się z mieszanymi opiniami od samej branży, jak i od graczy.
Zacznę od tego, że osobiście nigdy nie byłem przeciwny grze polskiego studia Destructive Creations. Przerobiłem w życiu swoją porcję bezsensownie brutalnych gier jeszcze za dzieciaka i potrafię rozróżnić strzelanie do pikseli od mordowania prawdziwych ludzi. Moja granica jest na tyle mocno zarysowana, że nie jestem w stanie znieść zbyt brutalnych filmów z prawdziwymi aktorami, ale śmieję się na głos oglądając finishery w kolejnej odsłonie Mortal Kombat. Prędzej, niż dosiedzę do końca Piły, zobaczę na własne oczy, co jadłem tego dnia na śniadanie. Serio.
O ile dziwnie się czuję mówiąc, że Hatred jest tylko rozrywką, to taka jest właściwie prawda. Jedyne co rozróżnia tę produkcję od wszystkich innych to fakt, że nie strzelamy do bliżej nieokreślonych potworków, czy przybyszów z innej planety, ale zabijamy ludzi i to często bezbronnych. To stąd pojawiły się wszelkiego rodzaju kontrowersje, choć nie są one do końca słuszne, bo przecież to samo możemy robić w jakimkolwiek sandboksie. Argument o możliwości dokonywania wyboru w tamtych produkcjach można obalić stwierdzeniem – ale to już było. Przypomnijmy sobie chociażby pierwszą odsłonę serii Postal. Hatred to nic innego, jak gra studia Running With A Scissor, tylko przeniesiona na współczesne realia i opracowana na nowym, trójwymiarowym silniku. A co do wyboru – każdy z nas go ma, bo w końcu nikt nikogo nie zmusza do kupowania Hatred. Myślę, że tego typu gra ma swoje miejsce na rynku tak samo, jak w kinematografii swój kącik ma prawo mieć kino gore.
Ale wystarczy już tych filozoficzno-moralnych wywodów. Co z samą grą? Jest dobra, choć z pewnością nie brakuje jej wad. W kwestii fabularnej nie ma co opisywać, bo nie uświadczymy tu zawiłego scenariusza. Ot, wypełniony nienawiścią psychopata zabiera z mieszkania broń i wyrusza przed siebie. Zaskakująco jednak, cała historia ma początek i koniec, a do tego jest wyjątkowo liniowa. Hatred podzielone jest na siedem całkiem rozległych poziomów. Część z nich jest półotwarta, lecz niektóre zamykają się w jednej konkretnej ścieżce. Pod względem rozgrywki jest to tradycyjny „twin-stick shooter”, czyli gra, w której jedną gałką strzelamy, a drugą poruszamy bohaterem. Oczywiście, jako że mamy do czynienia z grą pecetową, to możemy również grać za pomocą klawiatury i myszki, co w praktyce okazuje się znacznie bardziej precyzyjne.
Nie chciałbym spotkać takiego gościa jadąc pociągiem w prawdziwym życiu
Bezimienny psychopata jest wyjątkowo zwinny, jak na produkcję którą obserwujemy tylko i wyłącznie z rzutu izometrycznego. Potrafi biegać, przeskakiwać przez przeszkody, wyważać drzwi, kucać, a także kopać ofiary. Warto również pamiętać o mocno krytykowanych egzekucjach, bo tylko dzięki nim odzyskamy trochę zdrowia. Antybohater może nosić przy sobie trzy rodzaje broni palnej i tyle samo granatów. Ogromnie imponujący jest stopień zniszczalności otoczenia. Prawdę mówiąc, to możemy wszystkie budynki zrównać kompletnie z ziemią. Wbicie się samochodem policyjnym w ścianę daje ogromną frajdę, a wysadzenie pojemnika z gazem tak, by spowodował reakcję łańcuchową i zrównał pół gmachu z ziemią to czysta radocha. Tak, można jeździć samochodami, choć model jazdy jest mocno pokraczny i raczej nie liczyłbym na wykorzystywanie aut, jako środka transportu.
Bohater kieruje samochodem, jakby był pijany. Może w tym tkwi tajemnica jego żądzy mordu?
Tym, co najbardziej zaskoczyło mnie po odpaleniu gry, był wysoki poziom trudności. Hatred to hołd złożony prostym, brutalnym grom lat 90., ale nie tylko w kwestii estetyki ale również bezlitosnego gameplayu. Wbrew temu, czego prawdopodobnie wszyscy spodziewaliśmy się po zwiastunach, beztroskie bieganie z karabinem kończy się po kilku minutach, gdy tylko do akcji wkracza policja. Po kilku powtórkach pierwszego poziomu dotarło do mnie, że jednak muszę kucać, celować i chować się za osłonami, bo inaczej długo nie pogram. Zwłaszcza, że punktów kontrolnych jest jak na lekarstwo. Dopiero kombinowanie, dokładne mierzenie w przeciwników i rozplanowywanie potyczek z kolejnymi falami umundurowanych pozwoliło mi dokonać postępów w grze. Z jednej strony jest to spory argument przeciwko osobom krytykującym przedpremierowo Hatred za płytki pomysł na rozgrywkę, a z drugiej natomiast – ja osobiście bardzo się na to nastawiłem. Strzelanie w tej grze, połączone z destrukcją otoczenia jest na tyle satysfakcjonujące, że aż brakuje tutaj jakiejś opcji free-roam, podczas której nie musielibyśmy martwić się o policję. Co prawda to właśnie dzięki poziomowi trudności ugramy w Hatred aż około 8 godzin, bo w gruncie rzeczy jest to gra dosyć krótka.
Gra od Destructive Creations śmiga na Unreal Engine 4, ale nie do końca jest to widoczne w samej grze. To zrozumiałe, że w tytułach, w których kamera osadzona jest bardzo wysoko, autorzy nie mają powodu by przejmować się szczegółami graficznymi. Dlatego niepotrzebnie silono się na egzekucje pokazane z bliska i animacje pomiędzy etapami. Wtedy na światło dzienne wychodzi, że włosy bohatera wyglądają jak świąteczny „anielskie włosie” zawieszone na choince, a sztywne animacje rąk i dłoni sprawiają, że postacie wyglądają bardziej jak kukiełki, niż prawdziwi ludzie. Z optymalizacją też bywa różnie. Gra na moim sprzęcie chodzi płynnie na wymaksowanych ustawieniach, choć nie w 60 klatkach – specyfikacje znajdziecie na końcu recenzji. Pojedyncze spadki mają miejsce, ale to nic groźnego, ale zdarzają się także kuriozalne błędy w fizyce, które psują cały klimat i wywołują śmiech u grającego. Raz niestety zmuszony byłem zrestartować grę, gdyż zaczęła co parę sekund zacinać się na dłużej. Czasami kamerze również zdarza się dostać czkawki.
Tylko nie z bliska!
Hatred to dobra gra, która skutecznie oddaje hołd grom pokroju Postal, MadTV i tym podobnym brutalnym twin-stick shooterom. Wszelkie kontrowersje narosłe wokół tego tytułu są absolutnie nieuzasadnione, bo mając na uwadze wiele podobnych produkcji które ukazały się w przeszłości, to nie powinno już nikogo szokować. Nie twierdzę, że należy ją dawać do rak dzieciom, jednak w przypadku dorosłych graczy, którzy zakładam - potrafią rozróżniać rzeczywistość od fikcji, nie widzę w tym nic złego. Zresztą Hatred jest tematycznie stosunkowo bezpieczne, bo nie obraża mniejszości ani nie przekracza pewnych granic. Potrzebuje za to trochę szlifów i bestroskiego trybu gry. Cóż, może w sequelu?
Gra testowana była na sprzęcie:
Intel i7 - 2600
GeForce GTX 660 OC
8GB RAM
Windows 7
Ocena - recenzja gry Hatred
Atuty
- Oldschool
- Wysoki poziom trudności
- Konieczność strategicznego myślenia
- Dobra "zabawa"
Wady
- Brak trybu free roam
- Oprawa graficzna
- Drobne błędy techniczne
- Trochę krótka
Hatred to staroszkolna, brutalna strzelanina, która nie bierze ze sobą żadnych jeńców. Gra spodoba się wszystkim, którzy wychowali się z grami w latach 90., ale odstraszy współczesnych obrońców moralności.
Przeczytaj również
Komentarze (40)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych