Recenzja gry: King's Quest Chapter 1: A Knight To Remember

Recenzja gry: King's Quest Chapter 1: A Knight To Remember

Mateusz Gołąb | 18.08.2015, 16:47

Łapanie się za odświeżenie legendy jest niczym próba odtworzenia kaplicy sykstyńskiej przy użyciu współczesnych metod budownictwa. Zwykle wychodzi pokracznie, zbyt nowocześnie, a przy okazji często wychodzą na jaw braki w umiejętnościach architekta. Tak oto ekipa The Odd Gentleman ogłosiła prace nad nową wersją klasycznej gry przygodowej King’s Quest i wszyscy fani tradycyjnych gier point & click zastygli przed monitorami z przerażania.

Studio, które do tej pory zajmowało się robieniem bardzo małych i niewiele znaczących produkcji podjęło się niezwykłego wyzwania, któremu nie podołało wiele zespołów tworzących tytuły AAA. Mnie osobiście, nie przekonywały nawet wszelkiego rodzaju materiały promocyjne, gdyż brakowało im nieco ducha oryginału. Z ogromnym dystansem przyjąłem więc grę do recenzji i szczerze powiedziawszy byłem bardzo zdystansowany do pierwszego epizodu King’s Quest.

Dalsza część tekstu pod wideo

Uwielbiam sytuacje, w których ostateczne doświadczenie płynące z gry okazuje się skrajnie odwrotne do moich niskich oczekiwań.

Jeżeli z czasów swojej młodości pamiętacie baśniowe przygody Grahama i jego rodziny, to nowe spojrzenie na tę historię zachwyci was od pierwszych momentów spędzonych z grą. Nic dziwnego, że twórczyni oryginału – Roberta Williams przybiła chłopakom z The Odd Gentleman piątkę i pobłogosławiła ich projekt. Jestem w stu procentach pewien, że gdyby ta seria rozpoczęła swoje życie dzisiaj, a nie w 84 roku, to wyglądałaby dokładnie tak. Cała magia zachowana została w stanie nienaruszonym. Tak, włącznie z suchymi żartami bohaterów, które tutaj stał się autorskimi powiedzonkami Grahama, a które jednocześnie irytują jego wnuczkę.

Wspomnienia starego władcy

King’s Quest nie jest bowiem sequelem, to ta sama historia opowiedziana na nowo, alternatywnie, z perspektywy starego człowieka. Grahama poznajemy w bardzo podeszłym wieku. Dziś już dziadek, ale niegdyś słynny król Daventry, przekazuje młodej Gwendolyn przypowieści ze swoich młodych lat. Wątki współczesne przeplatają się tutaj z anegdotami z dawnych bohaterskich przygód, które odgrywamy na ekranie. Pierwszy epizod – A Knight To Remember  to przede wszystkim wspomnienia z pierwszego dnia pobytu Grahama w królestwie, którego poprzedni władca poszukiwał śmiałka godnego tytułu przybocznego rycerza.

Sądząc po obrazkach wyświetlających się przy liście rozdziałów możemy sądzić, że w kolejnych odcinkach przeżyjemy wszystkie najważniejsze wydarzenia z życia Grahama

Wraz z niedoświadczonym i wyjątkowo nieogarniętym młodym chłopakiem musimy przejść trzy próby – siły, szybkości i rozumu, a zwycięstwo w nich zapewni nam miejsce obok tronu. Przy okazji rozwiążemy pomniejsze problemy mieszkańców królewskiego miasteczka, załatwimy sprawę buntu trolli i ogarniemy parę pomniejszych sytuacji. A wszystko w bardzo nieliniowy, jak na przygodówkę sposób.  Przede wszystkim Graham staje kilkukrotnie przed wyborem jednej z trzech ścieżek. Nie stworzymy oczywiście, wedle naszych socjopatycznych upodobań, mrocznego Grahama, bo nie pasowałoby to do koncepcji. Są to jednak trzy kompletnie różne sposoby rozwikłania pewnych dylematów i według obietnic twórców, nasze podejście będzie miało konkretny wpływ na przyszłe wydarzenia.

Jestem w stanie w to uwierzyć, bo już w obrębie pierwszego odcinka niektóre zagadki mają kilka alternatywnych rozwiązań. Co za tym idzie, wpływa to na kolejne problemy, gdyż kończymy z nieco innymi przedmiotami w ekwipunku. Pierwszy raz spotykam się z grą przygodową, która dawałaby mi tak dużo swobody i choć jestem świadomy tego, że jest ona nieco złudna, to jednak pomogło mi to wczuć się w skórę protagonisty znacznie bardziej, niż w innych produkcjach należących do tego gatunku.

[ciekawostka]

Stara magia we współczesnym świecie

System rozgrywki w King's Quest przypomina bardziej nowoczesne gry przygodowe pokroju produkcji od Telltale. Zamiast wskazywania i klikania, za którym bardzo tęsknię, mamy poruszanie się klawiszami lub przyciskami na padzie, oraz kontekstowe polecenia zależne od przedmiotu przy którym stoimy. Nie brakuje również scen wypełnionych akcją. Są to zwykle tradycyjne QTE lub sekwencje „na szynach” sprawdzające naszą spostrzegawczość i refleks. Podobnie jak w oryginale, Graham może zginąć na kilkadziesiąt różnych sposobów, jednak w przypadku zgonu, cofani jesteśmy do chwili poprzedzającej naszą tragiczną w skutkach decyzję. Za "starych, dobrych czasów" konieczne było zapisywanie stanu gry co krok, by uniknąć utraty kilku godzin rozgrywki. Przydałaby się jednak możliwość przeskakiwania scen dialogowych i animacji, której tu brakuje. Jeżeli uśmiercimy bohatera zaraz po jakimś ważnym wydarzeniu lub dialogu, to niestety będziemy musieli oglądać scenkę ponownie, co szybko robi się nużące.

Nowy King’s Quest wywołuje we mnie mieszane uczucia pod względem graficznym. Doskonałe baśniowe projekty tracą nieco swojej magii w zetknięciu z niezbyt wysokim budżetem. To poziom pierwszego The Walking Dead, które już w dniu premiery prezentowało się nieco przestarzale. Ciężko odmówić za to kunsztu, bo każda tekstura została ręcznie namalowana farbami, a następnie zeskanowana na potrzeby gry. Takie zabiegi w połączeniu z techniką cel-shading mocno ratują stronę wizualną. Strona audio, to natomiast prawdziwy miód na uszy. Fani oryginałów wychwycą dźwięki pochodzące z klasycznych odsłon serii, które otrzymały nowe, piękne aranżacje. Na pochwałę zasługuje także gra aktorska. Warto wspomnieć, że rolę głównego bohatera w podeszłym wieku gra Christopher Lloyd, który doskonale sprawdza się w swojej roli.

Jak dobrze znów wyruszyć z tobą w podróż Grahamie!

CDN.

Pierwszy epizod pięcioksięgu o przygodach Grahama stanowi świetne wprowadzenie do alternatywnej wersji znanej wszystkim opowieści. Jedyne, co można zarzucić A Knight To Remember, to dosyć biedne zakończenie, które wydaje się nieco urwane i domknięte w pośpiechu. Zapomnijcie o klimatycznych cliffhangerach. Gdyby nie naprawdę wysoka jakość gry, świetne postacie i ciekawie poprowadzony scenariusz, to właściwie nie mielibyśmy tego kija z marchewką, który każe nam niecierpliwie czekać na drugi odcinek. Jednak jeśli poziom kolejnych części się utrzyma, to zaręczam, że warto.

Pamiętajcie również, żeby zarezerwować sobie sporo czasu. Ukończenie A Knight To Remember zajęło mi nieco ponad 6 godzin, co jest liczbą zawrotną jeśli chodzi o epizodyczne produkcje. Zwykle zamykają się ona w okolicy dwóch. Przy takiej tendencji możemy liczyć, że cała opowieść zamknie się w 30-35 godzinach. To więcej, niż niejedna pełna gra przygodowa sprzed lat.

Jeśli baliście się o profanację legendy, to możecie być spokojni – Kings Quest Chapter 1: A Knight To Remember to solidna produkcja przygotowana w duchu oryginału, która usatysfakcjonuje fanów klasycznych przygodówek. Czekamy na kolejne części!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry King's Quest (2015)

Atuty

  • Utrzymany klimat oryginału
  • Świetnie napisane postacie i ciekawy scenariusz
  • Nieliniowość i wybory
  • Gra aktorska i muzyka
  • Piękne projekty
  • Długość gry

Wady

  • Jakość grafiki
  • Brak możliwości przeskakiwania scen

Gdyby Roberta Willams zrobiła King's Quest dzisiaj, to gra wyglądałaby tak, jak dzieło The Odd Gentlemen. Ich produkcja to jeden z najfajniej przygotowanych remake'ów jakie widziałem w życiu. Szkoda tylko, że nie mieli większego budżetu.
Graliśmy na: PC

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper