Recenzja gry: NBA Live 16

Recenzja gry: NBA Live 16

Arkadiusz Pawłowski | 01.11.2015, 19:45

Koszykówka cieszy się rosnącą popularnością na całym świecie. Coraz więcej młodych chłopaków porzuca kopanie piłki i bierze inną, nieco bardziej pomarańczową, piłkę do rąk, zamienia rękawice bramkarskie na modną opaskę na czoło i ochraniacze na taśmę na nadgarstki. 

Ci sami chłopcy (zresztą dziewczyny też) często błagają swoich rodziców, żeby pozwolili im obejrzeć mecze NBA, które zaczynają się w porze, gdy młodzież powinna już spać. A kiedy zawodowcy nie grają, a na dworze pada deszcz, pasjonaci chwytają pady w dłoń i grają w kosza na konsolach. Mają wybór – mogą zagrać w NBA 2K16, mogą zagrać w NBA Live 16. Obie gry trzymają poziom, ale...

Dalsza część tekstu pod wideo

Zwycięzca może być tylko jeden!

NBA Live 16 jest o wiele gorszą grą niż konkurencyjny produkt. Od tego należy zacząć. Po prostu NBA 2K16 jest w tym momencie najbardziej wciągającą i kompletną koszykówką na konsole i kto wie, czy twórcy nie podnieśli poprzeczki na tyle wysoko, że za rok sami do niej nie doskoczą. Abstrahując od tego która gra jest lepsza (to oczywista oczywistość, a porównań uniknąć się nie da) i skupiając się na zawartości kosza od EA Sports wcale nie ma powodów do narzekań. Do dyspozycji cała masa koszykarzy, zarówno obecnych jak i tych z zamierzchłych czasów, sporo trybów gry i całość w miarę miodna, dająca nadzieję na wiele godzin zabawy.

Nadzieja matką głupich jak to się mówi i tutaj połowicznie się to potwierdza. Mimo całkiem solidnej bazy w postaci przyjemnej dla oka grafiki i muzyki, która naprawdę umila rozgrywkę (chociaż ponownie, ciężko pobić w tej materii NBA 2K16) poczynania na parkiecie potrafią mocno zirytować.

Mężczyzna nie musi być piękny, wystarczy, żeby był ładny

Powyższym tekstem Piotr Bałtroczyk miał w zwyczaju zapowiadać jeden ze skeczów podczas telewizyjnego kabaretonu. Akurat w temacie wyglądu i szeroko pojętej oprawy graficznej NBA Live nie ma się czego wstydzić, ba, bryluje. Zawodnicy wyglądają jak żywi, idealnie odwzorowane są najmniejszcze szczegóły ich fizjonomii, ruchy i gestykulacja są płynne i naturalne, szczególnie widać to podczas powtórek i zbliżeń. Niestety są nieliczne rysy na szkle – niektórzy mniej znani koszykarze zostali potraktowani po macoszemu i niekoniecznie przypominają swoje odpowiedniki, a wszyscy zawodnicy i tak poruszają się bardzo podobnie na boisku, co jest rozczarowujące.

Prezentacja w produktach EA Sports zawsze stoi na wysokim poziomie i tu nie jest inaczej. Jesteśmy zasypywani masą informacji na temat drużyn, zawodników, statystyk, eksperci z ESPN komentują poczynania gwiazd i całość ogląda się jak telewizyjną realizację meczów NBA, co z jednej strony jest już standardem w grach koszykarskich, ale z drugiej strony wciąż robi wrażenie.

Kontrola jest wszystkim

Kontrola nad zawodnikami momentami wydaje się przypadkowa, koszykarze nie zawsze reagują na komendy w tempo i wychodzą z tego kosmiczne sytuacje na boisku. Za pierwszym, drugim czy trzecim razem gracz zastanawia się, czy tak powinno być i zrzuca winę na swoje niedoświadczenie czy brak umiejętności, ale przy pięćdziesiątej abstrakcyjnej stracie jest już po prostu sfrustrowany i ma ochotę skierować pada w kierunku ściany rzutem, który byłby na pewno bardziej dynamiczny niż te, które obserwujemy w grze.

Akcje wykonywane przez podkoszowych wojowników wyglądają bardzo zgrabnie i efektownie, ale ich wykonanie jest trudne, mało instynktowne i czasami ma się wrażenie, że ogląda się mecz, a niekoniecznie ma się wpływ na jego rozstrzygnięcie. W grze konkurencji, która też jest trudna i karze każdy, choćby najmniejszy błąd, ma się jednak to poczucie, że wszystko zależy od gracza, jego umiejętności, a pierwiastek szczęścia/losowości odzywa się czasami. Tutaj piłka często leci niekoniecznie tam gdzie się chce, dziwnie wyglądające rzuty wpadają, a pewniaki nie zawsze. Piękno koszykówki, chciałoby się rzec.

Gra obronna jest niezwykłym wyzwaniem, wręcz mission impossible jeśli po drugiej stronie biegnie komputerowe odwzorowanie LeBrona Jamesa czy Jamesa Hardena. Lepsi zawodnicy (gorsi też, choć trochę rzadziej) przebijają się pod kosz jak tylko chcą, a defensywa jest dziurawa jak szwajcarski ser. Cała odpowiedzialność spada na gracza – komputerowi partnerzy ani myślą pomóc, zastawić, przyblokować, wolą patrzeć na kolejny wsad na nieobstawiony kosz. Animacje bloków, zbiórek czy dwutaktów są nierówne – czasami wyglądają bardzo dobrze, czasami po prostu nienaturalnie.

W grze ofensywnej pomaga licznik skuteczności rzutów, który pokazuje graczowi kiedy warto wypuścić piłkę z rąk i jakie jest prawdopodobieństwo, że wskutek owego rzutu wyląduje w koszu. Niby mała rzecz, ale nieco pomaga odnaleźć się w dosyć chaotycznym obrazie meczu.

Od zera do bohatera, taka kariera

Od pewnego czasu wiodącymi trybami w grach koszykarskich jest solowa kariera. W trybie Rising Star stworzymy swojego zawodnika (w tym roku można nawet wgrać mu nasz własny fizys, żeby straszył przeciwników) i rozwijamy jego umiejętności na wiele sposobów. Cel jest oczywisty – zrobić z niego legendę basketu, która będzie na ustach wszystkich tak jak kiedyś Wilt Chamberlain, Magic Johnson czy Michael Jordan. Tryb jest bardzo przyjemny w rozgrywce, ale nie ma w nim żadnych rewolucyjnych rozwiązań, które dałyby mu przewagę nad konkurencyjnym tytułem. Przede wszystkim brakuje czegoś, co utrzymałoby uwagę gracza na dłużej.

Każdy fan FIFY czy serii Madden, który grywa we wszystkie produkcje EA Sports na pewno ucieszy się na wieść o trybie Ultimate Team. Ja też się bardzo cieszyłem, bo uwielbiam kolekcjonowanie kart i wszystko co z tym związane. Tryb jest rozbudowany, mamy do dyspozycji wiele wyzwań i możliwości rozgrywki, co przedłuża żywotność tego tytułu. Chce się rozegrać jeszcze jeden mecz, żeby zdobyć kolejną szansę na upragnione karty gwiazd, pomimo tego, że gameplay niespecjalnie przyciąga uwagę.

Szału nie ma, wyszło jak wyszło

NBA Live 16 nie jest złą grą, ale mocno cierpi przez to, że NBA 2K16 jest grą wybitną. W porównaniu z produkcją Visual Concepts gra EA Sports wypada po prostu blado. Patrząc przez pryzmat tego, że istnieje gra, która jest królem swojego gatunku i rządzi niepodzielnie, twardą ręką nie ma mowy o detronizacji, czy nawet podjęciu walki, ale pomimo wielu wad i niedociągnięć NBA Live 16 jest całkiem solidnym kawałkiem koszykówki.

O ile gameplay momentami kuleje, tak mnogość opcji i trybów rozgrywki potrafi zainteresować, a postęp jest widoczny i myślę, że w przyszłości będziemy się jeszcze emocjonować pojedynkiem dwóch gier koszykarskich, tak jak emocjonujemy się kolejnymi częściami FIFY i PESa i ich rywalizacją. W tym momencie twórcy NBA Live powinni kombinować jakie rewolucyjne zmiany wprowadzić, żeby rzucić rękawicę konkurencji, dogonić ich, a później, kto wie, kto wie, zostawić daleko w tyle. Na pewno nie rzucili ręcznika, co daje nadzieję na przyszłość.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry NBA Live 16

Atuty

  • Szata graficzna
  • Mnogość trybów rozgrywki
  • Licznik skuteczności rzutów

Wady

  • Utrudniona gra defensywna
  • Nienaturalne animacje
  • Brak innowacji w trybie kariery

Krok w dobrym kierunku, ale to jeszcze za mało, żeby dogonić produkt konkurencji.
Graliśmy na: PS4

Arkadiusz Pawłowski Strona autora
cropper