Rise of the Tomb Raider - recenzja gry
Jak wiele poświęcisz, by odkryć tajemnicę nieśmiertelności? – z tym pytaniem w najnowszej opowieści musi zmierzyć się Lara. Dziewczyna nie robi tego dla siebie, ale wierzy, że przez swoje czyny może przekonać się o błogosławieństwie lub przekleństwie życia wiecznego. Przygoda nie odkrywa, nie rewolucjonizuje, ale zapewnia wiele godzin niezapomnianych wrażeń na najwyższym dla tej serii poziomie.
Crystal Dynamics kilka lat temu wpadło na interesujący pomysł. Twórcy postanowili zresetować historię Lary Croft i zaoferować fanom całkowity reboot. Gra z 2013 roku osiągnęła spektakularny sukces – w pierwszym miesiącu produkcja trafiła do 3,4 mln graczy, a według ostatnich opublikowanych danych ponad 8,5 mln śmiałków postanowiło poznać przygodę znanej archeolog. Fenomenalne wyniki zwiastowały nadejście kontynuacji, ale jestem pewien, że deweloperzy już w 2011-2012 roku zaplanowali przynajmniej trylogię… Nim usłyszymy o kolejnej wyprawie, należy z odpowiednim szacunkiem wyruszyć na Syberię, bo autorzy oferują „więcej i lepiej” względem ostatniej produkcji i tym samym przygotowali jeden z najlepszych tytułów w całej historii tego bogatego uniwersum.
Wyprawa terapeutyczna z rozmachem
Lara w 2013 roku przeżyła ogromny koszmar. Nie była gotowa na te wydarzenia i po powrocie do szarej rzeczywistości nie potrafi poradzić sobie z życiem. Na wyspie Yamatai dziewczyna zobaczyła coś, co pozwoliło jej uwierzyć, że tajemnica, którą przez całe życie próbował rozwikłać jej ojciec nie była tylko i wyłącznie bujdą, czy marzeniem pochłoniętego w papierach uczonego. Bohaterka postanawia kontynuować pracę Richarda i wyrusza na Syberię w poszukiwaniu nieśmiertelności. Produkcja jest bezpośrednią kontynuacją rebootu serii, choć twórcy bardzo sprawnie lawirują informacjami i dokładnie tłumaczą wszystkie szczegóły. Główna oś przygody rozgrywa się w mroźnej Rosji, ale prolog rozgrywki pozwala odwiedzić Syrię, czy też zatopić się w ważnych dla całej historii retrospekcjach z życia młodej archeolog. To właśnie te ostatnie elementy pozwalają graczom wczuć się w całą wyprawę i lepiej zrozumieć determinację Croftówny do rozwiązania wielkiej tajemnicy. Wielokrotnie narażając życie, podejmuje bardzo trudne decyzje tylko i wyłącznie kierowana wiarą w swojego ojca.
Lara bardzo szybko orientuje się, że nie tylko ona chce odnaleźć wielki artefakt – dziewczyna wpada na przedstawicieli znanej organizacji nazwanej Trójca, których członkowie chcą posiąść tajemną moc, by stworzyć nieśmiertelną armię i zawładnąć światem. Z tego powodu misją archeolog staje się nie tylko odnalezienie artefaktu, ale może a nawet przede wszystkim, powstrzymanie pewnego szaleńca. Historia w zasadzie od samego początku przykuwa do ekranów i sprawia, że chcemy poznać kolejne fragmenty opowieści. Są gorsze momenty – ponownie na końcu mamy do czynienia z magią i bardzo często sięgamy po broń – ale autorzy w sukcesywnie starają się zbalansować walkę i eksplorację do tego stopnia, że trudno tutaj o nudę. Na uwagę zasługuje również ciągła akcja – jeśli nie zamierzacie tracić czasu na wątki poboczne, to wskakując na początku historii w kolejkę nazwaną „nieśmiertelność” nie będziecie chcieli ani na chwilę wysiadać. Niektórzy pewnie będą narzekać na dość przewidywalną opowieść, ale w sumie już poprzedni wątek pokazał ramy, w których autorzy chcą się poruszać, a kontynuacja korzysta z tych samych schematów.
Wybierz swój styl
Bez wątpienia sporym sukcesem deweloperów jest odpowiedni balans. Tym razem niemal każde starcie możemy wykonać na dwa sposoby – pomijając nieszczęsną końcówkę. Jeśli preferujecie ciche zabijanie, to Croft czai się w krzakach, wskakuje na rywali z drzew lub nawet wciąga oprychów do wody – możliwości bezszelestnego zabijania są rozbudowane i dzięki odpowiedniej budowie miejscówek można śmiało zabawić się w asasyna. Możecie oczywiście wybrać bardziej otwarte eliminowanie rywali i niczym Rambo chwycić w zgrabne dłonie łuki, karabiny, rewolwery, strzelby, czy też nawet czekan - taka rozgrywka również sprawia przyjemność. Ponownie każdy ze sprzętów możemy ulepszyć, a dzięki zdobytym surowcom zwiększamy obrażenia, celność, szybkość przeładowania, maksymalną ilość amunicji lub szybkostrzelność broni. Nie możemy przy tym zapomnieć, że biegając po lokacjach znowu trafiamy na wielkie skrzynie, w których znajdujemy części do kolejnych zabawek, więc w zasadzie cały czas ulepszamy lub zyskujemy nowe uzbrojenie.
Lara za każdą poprawnie wykonaną aktywność zbiera punkty doświadczenia, które może inwestować w trzy drzewka umiejętności – awanturnik, łowca, twardziel... Kojarzycie? Twórcy specjalnie nie kombinują i do znanego zestawu zdolności typu „nerwy ze stali” (wydłuża czas precyzyjnego celowania), „zbieracz” (zbieramy więcej amunicji z ciał wrogów), czy też „szybkie wytwarzanie”, dodają kilka istotnych nowości takich jak wyczuwanie bicia serc zwierząt poprzez instynkt przetrwania lub możliwość wspinania się po strzałach. Wszystkich umiejętności jest 52, a przy pierwszym przejściu bez problemu nauczyłem Larę wszystkich skillów łowcy oraz ponad połowę z awanturnika... Reszta przyjdzie przy kolejnych posiedzeniach.
Starcia z przeciwnikami są satysfakcjonujące, ale deweloperzy już na samym początku gameplay pokazują, że w Rise of the Tomb Raider chcą zaserwować odrobinę zmienioną rozgrywkę niż zaprezentowana 2 lata temu. W tej sytuacji nie możecie oczekiwać jakiejkolwiek rewolucji, ale na pewno przyjemna ewolucja wielu zadowoli. Swoboda w podejmowanych starciach jest na tyle udanym elementem, że nową przygodę poznawało mi się zdecydowanie lepiej niż reboot z 2013 roku... Tutaj faktycznie możemy wybrać swoją drogę eliminowania przeciwników.
Większy świat, większe grobowce!
Twórcy przed premierą chwalili się, że przygotowali świat trzykrotnie większy od poprzedniego, ale moim zdaniem akurat w tym tytule nie docenia się tak bardzo wielkości, jak piękno przygotowanych lokacji. Rise of the Tomb Raider wygląda niejednokrotnie wyśmienicie, a syberyjskie lokacje są wprost przesycone klimatem... Oczywiście na osobną uwagę zasługuje każdy grobowiec, który oświetlany przez świetliki (światło chemiczne) prezentuje się wprost fenomenalnie – na tej generacji już kilkukrotnie mieliśmy do czynienia z wybitną grą światła i cienia, a Crystal Dynamics udowadnia, że również potrafi zabawić się tym efektem. Nic nie robi takiego wrażenia jak oślepienie przez jasne słońce w momencie wychodzenia z jaskini! Ta gra wygląda genialnie, choć niektóre lokacje – głównie ciemne – już nie prezentują tego pazura. Na kilka słów prezentacji zasługuje również sama Lara – może i tym razem kobitka nie emanuje wielkim biustem, a jej tyłeczek też nie należy do najbardziej krągłych, ale dziewoja wygląda bardzo naturalnie. Jej ruchy podczas podchodzenia do ogniska, balansowanie ciałem podczas licznych wspinaczek, czy też wynurzanie się z wody i poprawienie włosów – są to niby detale, ale warto docenić pracę grafików. Trudno również powiedzieć coś złego o muzyce, która po prostu „jest”. Bez zbędnej ekscytacji, choć niektórych z Was na pewno ucieszy polski dubbing. W roli głównej ponownie wystąpiła Karolina Gorczyca, która nie zaskakuje, ale również nie masakruje znanej archeolog. Jej głos usłyszeliśmy już w 2013 roku, więc w sumie wiecie, czego możecie się spodziewać.
Wracając do samego świata, to znowu otrzymujemy półotwarte lokacje, w których znacznie częściej musimy wykazać się umiejętnościami eksploracyjnymi. Twórcy w kampanii promocyjnej skupili się na walce z dziką naturą i choć temat w moim odczuciu został w połowie potraktowany po macoszemu, to jednak wspinaczka po zlodowaciałych ścianach sprawia przyjemność. Croft kolejny raz bardzo często korzysta z łuku, dzięki któremu może zaczepiać linę i przesuwać wielkie elementy, używa strzał, by następnie się po nich wspinać lub manewruje grubym sznurem niczym Indiana Jones pokonując duże odległości. Tutaj naprawdę często wspinamy się, biegamy po walących się lokacjach lub za pomocą czekana tworzymy sobie nowe przejścia w zniszczonych murach, a taka rozgrywka jest miłą alternatywą od podrzynania gardeł przedstawicielom Trójcy. Ta przyjemność jest kontynuowana w licznych grobowcach, do których możemy wstąpić. Tylko do trzech musimy faktycznie wejść i rozwiązać postawioną przed nami zagadkę, ale ja osobiście zdecydowanie lepiej bawiłem się w tych opcjonalnych zakamarkach. Początkowo nie każdy możemy spenetrować, ale warto wrócić do wcześniej poznanych lokacji i wcielić się w prawdziwego poszukiwacza skarbów. Każda miejscówka to nowa zagadka, a deweloperzy szczególnie postarali się przygotowując grobowce z zdecydowanie większym rozmachem. Choć łamigłówki opierają się na znanych zasadach – przesuń, przeskocz, znajdź wejście itd. – to jednak dzięki swojej wielowątkowości potrafią wycisnąć ostatnie soki. A warto się męczyć, bo za wszystkie umysłowe tortury jesteśmy nagradzani ciekawymi nagrodami. W końcu deweloperzy wpadli na pomysł i rzucają przed stopy smakowite marchewki. Podczas eksploracji przydaje się również zaglądać na ścienne malunki lub szukać specjalnych, rozrzuconych po świecie zapisów – dzięki informacjom Lara uczy się języka mongolskiego, rosyjskiego oraz greckiego, by móc dogłębniej poznać historię czy otrzymać informacje o ukrytych skarbach!
Dzikość w surowych punktach
Dzikość Rise of the Tomb Raider została przez autorów potraktowana w moim odczuciu połowicznie, bo choć przemieszczanie się po górach robi wrażenie, tak już zdecydowanie za rzadko jesteśmy świadkami druzgocącej i wyrzucającej z trampek siły natury. Jedna efektowna burza i trzy walki ze zwierzyną na kilkanaście godzin zabawy...? Wątek główny nie został zbudowany wokół tego tak reklamowanego elementu i jest to dla mnie sporym rozczarowaniem. Rozumiem, że w zasadzie tylko na początku, gdy jeszcze nie posiadamy mocnej broni, niedźwiedź może nam zrobić faktyczną krzywdę, ale nie obraziłbym się na kilka mocniejszych wichur. Nawet ten motyw ze zwierzyną mógł zostać lepiej ugryziony, bo po pierwszym spotkaniu „trzeciego stopnia” chcemy więcej, więcej, więcej, a nie dostajemy w zasadzie nic... Podobnie jest z Larą, która chciała wyruszyć na wielką terapeutyczną wyprawę, ale również ten wątek został zatracony w gęstwinie biegania za nieśmiertelnością.
Progres bez wątpienia łatwo zauważyć w samym craftingu – Lara zbiera teraz tkaniny, zioła, surowce, grzyby, twarde drewno, pióra, ropę, części ciał zwierząt, egzotyczne skóry, magnezyt, części mechaniczne, bizantyjskie monety oraz chromit. Wszystkie przedmioty pozwalają przygotowywać nowe zabawki, ulepszać bronie lub po prostu uleczyć piękną archeolog. W poszukiwaniu kolejnych materiałów pomaga instynkt przetrwania, który zaznacza wszystkie smakołyki będące w zasięgu wzroku... Warto na pewno dodać, że dla przykładu stworzymy różnorodne strzały (zapalające, ciche, wybuchowe, trujące), kołczan, zasobnik na amunicję oraz torbę na ramię.
Twórcy tym razem nie zdecydowali się na standardowy tryb sieciowy, ale postanowili zaoferować śmiałkom rankingi. Bieganie po lokacjach na czas nie jest dla mnie udanym wariantem zabawy... Każdy rozdział możemy powtórzyć, by rywalizować ze znajomymi, ale nie widzę w tym głębszego sensu. Z drugiej strony możemy spróbować specjalnych wypraw, czyli mini-misji, które są tworzone przez graczy – tutaj dla przykładu musimy znaleźć rozrzucone artefakty, wyeliminować dziką zwierzynę lub oprychów... Zadania tworzymy za pomocą specjalnych kart, a ich zakup możliwy jest dzięki gotówce zebranej w grze – wybierając odpowiedni zestaw możemy dla przykładu zmniejszyć możliwości łuku lub dopakować miśka... Taka zabawa wygląda już dużo sensowniej, choć odnoszę wrażenie, że dopiero w późniejszym terminie pojawią się w tym trybie ciekawe wyzwania.
Powinniście jednak wiedzieć, że gra jest naprawdę spora. Nawet po zakończonym wątku możemy bez problemu powrócić do rozgrywki, by następnie przeszukać wszystkie grobowce, biegać za artefaktami, dokumentami, freskami, zestawami survivalowymi, skrzyniami z monetami, skarbami, brać udział w kolejnych wyzwaniach lub po prostu zatopić się w misjach dodatkowych. Te ostatnie działają na standardowej zasadzie – idź, zabij, przynieść – ale pasują do ogólnego charakteru pozycji i przedstawionych realiów.
[ciekawostka]
Więcej, mocniej, lepiej, ale bez rewolucji
Rise of the Tomb Raider to wzorowy przykład kontynuacji. Historia, rozgrywka, umiejętności, crafting, eksploracja – to wszystko już było, ale wróciło w mocniejszym, lepszym wydaniu. Twórcy kilka lat temu przygotowali plan na rozwój tego uniwersum i umiejętnie go realizują. Bez zbędnych dodatków, niepotrzebnych udziwnień, ale z kosmetycznymi zmianami.
Podobał Ci się reboot z 2013 roku? Tutaj będziesz zachwycony, bo gra realizuje wcześniejszą ideę i rozwija ją dosłownie w każdym miejscu. Crystal Dynamics serwuje w moim odczuciu jedną z najlepszych przygód Croftówny i z niecierpliwością wyczekuję na kontynuację... Ta na pewno nadejdzie!
Tutaj trudno się nudzić, widoki potrafią zachwycić, a rozgrywka jest odpowiednio zbalansowana. Potrzeba więcej? Nie... Nawet pomimo słabszej końcówki i niewykorzystanego potencjału dzikiej natury, Lara ponownie nie zawodzi.
Ocena - recenzja gry Rise of the Tomb Raider
Atuty
- Syberia potrafi zachwycić
- Ciekawa opowieść
- Zbalansowana rozgrywka
- Wielkie grobowce
- Mnóstwo rzeczy do zrobienia
Wady
- Gdzie ta dzika natura?
- Końcówka historii odrobinę zawodzi
- Brak rewolucji
Więcej i lepiej. Bez rewolucji, ale z satysfakcjonującą ewolucją. Gra marzenie dla fanów Lary, ale reszta też może sprawdzić, bo Croft ponownie nie zawodzi!
Graliśmy na:
XONE
Przeczytaj również
Komentarze (97)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych