Chivalry: Medieval Warfare - recenzja gry
Wielu młodych chłopaków marzy lub marzyło o tym, aby cofnąć się w czasie i móc poznać najprawdziwszych rycerzy, wielkich, wspaniałych wojowników, którzy prócz umiejętności w walce wręcz cechowali się wielkim honorem, szacunkiem i, cóż, rycerskością. Część z tych młodzieńców szybko wyrasta z jarania się rycerzami, innym przeradza się to w pasję na całe życie. Jedni i drudzy mogą położyć łapska na Chivalry: Medieval Warfare i poczuć chrzęst łamanych kości i zobaczyć strugi krwi płynącej z pokonywanych przeciwników. Pytanie, czy warto?
Mroczny rycerz, choć nie do końca
Sytuacja przedstawiona nam przez twórców gry wygląda zachęcająco. Przejmujemy kontrolę nad średniowiecznymi zakapiorami i naparzamy się po łbach (i nie tylko) do upadłego i jeszcze trochę. Schemat prosty, ale jednocześnie niezwykle miodny i satysfakcjonujący, a do tego sprawdzony na wersjach pecetowych. Przeniesienie na konsolę miało się wiązać z pewnymi ograniczeniami i wielu graczy, którzy mieli styczność z wcześniejszymi edycjami gry miało wątpliwości, czy wersje konsolowe nie będą potraktowane po macoszemu i odarte z cech, które czyniły wcześniejsze wydania hitami.
Ostatecznie gra wygląda w porządku, nie ma rewolucji i nie wywiera ogromnego wrażenia, ale i nie męczy, nie nudzi, nie odrzuca od pada, pozwala się wciągnąć i dobrze spędzić czas rozwijając swoją postać i dając różne możliwości rozgrywki. Jeśli ktoś naprawdę lubi te klimaty (ja zaliczam się raczej do osób neutralnych), to może się szybko odnaleźć i mieć rozrywkę na długie godziny.
Razem lepiej
Rozgrywka opiera się na multiplayerze, co jest sensownym rozwiązaniem, bo zawsze przyjemniej podejmować kolegów i walczyć u ich boku, niż spędzać czas na przebijaniu się przez anonimowych wirtualnych oponentów. Graczy jest sporo i nie ma problemu ze znalezieniem kompanów do zabawy, co dla gier sieciowych jest absolutnym musem. Nawalać się maczugami i mieczami po czerepach można w kilku trybach, między innymi Team Deathmatch (walki drużynowe) i Free For All (każdy na każdego). Całość przybiera często dosyć chaotyczną formę, detekcja ciosów nie zawsze działa jak powinna i momentami walki zdają się mieć dosyć przypadkowy przebieg. W grze opartej na walce wręcz precyzja powinna być kwestią podstawową i najwyższej wagi, tutaj bywa różnie. Bardzo często jesteśmy atakowani zanim zdążymy połapać się co się dzieje. Ktoś powie, że to dobrze, bo w prawdziwej walce też możemy zostać zaskoczeni, ale tutaj najczęstszą konsekwencją jest frustracja po tym jak zginęliśmy, a nie wiemy nawet dlaczego.
Gracze mogą wybrać swoją postać z jednej z czterech dosyć standardowych klas. Mamy więc zręcznego łucznika nieocenionego w pojedynkach na długim dystansie, wojowników operujących brońmi jedno i dwuręcznymi, oraz klasycznego rycerza z pełnym ekwipunkiem. Każda postać niesie za sobą nieco inny styl walki, umiejętności, a także prędkość zadawania ciosów, co zmusza gracza do przemyśleń nad strategią zmagań. Jeśli wolisz wykańczać rywali z zaskoczenia i na odległość, łucznik jest lepszym wyborem niż potężny i wytrzymały, ale dosyć toporny i powolny w obsłudze rycerz. Każdy może znaleźć swój sposób na skuteczną walkę i łączyć ataki w brutalne kombinacje, co wymaga jednak nie lada zręczności i dobrego timingu, a i tak nie daje gwarancji sukcesu, kiedy przeciwnicy mają przewagę liczebną, lub gra się przytnie w kluczowym momencie, co niestety się zdarza.
Na Kijów, brateńki!
Grafika nie jest najmocniejszą stroną tytułu od Activision. Na PlayStation 4, które często potrafi pozytywnie zaskoczyć fajerwerkami graficznymi, Chivalry wypada blado. Animacja wygląda archaicznie, postaci i pola bitewne wyglądają jak z ubiegłej epoki i nie jest to kwestia umieszczenia realiów gry w średniowieczu. Wiadomo, że gra jest po to, żeby w nią grać, a nie ją oglądać, ale trzeba powiedzieć otwarcie, że w obecnych czasach gracze mają już pewne wymagania i grafika musi stać choćby na przyzwoitym poziomie, a tutaj tego zdecydowanie brakuje. Efekt ostateczny jest taki, że widać pośpiech albo lenistwo twórców, którzy niespecjalnie się postarali, żeby wersje konsolowe poczyniły krok naprzód w stosunku do komputerowych odpowiedników. Sama rozgrywka też momentami potrafi zirytować, bo Chivalry lubi się przyciąć, co negatywnie wpływa na płynność poruszania się postaci oraz oczywiście walk.
Kiedy człowiek zgłębi już meandry podstawowych ataków i bloków w trybie treningowym (należy przyznać, że dosyć prostym) rzuca się na głęboką wodę i zaczyna podejmować rzeczywistych przeciwników. Zaczyna się prawdziwa młócka, mocno chaotyczna, ale na początku jednak dająca sporo satysfakcji. Z czasem mniejsze lub większe problemy z systemem walki i schematyczność dają o sobie znać i gra przestaje bawić. Jednym znudzi się szybciej, drugim później, ale niestety nie jest to tytuł, który zatrzyma gracza przy konsoli tygodniami.
Zrobić komuś, ekhm, jesień średniowiecza
Aspekty dźwiękowe, w przeciwieństwie do graficznych, należą do zalet Chivalry: Medieval Warfare. Odgłosy walki, pokrzykujący wojownicy nastrajający się do stawania w szranki, czy też jęki zawodu i rozpaczy ranionych barbarzyńców dodają pewnej dozy realizmu naszym konsolowym poczynaniom.
Podsumowując, Chivalry: Medieval Warfare jest w moim mniemaniu typowym średniakiem, który można potraktować jako opcję na spędzenie chwili, lub paru chwil wolnego czasu, jednak nie ma głębi, systemu walki, ani tego czegoś, co przyciągnie gracza do konsoli na długi czas. Na pewno będzie gratką dla fanów tematyki i wnosi coś innego od klasycznych bijatyk czy strzelanin, ale nie jest wykonane na odpowiednio wysokim poziomie, żeby zainteresować niedzielnych męczyguzików.
Ocena - recenzja gry Chivalry: Medieval Warfare
Atuty
- Tematyka; klimat średniowiecza
- Dźwięk
- Multiplayer
Wady
- Grafika
- Przycinanie
- Po pewnym czasie schematyczność
Gra warta uwagi dla fanów rycerskiej naparzanki. Szału nie ma, ale można pograć z doskoku.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych