Reklama
This War of Mine: The Little Ones - recenzja gry

This War of Mine: The Little Ones - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 24.01.2016, 19:02

Prezes spółki, zdolny prawnik, uczeń podstawówki, kucharz, przedszkolanka, utalentowany piłkarz, pracownik budowalny, nauczyciel, barman, prostytutka… Wojna dosięga każdego i właśnie najnowsza produkcja rodzimego 11 bit studios idealnie pokazuje, że podczas konfliktu zbrojnego nie ważna jest nasza przeszłość. W tych niezwykle trudnych chwilach liczą się tylko umiejętności, mocna psychika i podejmowanie właściwych wyborów. Pociągniesz za spust widząc chorego staruszka? Odbierzesz dziecku ostatnie leki? Zabijesz? This War of Mine: The Little Ones to gra o decyzjach, które warto przeżyć tylko i wyłącznie z kontrolerem w dłoni.  

My jesteśmy szczęśliwcami. Żyjemy w miarę spokojnych czasach, cieszymy się życiem, poznajemy ludzi, pielęgnujemy swoje hobby, uczymy się, zarabiamy, żyjemy. Nie każdy ma tak dobrze i mam wrażenie, że często o tym zapominamy. Jednak właśnie takie gry jak This War of Mine: The Little Ones potrafią sprowadzić na ziemię i trząsnąć człowiekiem. Ludzie każdego dnia walczą o jakiekolwiek jutro i namiastkę, szczyptę, mały kawałek tej tragedii serwuje właśnie produkcja przygotowana przez rodzime studio. Twórcy oferują w zasadzie prostą rozgrywkę, bez wielkiej akcji, efektownych wybuchów… Tutaj wszystko dzieje się bardzo spokojnie, ale właśnie dlatego doceniamy każdy najmniejszy element projektu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, ten... Umiera

W This War of Mine: The Little Ones wcielamy się w grupę zwykłych ludzi, którzy żyją w fikcyjnym kraju podczas krwiożerczej wojny. Tutaj stale słychać wybuchy, najeźdźcy atakują, żołnierze giną, a naszym zadaniem jest przetrwanie kolejnych dni… Kiedyś ten chaos musi się zakończyć, a my możemy tylko i wyłącznie walczyć o przetrwanie. Rozgrywka została podzielona na dwa etapy związane z upływającym czasem. Za dnia możemy kierować dostępnym zespołem, który znajduje się w kryjówce-domu. W tym czasie nie możemy opuścić miejscówki i powinniśmy się zajmować tylko i wyłącznie rozbudową dostępnej bazy. Na początku trzeba oczyścić każdy kąt, pozbierać cenne surowce, a później możemy tworzyć pierwsze przedmioty. Łóżko, kuchenka, fotel, aparat bimbrowniczy, a może warsztat? Każdy obiekt wymaga niezwykle cennych materiałów, więc nawet najmniejszy ruch trzeba dobrze przemyśleć. W produkcji zawsze czegoś brakuje, ale na szczęście nie jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na produkty dostępne w naszych czterech kątach.

Najciekawszy element gry rozpoczyna się tuż po zmroku. Z zabawą startujemy od wyznaczenia zadań ocalałym – kto idzie plądrować okolicę? Kto zostanie na straży? A kto wyśpi się w wygodnym łóżku? – by następnie wybrać jedną z lokacji i rozpocząć poszukiwanie przedmiotów. Im dłużej gramy, tym na mapie pojawi się więcej dostępnych miejsc, w których znajdziemy jedzenie, leki, części, narzędzia, broń, ale oczywiście też innych ludzi. Na początku najlepiej wybierać bezpieczne lokacje, ponieważ istnieje większa możliwość zebrania cennych przedmiotów nie narażając się na utratę zdrowia, czy też nawet bohatera. 

Śmierć w grze jest permanentna, a każdą decyzję należy bardzo dokładnie przemyśleć. Postacie mają ograniczony ekwipunek, więc za pierwszym razem nigdy nie zbierzemy wszystkich przedmiotów i z tego powodu lepiej zapisywać sobie na kartce rzeczy, które pozostawiliśmy w miejscach – taka mała podpowiedź na dobry początek… W tej pozycji naprawdę nie ma miejsca na pomyłki, bo jedna decyzja może sprawić, że rozpoczniemy przygodę od początku… I choć każda opowieść jest odrobinę inna od poprzedniej – losowo generowane wydarzenia dają radę! – to jednak sama budowa gry oraz zawartość sprawia, że kolejne podejścia mniej bawią.

Wróćmy jeszcze na chwilkę do szabrowania – radujmy się i wzywajmy imię najświętszego, gdy akurat nie natrafimy na innych ludzi, a ponadto udało się nam zebrać niezbędne surowce… Ale oczywiście takie rzeczy zdarzają się tylko podczas pierwszych 2-3 dni. Później czy tego chcemy czy też nie, musimy stanąć oko w oko z ocalałymi i właśnie tutaj rozpoczyna się prawdziwa zabawa. 

Wybory moralne pojawiają się od samego początku. Spotkanie staruszków ukrywających się w swoim domu nie jest łatwe. Oni nas nie zaatakują, nie są zagrożeniem, ale posiadają jedzenie, surowce oraz niezbędne części… Ograbisz ich czy stracisz cenną dobę i narazisz swój obóz na nieodwracalne straty? Innym razem natrafisz na dzieciaka opiekującego się chorym rodzicem… Dasz radę pozbawić go życia i rozgrabić każdy pokój w jego mieszkaniu? Pomożesz umierającej dziewczynie? Takie trudne decyzje pojawiają się w This War of Mine od pierwszych chwil i bez wątpienia jest to najmocniejsza strona produkcji. Twórcy bawią się z nami, my się męczymy, a podjęte wyroki zostawiają ślad w psychice bohaterów oraz graczy. Trudno czasami wybrać kogo tak naprawdę ocalić, a z własnego doświadczenia wiem, że niektóre wydarzenia wywołują sporo kontrowersji i dyskusji wśród graczy… Ja z żoną długo dyskutowałem na temat niektórych rozstrzygnięć i bez wątpienia dla takich chwil warto sięgnąć po grę 11 bit studios. Ciekawym doświadczeniem jest również przyglądanie się jak bohaterowie reagują na sytuację z ekranu – zabicie bezbronnych ludzi wpływa w zasadzie na całą grupę… Niektórzy są załamani, inni unikają rozmów, a w ostateczności możemy być świadkami samobójstw.

To oczywiście nie koniec przyjemności, bo bezbronnych cywili można wyliczyć na palcach jednej ręki. Zdecydowanie częściej wpadniemy na obładowanych wielkimi gnatami strażników, którzy będą bronić każdej najmniejszej śrubki. Właśnie z tego powodu szybko musimy przygotować mocną amunicję, a do tego potrzebujemy ulepszyć warsztat,  trzeba więc wyruszyć po niezbędne części... Zabawa kręci się w kółko do upadłego, bo zawsze czegoś brakuje, zawsze mamy mało, a na domiar złego od czasu do czasu możemy zostać zaatakowani i w najlepszej sytuacji stracimy tylko kilka rzeczy. W najlepszej, ponieważ niemal zawsze jeszcze nasza ekipa zostanie mocno poturbowana, a wtedy musimy posiadać bandaże oraz leki. Dobrze jest znać swój zespół i wykorzystywać mocne atuty bohaterów – tutaj nie musimy studiować żadnych podręczników… Kucharz gotuje, złota rączka buduje i ulepsza, a ta wygadana bierze w obroty handlarza, który systematycznie puka do naszych drzwi. Miły facet często wpada z ciekawym towarem, ale należy przygotować odpowiednie przedmioty (bimber!), by móc zainteresować go swoją ofertą.

Wojna na szczęście nie trwa w nieskończoność, a w okolicach 35-45 dnia może nastąpić oficjalne zawieszenie broni. Jednak przetrwanie tak sporego czasu wymaga ogromnej dyscypliny i odpowiedniego planu. Gra jest wymagająca i przez różne wydarzenia – zima, ataki szabrowników, braki w przedmiotach, problemy z chorymi i rannymi, trudne decyzje moralne – trzeba się faktycznie natrudzić, by dotrwać do zakończenia z całym zespołem. Muszę jednak zaznaczyć, że przez budowę pozycji tutaj niemal stale robimy to samo… Jeśli nie wkręcicie się w losy bohaterów, nie złapiecie wojennego bakcyla, to po pierwszej porażce nie będziecie chcieli wrócić do rozgrywki. Od pewnego momentu wyraźnie brakuje zawartości i przez to stale budujemy te same przedmioty, później je ulepszamy, wybieramy się do znanych miejsc i nawet liczba wydarzeń pozostawia pewien niesmak. Odrobinę sytuację ratują losowo generowane historie, ale i tak za każdym razem robimy to samo.

[ciekawostka]

Staruch, smark, ta brzydka, czy może Ty? Kto umrze pierwszy?

11 bit studios przygotowując tytuł na konsole postanowiło dodać do gry dzieciaki i ta decyzja naprawdę mocno zmienia rozgrywkę. Może i w tej sytuacji nie możemy liczyć na wielką rewolucję, ale najmłodsi zdecydowanie zwiększają poziom trudności. Musimy organizować im zabawę, tworzyć zabawki, tracić czas na długie rozmowy, a ponadto nie mogą oni wykonywać większości obowiązków… Zachęcam do stworzenia podczas swobodnej rozgrywki wielopokoleniowej rodziny – dzięki tej opcji wybieramy bohaterów (można też stworzyć nowe postacie!), liczbę dni do zawieszenia broni, miejscówki, moment nadejścia zimy oraz jej intensywność, a nawet ustalamy poziom trudności. Podczas takiej gry odczujecie siłę rodzicielstwa na zupełnie nowym poziomie… Martwiąc się o jedzenie, chorych i brak desek, będziecie zmuszeni do zabawy i długich męczących rozmów.

This War of Mine nie błyszczy wyjątkową grafiką, bo autorzy w trakcie przygotowania oprawy zdecydowali się na nietypowe rozwiązanie (węgiel), jednak wybór okazał się strzałem w dziesiątkę, Produkcja w fenomenalny sposób łączy się z przedstawionymi realiami. Dodajmy do tego wpadającą w ucho nutę i pod względem niepokojącej atmosfery otrzymujemy małe arcydzieło. W ten tytuł gra się z przyjemnością i należy na pewno dodać, że autorzy nie nawalili w temacie optymalizacji - pozycja działa płynnie (60 klatek), a podczas rozgrywki nie napotkałem większych problemów. Jedynie można przyczepić się do obsługi kontrolera – czasami trudno trafić na wybrany przedmiot, a innym razem bohater pobiegnie w złym kierunku – ale pewnie te niedogodności zostaną wyeliminowane przez jedną z pierwszych aktualizacji.

Wojna jakiej nie znamy i jakiej nie chcemy doświadczyć

Gier traktujących o wojnie powstało już mnóstwo, ale pewnie żadna dotychczas nie robiła tego w ten sposób. 11 bit studios oferuje niespotykane wcześniej doświadczenie i zachęca do długich dyskusji. To bez wątpienia nie jest produkcja dla wszystkich, a na domiar złego brakuje od pewnego momentu zawartości, ale jednocześnie z tytułem trzeba się zapoznać. Pierwsze próby przetrwania zapamiętacie na długo… My jesteśmy szczęściarzami i choć zazwyczaj tego nie doceniamy, to akurat This War of Mine może niektórym otworzyć oczy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry This War of Mine

Atuty

  • Przerażający obraz wojny
  • Wybory moralne wpływające nie tylko na grę
  • Gra z wielkim przesłaniem
  • Wysoki poziom trudności
  • Atmosfera, grafika, muzyka
  • Optymalizacja daje radę

Wady

  • Od pewnego momentu brakuje zawartości
  • Czasami nawala kontrola bohaterów

Produkcja pokazująca okrutne realia wojny i choć po pewnym czasie razi ograniczona oraz niezbyt urozmaicona zawartość, to w ten tytuł trzeba zagrać. Gra potrafi wymęczyć, ale jednocześnie pozwala nam zrozumieć, że jesteśmy szczęśliwcami.
Graliśmy na: XONE

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper